piątek, 27 czerwca 2025

Od Mikleo CD Soreya

Tak sobie w tej chwili myślałem nad jego słowami i sam nie do końca byłem pewien, czy tak naprawdę mam ochotę iść zwiedzać ruiny…
Oczywiście, jak już mówiłem, tęskniłem za tym i wręcz marzyłem, żebyśmy poszli tam razem. Ale teraz, kiedy tak leżymy w łóżku, chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie. Tylko on i ja. Nic poza nami.
- Pomyślę o tym później. Teraz chcę po prostu z tobą tu zostać - Odparłem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Dobrze, w takim razie pomyślimy o tym później - Stwierdził i pocałował mnie w czoło.
Ucieszyłem się z jego słów i leżałem tak na jego klatce piersiowej, dopóki naprawdę nie zapragnąłem pójść nad jezioro.
Właściwie w tej chwili bardzo tego potrzebowałem. Chłodu, który otuli moje ciało. I choć bardzo chciałbym popływać razem z moim mężem, doskonale wiedziałem, że nie mogę sobie na to pozwolić.
Dlatego będę musiał pływać sam. Ale to nic, później znów będę miał go tylko dla siebie.
- Możemy już iść - Zwróciłem się do Soreya, podnosząc z jego klatki piersiowej. Od razu poczułem rozchodzący się po ciele ból, przyjemny ból, który zawsze bardzo lubiłem po naszym zbliżeniu.
- Pomóc ci się ubrać? - Zapytał. Mój mąż zdecydowanie za bardzo się o mnie martwił. Przecież potrafiłem ubrać się sam. Owszem, bolało mnie ciało po naszych igraszkach, ale bez przesady, jakoś sobie poradzę.
- Nie trzeba, dam sobie radę. Nie musisz się o mnie aż tak martwić. Naprawdę potrafię o siebie zadbać - Zapewniłem, zakładając ubrania, które i tak będę musiał wyprać po kąpieli.
Sorey, widząc delikatny grymas na mojej twarzy, gdy chodziłem, bez słowa chwycił mnie w ramiona i zaniósł nad jezioro. No tak, bo przecież sam bym sobie nie poradził.
- Bardzo proszę - Powiedział, stawiając mnie na pomoście, żebym mógł wejść do wody o własnych siłach.
- Wiesz, że mogłem tu dotrzeć sam? - Zapytałem, zerkając na niego z rozbawieniem.
- Mogłeś, ale jestem tak wspaniałym mężem, że ci pomogłem - Stwierdził dumnie i jednym gestem zaprosił mnie do zimnej wody.
Kiwnąłem głową i wskoczyłem do jeziora, gdzie mogłem spokojnie się zrelaksować i uleczyć rany, które zostawił po sobie Sorey. Nie musiałem się przejmować śladami, które powoli znikały.
Oczywiście drobne blizny zostały na moim ciele, ale nie były na tyle widoczne, żeby się nimi przejmować.
Ślady pozostawione przez mojego mam już od dawna i nie robią na mnie wielkiego wrażenia. Akceptuję je i lubię, bo są pamiątką po kimś, kogo kocham i dla kogo byłbym w stanie oddać własną duszę.
Wyszedłem z wody po niespełna godzinie. Co prawda nie miałem przy sobie zegarka, ale patrząc na słońce, z łatwością mogłem ocenić, która jest godzina.
- Już? Jesteś pewien, że nie chcesz zostać jeszcze trochę w jeziorze? - Zapytał, jak zwykle przejmując się mną bardziej, niż było trzeba. Przecież gdybym chciał, zostałbym dłużej. Ale teraz wolałem spędzić czas z nim.
- Nie, już się zregenerowałem. Teraz wolę spędzić czas z tobą. Może napijemy się razem wina? A później zobaczy się co da się zrobić - Odparłem z zadziornym uśmiechem.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz