Coś czułem, że mój mąż nie jest zadowolony z mojej odpowiedzi, ale co miałem uczynić? Strasznie się o niego bałem. Tak długo go nie widziałem, że miałem wrażenie, że przy najmniejszym uderzeniu mi się rozsypie w drobny mak. Przecież on jest taki delikatny, taki drobniutki, taki słodziutki... Jakakolwiek krzywda by go zniszczyła.
– Bardzo chcesz iść do tych ruin, prawda? – zapytałem, odwracając się w jego stronę. Za włosy byłem mu wdzięczny i zaraz mu podziękuję, ale wpierw są sprawy znacznie ważniejsze.
– Trochę tak. Chciałbym, żeby było, jak dawniej – wyznał, a ja powstrzymałem się od ciężkiego westchnięcia. Jak dawniej nigdy nie będzie, nieważne, jak bardzo bym się starał. Nie będę już w stanie zachować się tak, jak wtedy, kiedy to się we mnie zakochał. Nie mam pojęcia, kiedy to było, i jaki wtedy byłem, ale na pewno byłem lepszy niż byłem teraz. Postaram się jednak zachować się jak najlepiej, by mógł czuć się przy mnie komfortowo.
– Możemy więc wkrótce jakieś ruiny zwiedzić – powiedziałem w końcu, uśmiechając się do niego łagodnie. Niech mu będzie, ale i tak będę go dokładnie obserwować, by nic mu się nie stało. Nigdy nie mogę pozwolić, by coś mu się stało.
– Naprawdę? – spytał zaskoczony, a w jego pięknych, ametystowych oczach dostrzegłem te wesołe iskierki. Dla nich mógłbym zrobić wszystko.
– Naprawdę. Ale wpierw wyślijmy dzieci z Lailah, a później coś się wybierze i zaplanuje – zaraz po tych słowach mój mąż, ku mojemu małemu zaskoczeniu, rzucił się na mnie, zarzucając ręce na mój kark. Naprawdę go to ucieszyło... Dla takich chwil mogę czasem zagryźć zęby i próbować się zachować tak, jak dawniej.
– Dziękuję – powiedział, kiedy przytuliłem go do siebie.
– Dla ciebie wszystko. Tylko nie dźgnij mnie tymi nożyczkami, bo może się to trochę w czasie odłożyć – zażartowałem, gładząc jego plecy.
– Racja, przepraszam – odsunął się ode mnie, uważając na swoją dłoń, w której to były nożyczki.
– Odpocznij trochę, ja tu posprzątam. Dziękuję, za usługę, od razu lepiej się czuję – podziękowałem ładnie, całując go w ten chłodny policzek.
– I nawet lepiej wyglądasz – powiedział rozbawiony, poprawiając moją grzywkę. – Chociaż czekaj jeszcze chwilkę, podetnę ci tutaj. Nie lubię, kiedy nie widzę twoich oczu – dodał, szybko naprawiając swój błąd.
– W moich oczach nie ma nic ładnego. Twoje są znacznie piękniejsze – powiedziałem zgodnie z prawdą, uśmiechając się łagodnie. Gdzie moje brzydkie piekielne do jego słodkich, niezwykłych anielskich? Nijak.
– Mnie się one bardzo podobają – powiedział, posyłając mu jeden z tych swoich najcudowniejszych uśmiechów. Na piekła, jak ja za nim tęskniłem. Im więcej tu jestem obok niego tym bardziej dochodzi do mnie, jak strasznie mi go brakowało przez ten czas. – Dołącz do mnie zaraz w salonie – poprosił, zaraz wychodząc z łazienki.
Zachęcony tą propozycją uwinąłem się ze swoimi włosami bardzo szybko, trochę z zaskoczeniem dostrzegając, jak strasznie długie one były. Na szczęście już się ich pozbyłem, i chyba dzięki Mikleo wyglądałem nawet znośnie, a to było dla mnie najważniejsze. Dobrze, że mam tę iluzję, dzięki czemu nie widzi, jak paskudny się stałem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz