Doskonale czułem, że tylko udaje. Nie trzeba było być geniuszem, by to zauważyć; tak udawał tego poważnego, pewnego siebie tylko po to, by później zachowywać się jak uległa suczka. Ja to lubiłem, i on to lubił, i tylko to miało znaczenie. I też tylko ja mogłem go nazywać w ten sposób. Każdy inny zasługiwał na karę. Szkoda, że wtedy temu cwaniakowi nie zmiażdżyłem czaszki. Może jeszcze nie jest za późno? Jak go kiedyś dorwę, nic mnie nie powstrzyma. Żadna umowa. Sama myśl o tym typie sprawiła, że czuję zdenerwowanie, łagodnie to ujmując. A nie powinienem się denerwować i irytować. Nie teraz. Powinienem się skupić na moim mężu, na tym cudownym i słodkim aniołku, dla którego to wszystko robiłem.
- No wiesz, trzeba wybrać to najlepsze wino, by je wypić w całości, tak? A jak wybrać to najlepsze wino, jak nie poprzez degustację? - odpowiedziałem pytaniem, szczerząc się do niego głupio, jak to miałem w zwyczaju. - To dla twojego dobra. Różne są w końcu wina. Jedne są słodkie, inne półsłodkie... a ja dalej nie wiem, jakie jest twoje ulubione.
- No tak, jakiż ja głupiutki – uśmiechnął się niewinnie.
- Właśnie, pozwól mi się rozpieścić. I może do tego jeszcze przygotuję kolację, co? Tylko musisz mi powiedzieć, co chcesz – powiedziałem chcąc, by dla niego wszystko było jak najlepsze.
- A zjesz ze mną tę kolację? - spytał, na co tylko się szeroko uśmiechnąłem.
- Ależ oczywiście. Raz na jakiś czas dla ciebie wszystko. Miałem pięć lat przerwy od jakiegokolwiek jedzenia, zatem... myślę, że się nic złego nie stanie – przytuliłem go do siebie, nie mogąc się nacieszyć tym, że mam go przy sobie, całego i bezpiecznego, i tylko dla siebie. Nie wierzyłem, jak ja mogłem znaleźć sobie kogoś takiego, jak on, albo raczej, że ktoś taki jak on jest przy mnie, pomimo tego, że przecież go krzywdę. Strasznie krzywdzę. On jest albo taki głupiutki, albo taki kochany. Albo i jedno, albo i drugie naraz. No bo jak inaczej wytłumaczyć to zachowanie? No nie da się. - Co więc sobie moja syrenka życzy?
- Cóż, to chyba zależy od tego, jakie wino będziemy pić, tak? Bo do każdego wina pasuje co innego. Na przykład czerwone wina do czerwonego mięsa... a my chyba mamy tylko czerwone, z tego co kojarzę – wyjaśnił, na co zmarszczyłem brwi. Swego czasu kupowałem mu różne wina, i zawsze starałem się wybrać jakieś inne, by miał do wyboru co innego. Ale miał rację, wino musi pasować do obiadu. Czy tam obiadokolacji.
- Może zrobimy tak... dzisiaj degustacja, a jak już dobierzemy idealne wino, to jutro z tym winem obiad? - zaproponowałem takie rozwiązanie, nie przestając mu się przyglądać z uwagą. Coś czułem, ze po dzisiejszej degustacji raczej już niewiele będzie w stanie zrobić, dlatego dobrze chyba kolację przełożyć na jutro. Rano bym zrobił odpowiednie zakupy, wszystko zaplanował... oczywiście po naszej wspaniałej nocy, o ile mój mąż aż tyle wytrzyma.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz