środa, 18 czerwca 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Mikleo zniknął w łazience, a ja wszedłem do kuchni, witając się ze wszystkimi i stając sobie w kącie, by zająć się jedzeniem dla Psotki oraz wymianą wody. Lepiej, bym się do nikogo nie zbliżał i nikogo nie nagabywał. Później się tylko z nimi pożegnam, będę życzył im dobrej zabawy, i wracam do mojego męża. Tak będzie najlepiej dla wszystkich, mało się odzywać, mało angażować i tak będzie najlepiej dla moich najbliższych. 
– Też ci coś przygotować, tato? – zapytała grzecznie Hana, na co musiałem odmówić. Dzięki temu, że nie miałem żadnych uzależnień, całkiem dobrze zaniosłem ten pobyt zniosłem. Jedyne, czego mi tam brakowało, to Mikleo. 
– Nie, skarbie, dziękuję. Najedzcie się i napijcie, bo czeka was długa podróż – podziękowałem ładnie, skupiając się na jedzeniu dla zwierzaków. Trzeba było nakarmić w końcu naszego wspaniałego psa, i dać coś kotom, których w sumie od powrotu nie widziałem. Oby tylko im nic nie było. Może i mnie teraz bardzo nie lubiły, i się mnie bały, ale mi dalej na nich zależało. Chciałem, by miały dobre życie, są moją odpowiedzialnością i z chęcią zajmowałbym się nimi, gdyby tylko mi na to pozwoliły, a w tej chwili nawet nie mogłem do nich podejść, bo zaraz uciekały. 
Psotka, słysząc brzdęk miski, od razu do mnie podbiegła, machając tym swoim ogonkiem. Jak dobrze, że ona się już mnie nie boi, był moment, że bałem się, iż trzeba ją będzie komuś oddać, bo przebywanie ze mną źle wpływało na jej zdrowie. A tak jej obecność dobrze robi i dzieciakom, i Mikleo, i nawet Banshee. 
– Ale wiesz co? Możecie mamie coś ciepłego przygotować. I słodkiego. Czekoladę albo coś takiego, na pewno będzie jej bardzo miło – zaproponowałem po chwili, zdając sobie sprawę, że gdybym był tu sam, to byłaby jedna z pierwszych rzeczy, którą bym zaczął robić. Teraz niestety blat tam jest cały zapchany, więc nie chcę im zabierać jeszcze więcej miejsca. Zresztą, jak tylko wyjdą na pewno z tego blatu skorzystamy. 
Akurat chwilę po przygotowaniu czekolady mój piękny mąż wrócił do kuchni, taki piękny i słodziutki, jak zawsze. Tylko te włoski takie trochę niesforne miał, ale czy mi to w tej chwili przeszkadzało? Może odrobinkę. Za kilkanaście minut to będzie jednak nasz najmniejszy problem, bo nie tylko fryzura jego będzie w nieładzie, ale i całe ciało. Oj, ja już dopilnuję, by jego ciało dobrze sobie o mnie przypomniało i błagało o więcej i więcej. Po tej myśli policzki Mikleo delikatnie, ledwie się zaróżowiły. Oj, nieładnie tak podsłuchiwać czyjeś myśli. A to do mnie miał niejednokrotnie problem. 
– Ślicznie wyglądasz – wyszeptałem mu do ucha, kiedy przechodził obok mnie, obejmując go w pasie i przyciągając do siebie, by móc ucałować w policzek. Oczywiście musiałem być grzeczny, bo przecież dzieciaki patrzyły, chociaż trochę tego nie rozumiałem. Nie były bardzo małe, przecież już interesują się związkami; takie chcą być dorosłe, a mówią „fuj”, kiedy ich ojciec daje buziaka w policzek mamie. Jedno z drugim się trochę wyklucza. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz