sobota, 31 października 2020
Od Soreya CD Mikleo
Od Shōyō CD Taiki
Od Yra'i CD Keya
- Dziękuję za pomoc, to naprawdę miłe - oznajmiłam wdzięcznie ochrypłym głosem, zakładając za ucho dłuższy kosmyk mojej grzywki. Już coraz bardziej komfortowo czułam się w towarzystwie dziewczyny, wcale nie jest taka zła, na jaką początkowo wygląda. Ta uśmiechnęła się do mnie i podsunęła tackę, a ja zgodnie z instrukcjami skonsumowałam wszystko, co dla mnie przygotowała. Widać było, że znała się na rzeczy i wiedziała, co robi, więc nie widziałam żadnych przeciwwskazań, aby jej nie ufać.
- Więc jesteś zielarką, to wiele wyjaśnia - zagadałam z ciekawością - Długo już się tym zajmujesz? Wyglądasz na doświadczoną.
- Hm, gdzieś około roku? - zrobiła krótką przerwę, zastanawiając się - Ale nie uważam, żebym była jakimś specem - odpowiedziała - Aczkolwiek dziękuję - posłała w moją stronę ciepły, choć ledwo zauważalny uśmiech.
- W takim układzie najwidoczniej masz do tego dryg. Nie myślałaś, żeby by... - niedane było mi dokończyć zdania, ponieważ moim ciałem wstrząsnął ciężki kaszel. Keya zmrużyła oczy, patrząc na mnie i oznajmiła, że pójdzie odłożyć puste naczynia. Opuściła pomieszczenie, a ja zostałam sama. Rozglądnęłam się wokół siebie. Wszystko było uporządkowane i pasujące do siebie, jakby ułożone według planu. Nie mogę powiedzieć, że mi się tutaj nie podobało, było naprawdę przytulnie. Spojrzałam na swoje dłonie, knykcie były widocznie przesuszone. Przygryzłam wargę i przeczesałam palcami długie włosy, spoglądając na ich końcówki. Nie wyglądały dobrze, wypadały okropnie w porównaniu z ognistymi kosmykami Keyi. Jak ona to robiła, że miała tak zadbaną i praktycznie cały czas ułożoną fryzurę? W ogóle to dziwię się, że jeszcze nie wyrzuciła mnie za drzwi - przecież mogła mnie uznać za wariatkę. Zawzięte rozmyślania przerwała właśnie ta sama dziewczyna, która przed chwilą gościła w mojej głowie. Przyjrzałam jej się dokładniej i dopiero teraz zauważyłam delikatne cienie pod oczami. Musiała dziś nie spać dobrze - głupio mi się zrobiło, możliwe, że to przeze mnie. Z pewnością miała jakieś plany, które jej pokrzyżowałam. Keya wróciła do pokoju, jednak nie sama. Ciemny kot dumnie za nią szedł, prawie wpadając pod jej nogi. Jego czarna sierść błyszczała, a w skośnych oczach iskrzyły się wesołe płomyki.
- Nazywa się Czarnuszek - rzekła, widząc moje zaciekawienie. Odsunęła się, by futrzak mógł mnie dostrzec, jednak ten rozwarł swój pyszczek w strachu, głośno sycząc. Uciekł na półkę, a z niej wskoczył na ramię niebieskookiej, ciągle mnie obserwując. Keya zaśmiała się widząc moją minę - Nie bierz tego do siebie, dzisiaj chyba nie jest w humorze, by poznawać nowe osoby - posłała przepraszające spojrzenie, jednak pokręciłam na to tylko przecząco głową.
- Przecież to nic takiego - Uśmiechnęłam się rozbawiona.
***
Jak się później okazało, mój stan był już dość dobry, ale Keya postanowiła przenocować mnie jeszcze jedną noc. Powiedziała, że lepiej dmuchać na zimne i odpocząć porządnie – tak dla pewności. Naprawdę nigdy jej się za to nie odwdzięczę...
Było już późno - księżyc lśnił na granatowym firmamencie, od czasu do czasu chowając się za szarymi obłokami. Wierciłam się na posłaniu, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Senność w ogóle nie nadchodziła, pomimo tego, że czułam się zmęczona. Westchnęłam cicho. Podeszłam pod okno, ostrożnie i powoli stawiając kroki. Błoga cisza wydawała się wręcz piskiem dla moich uszu, jednak nie była irytująca. Chmury odsłoniły księżyc, ukazując go, a biała smuga światła padła przez szyby na ścianę. A wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Obraz przedstawiający białą różę. Miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę. Pamiętałam to dokładnie - sztywne ciało matki leżące wśród kałuży krwi, trupio blada twarz i zimne dłonie, których palce zaciskały się na kwiecie, identycznym jak na obrazie, niesplamionym ani jedną kropelką bordowej krwi. Biała róża oznacza czystość...
Wiedziałam, że tej nocy ciężko będzie mi już zasnąć - jeśli w ogóle by się to udało. Nie wiedziałam, co wstrząsnęło mną bardziej, wspomnienia mojej matki czy bardziej to, że cokolwiek udało mi się wreszcie przypomnieć. Choć może to właśnie oba. Jednak to uświadomiło mi, jak wiele nie pamiętam. Z pewnością nie jest to ostatnia reminiscencja, jaką jeszcze odkryję. Teraz nie było odwrotu, w moim sercu zagościł żar, spragniony dogłębszych informacji. O przeszłości, o życiu i o mordercy mojej matki. A z tym ostatnim może być najciężej. Jednak teraz wiem, że jestem gotowa poznać całą historię, od początku do końca.
Nad ranem zapadłam jedynie w półgodzinny półsen. Na pewno widać było ślady po tej nieprzespanej nocy, jednak nie przeszkadzało mi to. Można powiedzieć, że w pewien sposób wręcz pomogło. Co jedynie mnie zmartwiło to Keya, znów wyglądająca, jakby również nie miała przyjemnego snu. Czyżby dręczyły ją koszmary?
- Jak się dzisiaj czujesz? - spytała mnie dziewczyna o płomiennych włosach.
- Już lepiej, wszystko dzięki tobie - rzekłam nieśmiało, bardzo mi pomogła, to muszę przyznać. Keya machnęła tylko ręką i wymamrotała coś w stylu "drobiazg" - Nawet nie wiem, jak się odwdzięczyć... Może jest coś, w czym mogłabym ci pomóc? - spytałam pełna chęci. Dziewczyna zawahała się na sekundę i zerknęła w moją stronę.
- Tak właściwie to jest coś takiego...
Plątałyśmy się wśród wysokich traw w poszukiwaniu brakujących składników w zapasach Keyi. A ponieważ tak się akurat złożyło, że potrzebowała paru leczniczych produktów, zgodziła się, abym jej pomogła w zbieraniu. Oczywiście dostałam porządny wykład na ten temat, więc liczę, że nie pomylę się w odróżnianiu żadnych ziół. Nawet nie miałam pojęcia, że istnieją niektóre rośliny! Podziwiam Keyę, że to wszystko potrafiła spamiętać.
Wybrałyśmy się na polanę, którą widziałam pierwszy raz w życiu. Dziewczyna opowiadała mi ciekawostki na temat świata zwierząt, a ja podziwiałam jesienny krajobraz, słuchając jej uważnie. Mówiła z dużym zaangażowaniem, więc stwierdziłam, że musi interesować się zwierzętami. Nie dziwię się - potrafią naprawdę zaskakiwać i być bardzo interesujące. Szczególnie, że jeszcze tyle o nich nie wiemy! Po drodze spotkałyśmy uroczą, puchatą wiewiórkę, którą Keya poczęstowała orzechem. Zatrzymując się na chwilę i wsłuchując w leśne życie, można było się naprawdę zauroczyć. Jednak szybko udało nam się uzbierać to, co chciałyśmy i niedługo potem wróciłyśmy do domu. Teraz, ta chatka przypominała mi o tym wydarzeniu, choć jestem zaskoczona, że zwykły obraz mógł mi przypomnieć z przeszłości aż tyle. Że w ogóle coś mi przypomniał...
Koszyki ze zbiorami postawiłyśmy na drewnianym stoliku, jednak za nim to zrobiłyśmy, Keya odsunęła na bok jakieś ulotki. Zerknęłam na nie kątem oka i od razu moją uwagę przykuł zgrabny napis Poszukiwany pracownik! i wtedy mnie olśniło. Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam? Rudowłosa dziewczyna od razu zauważyła, na czym skupiłam wzrok.
- Znam tego, kto wystawia ogłoszenie - uśmiechnęła się zagadkowo, a ja popatrzyłam na nią z błyszczącymi oczyma.
<Keeeeeyaaa? c:>
Od Keyi CD Karonochino
< Kadohi? >
piątek, 30 października 2020
Od Karenochino Cd. Keya
Głęboki jęk wydarł mi się z gardła, gdy poczułem drobną dłoń Keyi na plecach. Moje myśli zostały zastąpione jednym komunikatem: “Krew. Potrzebna jest krew.” Znów zaskomlałem jednak tym razem nie byłem w stanie się powstrzymać i obróciwszy się w ułamku sekundy, chwyciłem nadgarstek rudowłosej zatapiając w nim kły. Zaraz też w moje podniebienie uderzył słodki, wręcz obezwładniający smak krwi dziewczyny. Nogi zadrżały pode mną i upadłem na kolana. Czułem czerwoną ciecz spływającą ciepłym strumieniem wzdłuż mojej krtani, a oczy znów zaszkliły mi się od łez. Znów czułem się tak jak wtedy. Boże. Od 300 lat nie tknąłem ludzkiej krwi. Znów byłem potworem. Znów miałem krew niewinnych na rękach.
Czułem jak mój oddech przyspiesza, a przed oczyma znów pojawiają mi się te dawne wydarzenia. Śmierci. Zbrodnie.
Morderca! Na siłę wręcz rozwarłem szczękę wypuszczając spomiędzy kłów dłoń Keyi. Oszalały od strachu i przeszłości zalałem się jeszcze bardziej łzami i skulony u stup czerwonowłosej drżałem niekontrolowanie.
Znów poczułem wyraźny, ciężki, wręcz duszący zapach trupów oraz płonącej żywicy. Zabiłem ich. Zabiłem. Czułem chłodne dłonie umarłych ciągnące mnie za włosy, ręce, szarpiących ubrania. Ich potępieńcze klątwy. Miałem wrażenie jakby chłód górskiego wiatru, znów zamrażał mi serce i wszystkie zmysły. Znów czułem się jak wtedy. Jak wtedy kiedy okolica kiedyś wiecznie ruchliwa, pełna żywotności, zamarła na zawsze. Mężczyźni, starcy, kobiety i dzieci. Wszyscy rozciągnięci w najróżniejszych miejscach. Ułożeni w połamanych sylwetkach z twarzami wykrzywionymi ślepym strachem. Z oczyma wytrzeszczonymi na zewnątrz i krzykiem zamarłym jakby w pół drogi do ust. A to wszystko skąpane w półmroku wschodzącego słońca, które z każdą minutą coraz dokładniej oświetlało miejsce bezlitosnej zbrodni. Masowego mordu. Coraz więcej szczegółów, drobnostek zaczęło rzucać się w oczy. Duchy odchodziły zostawiając nagie fakty. Koszmarną rzeczywistość.
Zatopiony we wspomnieniach nie zdawałem sobie sprawy z otoczenia. Po raz kolejny pragnąc z całej siły wyprzeć się własnej natury, przekleństwa. I jedynym co utrzymywało mnie jeszcze w świadomości, że nadal żyję był kłujący ból w poszarpanym nadgarstku.
<Keya? Duchy przeszłości zostały uwolnione>
Od Mikleo CD Soreya
- Jesteśmy - Odparłem, nawet nie ukrywając swojego zadowolenia.
- Woda? Nie jest na to za zimno? - Sorey jeszcze nie podszedł, a już wyciągał pochopne wnioski, to prawda to była woda, ale nie taka zwykła woda, była bowiem zdecydowanie cieplejsze jak przystało na gorące źródła, najwidoczniej kiedyś w przeszłości wulkan miał swoją sporą aktywność, a to, co pozostało po nim to przyjemnie ciepła woda, w której nawet mój mąż będzie czuł się dobrze.
- To nie byle jaka woda, no chodź przecież gdyby była zimna nie ciągnąłbym cię tu - Zdjąłem swoje ubrania wchodząc do wody, która tak przyjemnie rozgrzewała i tak już gorące ciało. Mój mąż, wierząc mi na słowo, zrobił to samo, zdjął swoje ubrania, wchodząc do wody, która była zdecydowanie przyjemniejsze od zimnego powietrza poza nią.
Sorey przyznał mi rację, stwierdzając, że woda naprawdę jest przyjemna. A nie mówiłem, lepiej było od razu mnie posłuchać.
- To, na czym skończyliśmy? - Lekko rozbawiony zbliżyłem się do męża, uśmiechając się zadziornie.
- Niech no pomyślę - Zaczął się zastanawiać przez chwilę, kładąc dłonie na moich biodrach. - Ach no tak już wiem - Wpił się w moje usta co chętnie odwzajemniłem, już wcześniej chciałem trochę po psocić, ale nasz maluch naprawdę nas ogranicza. No nic z tym można poczekać lepiej w końcu mieć czas na sex niż uprawiać sex na czas..
Dzięki odległości, którą mieliśmy od jaskini, mogliśmy pozwolić sobie na więcej, nie musząc całkowicie milczeć, mogłem trochę głośniej okazywać swoje zadowolenie, pozostawiając po sobie wiele śladów na plecach męża, który dotykiem potrafi przejąć nade mną kontrolę.
Zadowolony odczuwałem lekkie zmęczenie a przede wszystkim ogromne zadowolenie, mógłbym tu zostać na zawsze ciepła woda, relaksując mięśnie mężczyzna, którego kocham, do szczęścia brakuje tylko dziecka śpiącego w jaskini.
- Jak się czujesz? - Sorey przyglądał mi się kilka chwil, kierując się do wyjścia z wody. Czas, aby i on odpoczął.
- Doskonale - Przyznałem, idąc w ślady męża, wystarczy już wody i zabawy, choć przyznam, było naprawdę cudownie.
Sorey naprawdę się cieszył, dziś nie udawał radości, on po prostu był radosny, ta pełnia każdemu z nas się przydała Yuki trochę odpoczął, ja wyszalałem się aż do następnej pełni a Sorey, choć na chwilę przestał się martwić. Wszystko jest tak jak być powinno.
- Dobranoc - Wymruczał mi do ucha zadowolony ostatni raz łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Dobranoc, śpij dobrze - Z łagodnym uśmiechem i wielkim zadowoleniem stanąłem na warcie, pilnując moją rodzice, robiąc wszystko, aby wydobyć z siebie ostatnie opary energii.
***
Rano, gdy słońce wstało, czułem się do niczego, ledwo siedziałem oparty o ścianę jaskini, moje oczy piekły, a ciało nie miało siły wstać, pełnia budzi we mnie radość i nadmierną ekscytacją, która wykańcza mnie dnia następnego.
Czując się jak żywy trup, nawet już nie wiedziałem co dzieje się wokół mnie, zazwyczaj w takich momentach ukrywałem się na jeden czasem dwa dni, w zależności jak szybko byłem w stanie używać mocy, które męczyłby jeszcze bardziej moje ciało.
Wszyscy już zdążyli wybudzić się ze snu, gdy ja dopiero co odpływałem, zmęczony ledwo trzymałem się na nogach, łapią wszystko z wielkimi opóźnieniem.
Rany, jakie było to irytujące, gdy jako jedyny nie miałem na nic siły.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz fatalnie - Sorey wcale mi nie pomógł, mówiąc to, co było wręcz oczywiste.
- Czuję się tak jak wyglądam - Przyznałem, dłonią pocierając twarz, aby się obudzić. - Mogę dziś cię wykorzystać? Nie będę w stanie wiele zrobić, dlatego proszę wezwij mnie do środka - Wydukałem, zakrywając usta, aby nie ziewać.
- Na pewno? Nie lubisz przecież być zamykanym - Kiwnąłem głową, nie lubię, ale to lepsze niż meczenie się ze mną, poza tym znacznie bezpieczniejsze i dla niego i dla mnie, jeśli ktoś go zaatakuje, będzie chroniony przez moją obecność wewnątrz niego, a i ja nie będę się męczył drogą.
- Po prostu to zrób - Burknąłem, byłem zmęczony i markotny chciałem tylko pójść spać, jeszcze trochę i usnę tu na siedząco, nie mając z tym problemów.
<Sorey?c:>
Od Taiki CD Shōyō
Słowa chłopaka zachęciły mnie jeszcze bardziej, nie mogłem się powstrzymać, gdy jego ciało tak bardzo pragnęło mojej bliskości, mojego dotyku i uwagi. Czy mogłem więc mu odmówić? Nie potrafiłem nigdy oprzeć się pożądaniu, które kontrolowało mój umysł. I w taki o to sposób po raz kolejny zrobię coś, czego robić przecież nie miałem.
Nie mówiąc już nic, bo słowa nie były i tak ważne zobaczyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, pozwalając się całkowicie ponieść. Chłopak miał rację, oboje tego chcemy, a więc nie ma potrzeby się powstrzymywać w tej chwili to i tak nie miało najmniejszego znaczenia, jego ciało w każdym najdrobniejszy centymetrze należało do mnie, a sam chłopak cudownie mi o tym przypominał, gdy moje usta dotykały jego klatki, a z jego gardła wydobywały się cicho jęki podniecenia.
Doskonale wiedziałem jak zająć się jego ciałem, aby czuł się jak w niebie, dokładnie przygotowałem go do zbliżenia, robiąc wszystko, aby tej chwili nigdy nie był w stanie zakończyć bez względu na to, co stanie się później, kiedy to oboje znów będziemy trzeźwo myśleć.
Upojne chwilę odeszły pozostawiając za sobą tylko przyjemne wspomnienia. Moja mała Karotka mocno najwidoczniej zmęczona szybko zasnęła, wtulając się w moje ciało, nie miałem nic przeciwko, choć przyznać muszę, że było to dziwne, pierwszy raz po seksie leżę w łóżku, zazwyczaj zbieram się i już mnie nie ma. I nie, nie chodzi tu o to, że to mój dom i z niego mógłbym wyjść, nie czuje jednak takiej potrzeby ani chęci wręcz przeciwnie przyjemnie leży mi się z nim w łóżku po tak cudownych wspólnych doznaniach.
Głaszcząc delikatnie ramię mojego śpiącego liska, wpatrywałem się w sufit, myśląc o tym, co wydarzyło się między nimi, analizując wszelkie za i przeciw powtórzenia tego, to fakt nie często zdarza mi się sypiać z kimś drugi raz, tym razem jednak myślę, że to naprawdę warte powtórki, może i chłopak nie do końca wiedział, co ma robić i jak się zachować myślę jednak, że dobrze go poprowadziłem, bo krzyczał tak pięknie, aż miło było to usłyszeć.
~ A miałem nie sprowadzać go na tę ścieżkę - Pomyślałem, poprawiając się delikatnie tak, aby nie obudzić śpiącego chłopaka, przytulając go do siebie, też byłem już trochę zmęczony, a więc postanowiłem zamknąć na chwilę oczy, by odpocząć kilka, a może nawet kilkanaście minut.
***
Obudziłem się znacznie później, niż mogłem przypuszczać, minęła ponad godzina od chwili mojego zamknięcia oczu, niby nic się nie stało, mogłem jednak spożytkować zdecydowanie lepiej ten czas.
Wzdychając cichutko, tak aby nie obudzić jeszcze śpiocha, wstałem powoli z łóżka, cicho wymykając się z pokoju. Po naszym stosunku należało umyć swoje ciało, doprowadzając się do codziennej perfekcji, dopiero wtedy wychodząc z łazienki, schodząc następnie do kuchni, gdzie miałem zamiar zjeść śniadanie. Takie zabawy wzmagają apetyt, trzeba więc uzupełnić braki potrzebne do normalnego funkcjonowania organizmu.
Tym razem nie mogłem jednak zjeść sam, dziwne myśli krążące w mojej głowie kierowały mnie ku powrocie do chłopaka, dziwne, lecz na tyle silne, abym to zrobił, biorąc talerz z jedzeniem do pokoju gościnnego, poczułem silną potrzebę podania śniadania, a powinno być obiadu do łóżka.
Przeniosłem więc talerz z jedzeniem do łóżka, stawiając go na szafce nocnej, delikatnie szturchając śpiocha w ramię.
- Halo, halo czas wstawać księżniczko - Shōyō otworzył powoli oczy, wycierając je dłonią,0 delikatnie uśmiechając się do mnie.
- Proszę, śniadanie zjedz, musisz uzupełniać to, co spaliłeś - Wyjaśniłem, podając mu talerz do rąk..
- Dziękuję - Nie przestając się uśmiechać, oblizał usta najwidoczniej głodny.
- Jak się czujesz? Boli cię coś? - Spytałem, z troską której sam nie pomogłem, miałem się tym nie interesować, a przyszło co do czego i już wariuje.
<Karotka? C:>
Od Keyi CD Yra'i
Obudziłam się zlana potem i z trudem łapałam powietrze. Schowałam twarz w dłoniach, zmęczona wysiłkiem. Moje serce niebezpiecznie się śpieszyło, a ucisk naciskał na klatkę piersiową. Najbardziej jednak uderzył we mnie szok, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co właściwie się wydarzyło. To nie sen, a moja rzeczywistość. Do tego miałam złe przeczucia, że ta dusza została dopiero obudzona. Koszmar nie powstał sam z siebie, został przywołany. Czyżby już martwa, zamordowana kobieta była jakoś związana z Yrą? Karnacja i wyjątkowe włosy z pewnością je łączyły. Schowałam się pod kołdrą, próbując zatrzymać natłok myśli. Z pewnością już dzisiaj nie usnę.
Rankiem wszystko się uspokoiło. Kiedy zawitałam u Yra’i ta była obudzona.
<Yra? :>>
czwartek, 29 października 2020
Od Soreya CD Mikleo
Od Shōyō CD Taiki
Od Mikleo CD Soreya
- Dobrze, dobrze obudzę cię - Obiecałem, uśmiechając się do męża.
- A tylko spróbuj nie - Udał groźnego co wcale mu się nie udało, kiwnąłem jednak głową, rozumiejąc co do mnie powiedział, pozwalając mu tym samym spokojne wrócić do snu.
Oczywiście miałem zamiar obudzić męża, gdy tylko wstanie Yuki miałem jednak przeczucie, że to nie będzie potrzebne, dziecko samo głośno da znać o swoim istnieniu.
Głaszcząc przez chwilę włosy męża, wpatrywałem się w niebo, doskonale wiedząc, dlaczego nie chcę mi się spać, dzisiejszej nocy będzie pełnia, mój organizm doskonale to czuje. Brak zmęczenie, nadmierna chęć ruchy i to przyjemne mrowienie ciała. Tej nocy znów nie będę mógł spać może to i dobrze mój mąż skorzystał na tym, będzie mógł odpocząć i zebrać siły na dalszą podróż, gdy ja będę mógł, wszystkim się zajmę, przynajmniej dopóki hormony nie wezmą góry.
Grzecznie więc czuwałem, nie poruszając się nawet odrobinkę, aby nie obudzić śpiącego chłopaka, któremu zacząłem się przeglądać. Był naprawdę cudowny, może on tego nie dostrzega, ale ja tak, nie pokochałem przecież byle kogo. Sorey od zawsze był moją bratnią duszą irytującą mnie swoim dziecinnym zachowaniem, które z czasem naprawdę pokochałem, nie chciałbym nikogo innego, nigdy już nie pokocham nikogo innego. Anioły zakochują się na całe życie, wiernie trwają przy swoich połówkach, nawet gdyby Sorey bardzo tego chciał, nie opuściłbym go nie mogę, anioły nie potrafią zdradzić ani odejść. Wiernie trwają aż do końca przy tych, których kochają.
Zamyślony nie dostrzegłem, gdy Yuki wyszedł z jaskini, podchodząc do nas, ku mojemu zaskoczeniu był bardzo cicho, spokojne dziecko ta pełnia i na niego zaczyna działać, na co dzień żywy i radosny teraz cichy i spokojny pełnia ujawnia drugie oblicze każdego anioła, choć raz dziecko nie będzie sprawiało problemów.
Pogłaskałem chłopca po główce, budząc męża, który mógł być odrobinkę zaskoczony zachowaniem chłopca, który wręcz spał na stojąco.
- Co mu jest? - Wstał z ziemi, biorąc chłopca na ręce, może wcześniej, gdy taki był Sorey brał go za chorego a może to pierwsza pełnia, które i na niego oddziałuje.
- Nic, nie martw się pełnia nadchodzi jutro mu przejdzie - Mówiłem wszystko z ogromną radością zachowując się jak radosny chłopiec dziś nic nie może mnie zdenerwować.
Sorey na początku był nawet zaskoczony, szybko jednak przypominał sobie, jaki byłem podczas pełni. Moje ciało nie odczuwało zmęczenie, a mózg chciał zrobić tak wiele rzeczy, rany nie dam rady, dziś siedzieć w siodle muszę chodzić i chodzić, ruszać się, aby nie zwariować.
Nie czekając więc na zgodę ze strony męża, zrobiłem wszystko, spakowałem nas, przygotowałem śniadanie, ogarnąłem zwierzaki, szło mi to naprawdę szybko, Sorey nie zdążył zareagować, a ja byłem już ze wszystkim gotowy.
- Jak ty to robisz? - Na dźwięk jego słów zaśmiałem się cicho, wzruszając ramionami, dziś szaleje, nocą nie będę umiał miejsca sobie zanieść, a jutro będę umierał.
- Mówiłem pełnia, no już jedź i ruszamy - Ponagliłem go ogarniając zmęczonego chłopca, który nie miał sił dziś nawet się bawić, nie specjalnie mi to przeszkadzało będzie grzeczny i mało gadatliwy, a i to dobrze mu zrobi.
<Sorey? C:>
Od Taiki CD Shōyō
- Shōyō to.. Cóż trochę głupia sprawa - Przyznałem, nie za bardzo wiedząc jak by z nim zacząć tę rozmowę. To nie było takie proste, jakby się wydawało, jak mam to powiedzieć, aby nie skrzywdzić go? Nie tego przecież dla niego chcę, gdybym chciał go wykorzystać, zrobiłbym to już dawno, chłopak jest bardzo naiwny, a to idealny cel do zabawy, polubiłem go, więc chcę oszczędzić mu tego bólu, który może doznać po tym, co stałoby się po stosunku i nie chodzi mi tu o ból fizyczny, a raczej ten psychiczny.
- Chodzi o wygląd prawda? - Spytał, unosząc głowę, pierwszy raz było mi głupio, naprawdę głupio, nie chcę go skrzywdzić, a on sam wyciąga całkowicie sprzeczne wnioski. Co wygląd ma do tego wszystkiego? Ja naprawdę nie jestem aż takim pustakiem, nie patrzę na jego wygląd na większości moich jednorazowych przygód też nie, wchodzę w układ, dobrze się bawię i kończę znajomość. Tyle, nie ma znaczenia wygląd.
- Nie o to mi chodzi - Westchnąłem cicho zastanawiając się przez chwilę jak mam mu to wyjaśnić, ale tak by go nie skrzywdzić.
- Bardzo cię lubię a twój wygląd jest idealny ja po prostu nie chcę cię skrzywdzić - Próbowałem mu to jakoś wyjaśnić i sam już nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nim, jak można czuć coś do gościa takiego jak ja? Doskonale wie jakim dupkiem jestem, Nadia wszystko mu powiedziała, a on mimo to chce w to wejść?
- Skrzywdzić? - Powtórzył to z takim zaskoczeniem, jak gdyby nigdy nie słyszał o tym, jak to ze mną jest.
- Nie wchodzę w stałe związki, a nie sądzę, aby cię interesowała tylko zabawa - Wyjaśniłem, nie wiem, czy chłopak mnie rozumie i czy ja go rozumiem, wiem, jedno ja naprawdę nie nadaje się dla niego.
- Rozumiem - Kiwnął głową spuszczając głowę wpatrując się w nerwowo drżące mu dłonie.
Rany co ja zrobiłem? Gdybym nie odwzajemnił tego pocałunku, wszystko byłoby dobrze, dlaczego więc to zrobiłem? Dlaczego jego smutek powoduje ból w moim sercu? Co mam robić? Nie myśląc za długo, uniosłem jego podbródek do góry, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Jestem idiotą, chciałem, żeby wybił sobie mnie z głowy, a zamiast tego całuję go w chwili, w której całować go nie powinienem.
- Wybacz, to nie było na miejscu, nie chcę ci zrobić krzywdy - Przyznałem, choć serce było jak szalone, tak bardzo chciałem trzymać go z daleka, jednocześnie pragnąc mieć go, jak najbliżej siebie. Jestem kretynem najprawdziwszym kretynem, zrobię mu nadzieję, a później mnie znienawidzi, już czuję tę nienawiść kierowaną w moją stronę. Zasłużenie w końcu nie potrafię trzymać go z daleka, choć bardzo chcę, aby go nie skrzywdzić.
<Karotka?c:>
środa, 28 października 2020
Od Soreya CD Mikleo
Od Shōyō CD Taiki
Od Yra'i CD Keya
Odgłos dudniących o twardą glebę kopyt był coraz głośniejszy i jakby bliższy. Niedługo potem, zgodnie z moimi przypuszczeniami, ukazała mi się kobieca sylwetka, dumnie zasiadająca siwego rumaka. Najchętniej zerwałabym się i uciekła, ale coś podpowiadało mi, żebym pozostała w miejscu. Mętlik w głowie i lekki strach przyćmił na chwilę mój umysł, jednak szybko zganiłam się w myślach za swoje tchórzostwo - jeśli można to tak w ogóle nazwać.
- Zejdź mi z drogi. Chyba, że masz do mnie jakiś interes to masz jedyną szansę na rozmowę. Trochę mi się śpieszy - rzekła z uśmiechem, ale obie doskonale wyczuwałyśmy tę gęstą atmosferę, ciążącą wokół nas. Cóż, było dość niezręcznie.
- Wybacz - z moich ust wypłynęły ciche słowa. Jej błękitne niczym morze oczy, ogniste włosy oraz nic nie zdradzający wyraz twarzy tworzyły wrażenie obojętności i chłodu. Musiała dostrzec mój dociekliwy wzrok, ponieważ również na mnie zerknęła. Zerwałam szybko kontakt wzrokowy i skierowałam swoje spojrzenie na czworonożnego kompana rudowłosej dziewczyny - Piękny koń. Pasujecie do siebie - zagaiłam, ale bardziej pod wpływem niezręcznej ciszy. Podniosłam lekko kąciki ust, a ona westchnęła ciężko, choć cicho.
- To tyle? Myślałam, że masz coś ciekawszego do powiedzenia... - stwierdziła szczerze. Już miała odjeżdżać, gdy zatrzymały ją moje słowa.
- Może... Mogłabym poprosić cię o pomoc? Wiesz czy są tu gdzieś jeżyny? - jej koń prychnął, niecierpliwiąc się i sam nie wiedział czy ma stać, czy jechać dalej.
- Dlaczego miałabym ci zaufać? Wybrałaś się do lasu i nie wiesz co, gdzie znaleźć? - nie była przekonana co do mojej prośby. Po krótkim namyśle rzekła jednak, iż znajdują się około dwieście metrów stąd. Podziękowałam jej szczerze i ukłoniłam się delikatnie. - A więc jedziesz gdzieś konkretnie? - zagaiłam rozmowę. W tej dziewczynie było coś enigmatycznego, jakby wiedziała o czymś, o czym niekoniecznie wszyscy mają pojęcie - Ach, jestem Yra - uśmiechnęłam się, ocierając moją bosą stopą o drugą. Miałam nadzieję, że ta kobieta nie odprawi mnie z kwitkiem - naprawdę mnie zaintrygowała. No i pomogła, jako pierwsza.
<Keya? :3>
Od Mikleo CD Soreya
Od Taiki CD Shōyō
Od Keyi do Yra'i
Przymknęłam powieki, kiedy tylko napotkałam pierwsze tego
dnia promienie wschodzącego dopiero słońca. Wygięłam usta w lekki uśmiech,
wdychając woń porannego powietrze. Mimo zimna, chętnie wkroczyłam w znany
teren, jakim była stajnia. Znajdowała się kilka minut drogi od mojego domu, a
właściciel znał Lorena i mogłam gościć się tu kiedy tylko miałam ochotę.
Dzisiejszym wierzchowcem okazał się dzielny wałach Baron, na którym zaraz potem
ruszyłam w stronę lasu. Minęło sporo czasu odkąd siedziałam ostatni raz na koniu.
Praca całkowicie zabierała mój czas, a jesienna pogoda wcale nie zapowiadała
zmniejszenia chorych na dość popularne w tym okresie choroby.
Zielarstwo to ciężki orzech do zgryzienia, ale zaczynało mi się to coraz
bardziej podobać. Możliwość zdobycia nowych znajomości i bycie szanowanym
raczej budziło we mnie pozytywne emocje.
Spięłam łydki, popędzając zwierzę i przechodząc do kłusu. Kiedy tylko wjechałam
w bór, uderzył mnie przyjemny zapach drzew i budzącej się ziemi. Liście powoli
zaczęły zmieniać barwę i przyozdabiać okolicę. Zamknęłam oczy, wciągając
powietrze w płuca. Nagle wałach zatrzymał się, a kiedy tylko podniosłam powieki
ujrzałam nieznajomą dziewczynę.
Od razu rzucił mi się w oczy jej niespotykany wygląd. Ciemna skóra, mocno błękitne
oczy i odmienny strój. Wlepiła we mnie wzrok, z którego wyczułam niepokój, ale
i determinację. Siwy prychnął, niespokojnie przebierając nogami, a ja mocniej
przywarłam do siodła. Białe włosy, które mocno kontrastowały z jej karnacją
falowały z wiatrem, a między nami zapadła napięta atmosfera.
- Zejdź mi z drogi. – powiedziałam łagodnie. - Chyba, że masz do mnie jakiś
interes to masz jedyną szansę na rozmowę. Trochę mi się śpieszy.
Zacisnęłam dłonie na wodzach, zmuszając do łagodnego uśmiechu. Dawna profesja
wciąż zmuszała do zachowania wszelkiej ostrożności w stosunku do nowo poznanych
osób. Nigdy nie mogłam wykluczyć, że ktoś właśnie planuje zemstę.
wtorek, 27 października 2020
Yra - Wilkołak
"Każdy żyje, wierząc w to, co wie, oraz w to, czego doznaje. Sumę tych doświadczeń zwie rzeczywistością. Lecz wiedza i poznawanie to pojęcia ulotne. Mogą okazać się niczym więcej jak tylko ułudą. Może każdy żyje w takim świecie, jaki sobie wykreował. Nie zastanawiałeś się nad tym?"
Ranga: Omega
Level: 0
Stanowisko: Bezrobotna
Login: Howrse: ѕαηуα / E-mail: lileen3@wp.pl
Pseudonim: Yra
Pochodzenie: Nieznane
Rasa: Wilkołak
Płeć: Kobieta
Orientacja: Heteroseksualna
Wiek: Młoda dziewczyna, wiek jednak bliżej nieznany
Cechy zewnętrzne: Białe włosy kontrastują z ciemną karnacją dziewczyny, okalając jej dość ostro zarysowaną twarz. Błękitne oczy, w których jakby cały czas tliły się tysiące myśli i pełne usta, często spierzchnięte i poranione od przygryzania, tworzą wrażenie zamyślonej i lekko zagubionej wśród otaczającej ją rzeczywistości. Dzięki swojej naturze wilka nie musi poświęcać dużej ilości czasu, aby być wysportowaną, lecz jej sylwetka nie należy do ideałów. Delikatnie zarysowana talia to zmysłowy atut, lecz nie ma imponujących kształtów. Strój ubogi i skąpy praktycznie zawsze przyciąga na siebie spojrzenie, choć pozytywnym wzrok nie można tego nazwać
Umiejętności i moce: Umiejętność szybkiego łączenia faktów i kierowania się logiką niekiedy pomagają jej w codziennym życiu. Ale w niedalekiej przyszłości ma poznać, że to wcale nie jej wrodzona intuicja tak wiele razy pomagała jej przetrwać. Urodziła się ze ślicznym głosem i choć nie okazuje tego na co dzień, potrafi pięknie śpiewać.
Rodzina: Nieznana
Relacje: -
Zauroczenie: -
Partner/ka: Brak
Aktualny pobyt: Nie ma stałego miejsca, pląta się wśród gęstwiny drzew, nieopodal wodospadu
Ekwipunek: -
Fundusze: 40 K
Głos: Davy Jones [Lyrics]
Inne informacje: