wtorek, 3 czerwca 2025

Od Mikleo CD Soreya

Banshee mimo niechęci i widocznej irygacji malującej się na jej pyszczku odeszła. Widziałem, że miała już dość, że w ogóle nie chciała tu wrócić, po co Sorey ją tu wysłał? Przecież prosiłem go, aby dbał o siebie, a nie o mnie, ja jestem w dobrych rękach, specjalnie zabrałem dzieci na wyprawę, aby nie myśleć, aby dobrze się bawić, a co mam? Demonicznego psa, który za mną chodzi i pilnuje, abym nic sobie nie zrobił.
Westchnąłem ciężko, mając naprawdę nadzieję, że Banshee więcej tu nie wróci, nie jest mi tu potrzebna, jest potrzebna swojemu panu i lepiej, aby przy nim była, bo jeśli jeszcze raz ją zobaczę, to naprawdę się zdenerwuję.
Nie czując obecności ogara, ruszyłem z powrotem do rodziny wraz z Psotką u boku, dogoniłem ich dość szybko, tak więc już po chwili miałem u boku całą swoją rodzinę.
– Daleko jeszcze? – Po trzech godzinach drogi usłyszałem zmęczone głosy moich dzieci, już są zmęczeni? Zdecydowanie za mało treningów i ruchu mają na co dzień, ja z ich tatą podążaliśmy kilka dni, robiąc sobie przerwę jedynie na jedzenie i sen, muszę chyba bardziej popracować nad ich nie tyle, co zachowaniem, ale bardziej wytrzymałością albo nie narzekały po trzech godzinach od wyjścia, że mają już dość.
Podróż trochę trwa, a samo zwiedzanie ruin również nie jest usłane różami, trzeba trochę pospacerować, trochę pomyśleć i po wspinać się gdzieniegdzie, aby zobaczyć to i owo.
– Już prawie jesteśmy na miejscu – Odezwała się Lailah, nie komentując zachowania dzieci, kobieta była bardzo wyrozumiała i cudowna…
Cieszę się, że przybyła tutaj, aby wesprzeć mnie w tej sytuacji i, mimo że nie przepada za moim mężem, jest tu, chociażby dla moich dzieci.
– Już prawie to znaczy ile? – Haru drążył dalej znudzony drogą. I pomyśl, że to mój syn, muszę chyba więcej czasu z nim spędzić i zabierać ich na więcej takich podróży, aby się do tego przyzwyczaiły.
– Jesteśmy na miejscu – Tym razem odezwałem się ja, wskazując na stare posągi z kamienia stojący po obu stronach w połowie zniszczonego wejścia.
– To na pewno bezpieczne? Wyglądają, jakby zaraz miałby się zapaść – Dzieciaki nie były przekonane co do wejścia w ruiny, zdecydowanie za bardzo przesadzając, ruiny właśnie tak wyglądać mają, są stare i trochę już zniszczone przez czas. Nie oznacza to jednak, że są niebezpieczne, nic im nie będzie, muszą mieć tylko oczy i uszy szeroko otwarte.
– Jeśli będziecie skupiać się na drodze i słuchać tego, co dzieje się wokół was. Nic wam się nie stanie, a teraz już wchodźcie, im szybciej tam wejdziemy, tym szybciej zobaczycie, co kryje się w tych starych ścianach – Ruszyłem pierwszy, aby prowadzić dzieciaki za sobą, wolałem iść jako pierwsze, aby w razie co dostrzec coś, czego moje roztrzepane dzieci raczej nie dostrzegą, zdecydowanie były bardzo podobne do ojca. A w niektórych sytuacjach to bardzo złe cecha, czasem trochę za duże roztrzepanie kończy się, tak jak się kończy, oby tym razem źle się nie skończyło w końcu ja i pani jeziora będziemy pilnować, aby nic się nikomu nie stało…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz