Niewiedza na temat stanu zdrowia mojego męża i dzieciaków doprowadzały mnie do szaleństwa, i to dosłownie. Mocno zastanawiałem się nad tym, jak wydostać się z piekła, by nie zostać zauważonym, i bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że to nie jest możliwe. Kilka minut tam to kilka dni tutaj, a w przeciągu tych kilku dni jakaś narada na pewno będzie, i jak się nie pojawię, no to zostanie to od razu zauważone. A później zacząłem się zastanawiać, jakie spotkałyby mnie konsekwencje. A może mógłbym jakoś przerwać tę umowę? Dużo dla nich zrobiłem. Bardzo dużo. Praktycznie zwycięstwo jest na wyciągnięcie ich ręki, czemu muszę robić wszystko za nich? To oni są generałami, na co dzień parają się wojną, walkami, szkolą się do tego całe życie, a ja? Ja chcę tylko żyć spokojnie z moją rodziną. Zostałem stworzony do tego, by ich bronić. Nie powinno mnie tu w ogóle być.
~ Nawet o tym nie myśl – usłyszałem Banshee któregoś wieczoru, kiedy rozmyślałem nad swoją sytuacją. Oczywiście, że wyczuła nad czym myślę. Dużo czasu ostatnio spędzamy, więc nasza więź jest naprawdę silna, znacznie silniejsza niż przed zejściem tutaj.
– Jak mam nie myśleć? Nie wiem, co u niego słychać. Czy wszystko w porządku. Czy żyje. Czy dzieciakom nic nie jest. Ja muszę wiedzieć, czy nic im nie jest, nie obchodzi mnie nic innego – wyznałem, nerwowo skubiąc skórki przy kciukach.
~ Zajrzę do niego. Ten ostatni raz – powiedziała, lekko mnie zaskakując. Ale pozytywnie, bardzo pozytywnie. ~ Raz. I do końca naszego pobytu tutaj skupisz się na robocie. Nie są zadowoleni z twojej pracy, mogą coś kombinować, musisz się skupić.
– Wiem, wiem... ale jak mam się skupić, kiedy nie wiem, co u nich – westchnąłem cicho, doskonale sobie zdając z tego sprawę. Wariuję, i to mocno. Ale jak tylko będę wiedział, że u nich jest w porządku, i że ich wyprawa skończyła się dobrze.
~ Ostatni raz. Nie proś mnie o to już więcej – odparła i nim się zorientowałem, opuściła pokój. Wziąłem głęboki wdech i wydech, próbując uspokoić zszargane nerwy. Za kilka dni wszystkiego się dowiem. I jak tylko będę wiedział, że z Mikleo jest wszystko w porządku, będę mógł w spokoju skupić się na pracy, której już miałem serdecznie dosyć. Byłem naprawdę wdzięczny Banshee za to, że sama wyszła z taką inicjatywą. Co prawda, tylko raz, i przez resztę lat będę musiał jakoś żyć z tą informacją, ale myślę, że mi wystarczy. Jeszcze tylko trochę, u niego to wolniej mija, więc przez tak krótki czas niewiele złego się może u niego wydarzyć. A przynajmniej w to będę wierzyć, by jakoś przetrwać. Trochę tylko szkoda, że Banshee już poszła, dałbym jej kolejną różę dla mojego męża. To jedyny prezent z tego miejsca, który jest go wart. Najważniejsze jednak było to, by jak najszybciej się dowiedzieć o stanie Mikleo, tylko to mnie w tej chwili uspokoi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz