czwartek, 23 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Przyjrzałem się bardzo dokładnie przyjacielowi, kiwając od niechcenia głową.
- Jak na twoje dotychczasowe ubrania w tych wyglądasz najlepiej - Mówiłem szczerze, chociaż mój głos mógł na to nie wskazywać. Nic na to nie poradzę, nie jestem dobry w okazywaniu a tym bardziej rozumieniu uczuć. Po zniknięciu Soreya zamknąłem je na klucz, głęboko w sobie nie chcąc już nigdy pozwolić im się uwolnić. Teraz gdy mam go znów przy sobie mógłbym zacząć okazywać więcej uczuć jednak boje się, że historia się powtórzy a wtedy, wtedy nie zniosę tego bólu po raz drugi.
- Mógłbyś sobie nie drwić - Fuknął na mnie, jak mały zły kotek, zakładając ręce na piersi, tak jak się spodziewałem, odczytał to jako drwinę, kiedy ja naprawdę mówiłem poważnie, wyglądał w tym bardzo dostojnie jak nie on, prawie jak książę raz w życiu dzięki Alishy może się nim stać, chociażby za pomocą ubrań.
- Nie drwię, mówię poważnie, wyglądasz dobrze - Wzruszyłem ramionami, rzucając mu swoje typowe wyprane z emocji spojrzenie.
- Mógłbyś nauczyć się okazywać uczucia - Westchnął ciężko, poprawiając swoje ubrania. Gdyby tylko wiedział, dlaczego nigdy nie pozwolę, sobie na więcej niż widzi, ten strach przeszywa moje ciało, przypominając mi, o tym, co stało się, gdy byłem zbyt szczęśliwy. To kara, którą ponieśliśmy we dwoje, zapisała się w mojej pamięci. Gdyby Sorey to usłyszał, uznałby to za głupotę, pewnie i taką jest, jednakże dla mnie ma to ogromne znaczenie. Jako dzieciak wziąłem to bardzo poważnie do serca, a gdy dorosłem, nie chciałem już tego zmienić. Moja psychika po tamtym wydarzeniu zniszczyła się, straciłem rodziców zastępczych i najlepszego przyjaciela byłem sam i choć dziadek starał się mnie jakoś wesprzeć, ja odtrąciłem wszystko i wszystkich wybierając życie samotnika.
- Przepraszam, że nie uraczę cię nigdy wybuchem radości i ekscytacji - Mruknąłem, odwracając od niego głowę, wtulając twarz w poduszkę, czując nieprzyjemne napięcie narastające w moim umyśle, byłem zmęczony tym wszystkim, chciałem tylko znów spędzić czas z przyjacielem, którego straciłem na ponad pięć lat, a tu znów życie stara się mi pokrzyżować plany, dokładając nam dodatkowych zmartwień.
- Mikleo - Usłyszałem lekko zaskoczony głos przyjaciela, który chciał coś jeszcze powiedzieć i pewnie zrobiłby to, gdyby nie pukanie do drzwi. Jak się okazało stała za nim Alisha, z tego, co usłyszałem, bardzo ucieszyła się, widząc ubrania, które podarowała chłopakowi, cóż w końcu to jej gość honorowy musi się prezentować.
- Alisha jesteś w stanie załatwić coś takiego Mikleo? - Słysząc,wypowiedz mojego przyjaciela, odwróciłem w ich stronę głowę, przewracając oczami, nie miałem zamiaru niczego nosić, niczego co nie jest moim strojem, nie miałem zamiaru się w to bawić, do tego mnie nie zmusi pakt czy nie może, pocałować mnie nie powiem gdzie,
- I niby mi to po co? Przecież mnie nikt nie widzi - Burknąłem, przecierając dłonią twarz, podnosząc się do siadu, już podejrzewając, jak będzie wyglądała ta gierka, będziemy się sprzeczać i sprzeczać, bo tym razem mu nie ulegnę, nie mam mowy, nie jest mi to do szczęścia w żadnym wypadku potrzebne.
- My cię widzimy - Od razu przypominał mi się jego tekst dotyczących moich włosów.
- Tak i może jeszcze rozpuścić włosy, żeby wyglądać, jak bóstwo? - Uniosłem brew, na co ta dwójka zareagowało zbyt radośnie, że niby co w tym takiego ekscytującego? Jeśli myślą, że mnie przekonają, nie ma mowy, wszystko wszystkim, ale to nie.
- Po obiedzie ogarnę strój dla Mikleo - Przyrzekła, radosnym tonem Alisha, na co już w myślach ją przeklinałem, nie tylko nią Sorey też został przeklęty przez mnie kilka razy. To jakiś spisek? Chyba obojga im mózgi słońce przypaliło za mocno. Niedorzeczność nawet nikt nie słucha moich słów. - Zapraszam na posiłek - Dziewczyna dodała w końcu, po chwili przestając się ekscytować, ten głupek zaraził ją ekscytacją i, że ja z nim śpię? Od dziś kładę się na ziemi, głupota jest zaraźliwa to bardzo źle.
Tak więc poszliśmy na ten nieszczęsny obiad, nie byłem przekonany co do niego, wyglądał bardzo ładnie, to przyznać musiałem, jednakże nie był niczym mi znanym, a ja nie lubiłem nowości, jadłem to, co znałem, dla bezpieczeństwa wiedząc co i jak tym jednak razem byłem, delikatnie mówiąc, sceptycznie nastawiony do tego wszystkiego. Jednakże zjadłem, ale tylko dlatego, że nie chciałem zacząć niepotrzebnego konfliktu.
Po zjedzeniu posiłku trochę porozmawialiśmy, nawet ja udzieliłem kilku odpowiedzi od niechcenia, pragnąc już wrócić do pokoju gdzie czekało na nas łóżko, szczerze powiedziawszy, po tej wyprawie byłem lekko zmęczony i chętnie położyłbym się nawet na ziemi, jak wspominałem przedtem, byleby tylko choroba zwana „głupotą” mnie nie dopadła. Wystarczy nam już jeden głupi w drużynie.
- Zawitam do was później, muszę w końcu znaleźć coś dla naszego uroczego chłopca - Alisha trochę mnie ugodziła, uśmiechając się radośnie, do tego Sorey wybuchający śmiechem, O boże daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę to ich obu....
Burcząc pod nosem, w końcu zjawiłem się w pokoju, odetchnąłem z ulgą, kładąc się na ziemi, nie była taka zła, z resztą mi to bez różnicy byle można było się położyć.
- Mikleo co robisz? - Usłyszałem zaskoczony głos przyjaciela, który leżał już na łóżku, przyglądając mi się z uwagą, nie wiedząc, jeszcze co jest grane.
- Leże nie widać? - Wyburczałem, chowając dłonie za głowę, ziewając cicho, tu też było wygodnie. Na podłodze był dywan, więc dosłownie nic do szczęścia już mi nie było trzeba. Jest dobrze, tak jak jest.
- Mamy wygodne łóżko a ty leżysz na ziemi - Z jego głosu nie znikało zaskoczenie, pewnie teraz to ja wyglądam jak głupek. A kij wie, czy już mnie czymś nie zaraził.
- Uciekam od głupoty - Przyznałem, podnosząc głowę do góry, Sorey przez chwilę milczał, po chwili wyciągając język, w moją stronę chciał, coś powiedzieć jednak pukanie do drzwi zmusiło go do milczenia, znów musiał wstać i odebrać coś od strażnika, już przeczuwałem, co to coś znaczyło dla mnie.
- Mikleo chodź do mnie - Poprosił, ładnie się uśmiechając, widząc jednak ubranie, które trzymał w dłoniach, wracając na łóżko, skrzywiłem się nieznacznie, nie mając zamiaru się ruszyć, już mówiłem, że nie za żadne skarby świata tego nie ubiorę.
- Nie, ja podziękuję, możesz mnie cmoknąć w nos - Prychnąłem, opierając się mu. Wiedziałem, jak się to zapewne skończy, jednakże wciąż jestem zdania, aby walczyć o swoją godność, nie dając się upokarzać. Skoro nikt prócz Soreya i Alishy mnie nie widzi, nie muszę wyglądać jak oni, mogę w spokoju, chodzić w tym, w czym sam chce.

<Sorey? C::>

1022

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz