Zmarszczyłem brwi w zastanowieniu. To wcale nie był głupi pomysł. Zwyczajnych wieśniaków mogła wystraszyć banda grasujących wilków. Inaczej sprawa miała się z myśliwymi czy kłusownikami – ci byliby głupi, żeby zaryzykować. Nadal to jednak „mniejsze zło”.
- Niech ci będzie – powiedziałem w końcu z ciężkim westchnięciem. Nie czułem się z tym najlepiej. Najpierw okłamałem wszystkich odnośnie mojego nagłego zniknięcia i nie zdradziłem Kousuke. Teraz będę musiał zataić informację na temat pobytu psychopatycznego demona-mordercy. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, byłbym stracony, i to dosłownie. Od razu posłano by mnie na szubienicę za zdradę kraju.
- Przynajmniej mądrą decyzję podjąłeś – Kousuke wydawał się niezwykle zadowolony. W przeciwieństwie do mnie. Świadomość, że po raz kolejny okłamię swojego dowódcę nie napawała mnie wielkim optymizmem.
- Więc kiedy zaczynamy? – spytałem, zaczynając głaskać konia po chrapach. Chociaż on jeden był zadowolony z mojego widoku.
- Skontaktuję się z tobą, kiedy tylko znajdę trochę czasu – odpowiedział, z powrotem przyglądając się bawiącemu się samemu ze sobą borzojowi.
- Świetnie, ponieważ brakuje mi tylko demona pukającego do moich drzwi – mruknąłem lekko zirytowany. Zaczynałem się chyba coraz bardziej stresować całą tą sytuacją.
- Porwałem cię w środku dnia z ruchliwej ulicy i pozostając przy tym niezauważonym. Będę ostrożny, nie martw się. Nie jesteś jedynym, który ryzykuje.
Zagryzłem nerwowo dolną wargę i nie odpowiedziałem mu. Wskoczyłem na wierzchowca w celu i zagwizdałem cicho. Pies odskoczył od demona i zjawił się przy nogach klaczy.
- Zatem będę czekał – powiedziałem na odchodne, zawracając konia. Nim ruszyłem w drogę powrotną, zerknąłem raz jeszcze do tyłu, ale demona już tam nie było. - Pomyśleć, że kiedyś nawet zaczynałem cię lubić – mruknąłem pod nosem, przyspieszając.
***
Kiedy tylko wróciłem, od razu powiadomiłem dowódcę o zaobserwowaniu wyjątkowo dużego stada wilków. Zaraz po tym ruszyłem do łaźni, by się umyć i się choć odrobinę odstresować, a później skierowałem się do swojego pokoju. Był już wieczór i niektórzy zwiadowcy postanowili się zrelaksować i wyskoczyć na piwo – nawet dostałem zaproszenie, ale odmówiłem. Miałem wyjątkowo kiepski humor i nie chciałem psuć samopoczucia innym.
Opadłem zrezygnowany na poduszki. Dzisiejszy dzień zapowiadał się tak wspaniale, ale jego zakończenie okazało się naprawdę rozczarowujące. Kolejne dni nie będą lepsze — domyślałem się, że ten cały trening z Kousuke będzie z początku szedł mi okropnie. I to nie tylko dlatego, że będzie ciężki sam w sobie, mój „trener” już jest nastawiony do tego niezbyt optymistycznie. Będę go musiał tylko przekonać, że wcale nie jestem taką miernotą, za jaką mnie uważa.
„Tylko.”
Westchnąłem ciężko. Byłem gotowy dać z siebie wszystko, a nawet i więcej. Ciekawe chociaż, czy Kousuke doceni moje starania.
<Kou? C:>
415
415
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz