Tak doskonale wiedziałem, że dla niego ślicznie wysiadałem, jeszcze w sumie nie usłyszałem od niego, że źle wyglądam, a czasem naprawdę wysiadałem źle i co? I nigdy mi tego nie powiedział, a powinien.
– Dziękuję – Nie poruszając tematu wyglądu moich włosów, zerknąłem na dzieci, które były już gotowe do drogi.
No tak tego można byłoby się spodziewać, chcąc jak najszybciej dostać się do swojego dawnego domu, gdzie mają bliskich, za którymi na pewno tęskną tak jak i my.
Chociaż, czy Sorey tęskni za naszym dawnym domem? Tego nie wiem, chociaż przypuszczam, że on to nie tęskni za naszym dawnym domem, tam nie ma nic, za czym mógłby tęsknić i tego jestem pewien.
– Proszę mamo gorąca czekolada, chcesz może jeszcze coś zjeść? – Zdziwiony zabrałem kubek od mojej córki.
– Dziękuję i nie, raczej nie będę nic jadł, nie jestem głodny – Zapewniłem, biorąc pierwszy łyk gorącego niepokoju.
Miło z ich strony, że tak o mnie pomyśleli, a może miło mi dlatego, że to ich tata o mnie pomyślał, bo tak szczerze, znając nasze dzieci one rzadko kiedy myślą o mnie, czy o tacie to zdecydowanie zdążyłem już zauważyć.
Hana, kiwając głową, wróciła do przygotowania posiłków, a więc tak naprawdę nie byliśmy tu w ogóle potrzebni. Dzieciaki już wszystko zrobiły same, Lailah czekała już tylko na ich gotowość do drogi, a my, cóż, nam pozostało po prostu tu być i dobrze wyglądać, chociaż, i to nie do końca nam wychodziło.
Nie chcąc im przeszkadzać, obserwowaliśmy ich z boku, nie przeszkadzając w przygotowaniach.
Sorey wyciągnął mnie z kuchni prosto do salonu, gdzie wspólnie zajęliśmy kanapę, nie przeszkadzając, po prostu czekając.
Nie musieliśmy zbyt długo czekać, wręcz przeciwnie kilka chwil i już musieliśmy się żegnać z naszymi bliskimi.
– A więc zostaliśmy sami – Usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos należący do mojego męża.
– Zostaliśmy, proponuje jednak poczekać by odeszli kawałek dalej – Zaproponowałem, wiedząc, że zawsze mogą po coś wrócić, a my przecież nie chcę, aby nas zobaczyli, nie jesteśmy zwierzętami, możemy poczekać jeszcze chwilę.
– Oj daj spokój, nie każ mi dłużej na siebie czekać – Nim zdążyłem coś zrobić. Sorey chwycił mnie w swoje ramiona, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Nie potrafiąc mu się oprzeć, pozwoliłem się ponieść, odwzajemniając jego pocałunek, nie opierając się, całkowicie, dając się ponieść.
Czułem, że bardzo chce mnie, chcę teraz i tu na każde możliwe sposoby, czułem jego dotyk, jego dłonie mocno zaciskające się na moim ciele.
Nie chciałem, aby teraz przerywał, zdjąłem jego koszulkę, pragnąc jego bliskości jak nigdy dotąd.
Czułem jego ostre zęby, które wbijały się w moje ciało, gdy jego dłonie mocno dociskały do ściany.
Moje ciało zadrżało z podniecenia, a z gardła wydostało się głośne jęknięcie. Na pana mego jak strasznie słaby jestem, jak niewiele mi potrzeba, abym całkowicie stracił przy nim zmysły.
Mój mąż dobrze wiedział, co robić i jak zrobić, abym całkowicie mu się oddał, nie zadając pytań, nie myśleć, w tej chwili należałem do niego w ciało, a on bez zbędnego gadania robił ze mną co tylko chciał.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz