niedziela, 29 czerwca 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Cierpliwie czekałem, aż moja przepiękna Owieczka do mnie wróci, ciekawy oczywiście tego, co takiego mi będzie chciała zaprezentować. Miała tyle ciekawych strojów, więc nie wątpiłem, że wybierze coś idealnego na ten dzień. Chociaż, gdybym ja miał wybrać... co ja bym wybrał? Może suknię ślubną? Dawno nie widziałem go w sukni ślubnej. I tym wianeczku, pończoszkach, bucikach... albo...?
- Sorey? - usłyszałem za sobą, a ja odwróciłem się w stronę jego głosu. 
Stał przed mną z opuszczonym wzrokiem, dłonie splecione z tyłu, stopy rozstawione dokładnie tak, jak go nauczyłem. Strój pokojówki, który miał na sobie - krótka czarna sukienka z białym fartuszkiem, koronkowe pończochy, a pod spodem koronkowa bielizna - przylegał do jego ciała idealnie. Miał zaróżowione policzki i ledwo powstrzymywał drżenie. Był gotowy. A ja miałem ochotę go złamać, po swojemu. Obszedłem go powoli, delektując się widokiem. Zatrzymałem się za jego plecami, położyłem dłoń na jego karku i nachyliłem się do ucha. Skoro ubrał strój pokojówki myślę, że możemy się pobawić.
- Czy pokój został dokładnie posprzątany? - zapytałem cicho, strasznie musząc się powstrzymywać od tego, by nie wziąć go tu i teraz.
- T-tak, panie - odpowiedział natychmiast, głosem lekko drżącym. Oczywiście od razu zrozumiał, w co się bawimy, a nawet nie musiałem go o nic pytać.
- Naprawdę? - Dłonią powędrowałem w dół jego pleców. - A kurze spod łóżka też zebrałeś?
Zamilkł. Wstrzymał oddech. Wiedział, co to oznacza. I byłem bardziej niż pewien, że tylko na to czekał.
Chwyciłem go za włosy i odciągnąłem głowę do tyłu. Jak dobrze, że rozpuścił włosy, znacznie ułatwił mi tym pracę. O wszystkim pomyślał, a ledwo jest w stanie się utrzymać na nogach. Niesamowity.
- Kłamstwo, mój drogi, kosztuje. Na kolana.
Zsunął się z gracją, jakby robił to tysiące razy. A przecież robił. Doskonale go sobie wytrenowałem, i w tym życiu, i w innych także. Oparł dłonie na udach, głowa nisko. Bez słowa podał mi pejcz. Przyszedł przygotowany — to też lubiłem. Coraz bardziej byłem pod wrażeniem jego działania.
- Dziesięć uderzeń. Za kurz. Licz głośno.
Pierwsze przecięło powietrze z charakterystycznym świstem. Uderzyło w jego udo tuż pod rąbkiem spódniczki.
- Jeden, panie - jęknął, a ja dostrzegłem, jak jego biodra mimowolnie drgnęły do przodu.
Podobało mu się to bardziej, niż przyznałby komukolwiek. Kolejne uderzenia padały rytmicznie, a jego głos stawał się coraz bardziej zachrypnięty od pożądania. Po dziesiątym był rozpalony, oddychał ciężko, a jego oczy - gdy w końcu pozwoliłem mu spojrzeć - błyszczały.
- Wstań. Oprzyj się o stół. Spódniczka do góry – powiedziałem, używając krótkich komend. Takie są najlepsze.
Zrobił to bez wahania. Pośladki miał zaróżowione od uderzeń, napięte i gotowe. Rozpiąłem pasek, zsunąłem spodnie, nie odrywając od niego wzroku.
- Powiedz mi, kim jesteś - zażądałem, nachylając się nad nim.
- Jestem pańską służącą. Uległą. Należącą tylko do pana.
- Dobrze, Owieczko. To czas, byś zasłużył na nagrodę.
Wsunąłem się w niego powoli, z premedytacją, chcąc usłyszeć każdy jego jęk, każde stłumione westchnienie. Trzymałem go za biodra, kontrolując każdy ruch, każdą głębokość. On drżał pod moimi dłońmi, rozkosznie rozłożony, całkowicie zdany na mnie. Nie musiałem nic więcej. Wiedziałem, że kiedy skończymy, opadnie na podłogę w ciszy, z policzkami mokrymi od łez spełnienia. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz