niedziela, 19 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Leżąc spokojnie, wsłuchiwałem się w dźwięki nocy, cichy szelest liści spowodowany powiewem wiatru, ciche dźwięki palącego się wciąż ogniska szum płynącej spokojnie wody i dźwięki wydawane przez małe istotki ciche tuptanie jeża, cykanie świerszcza. Noc bywała dla wielu przerażająca potrafiła wystraszyć nie jednego człowieka nie tylko przez mrok, jaki rzucała na ziemię, a i dźwięki, które mogły wydawać się przerażające. Psychika ludzka jest zabawna, potrafią, wyobrazić sobie wszystko, co zdaje się ich przerażać, jednakże nie umieją dostrzec tego, co może ich uchronić.
Zamknąłem oczy, przysłuchując się dźwiękom otoczenia, Sorey i ta nieznajoma panna zdążyło zasnąć, oddychając spokojnie, co zapewniało mnie w przekonaniu, że wszystko jest dobrze, mogę zasnąć, nie martwiąc się o to, co mogłoby się stać w nocy. Dlaczego więc tak opornie mi to idzie? Choć chciałem, nie potrafiłem, nie ufałem tej dziewczynie, co odbijało się na otoczeniu, do tego byłem nerwowy, co utrudniało mi jeszcze bardziej odpoczynek. Od początku wiedziałem, że pójście do tych ruin będzie błędem, a teraz mam za swoje łamanie zasad z powodu tego ciołka robi swoje, niepotrzebnie się pewnie martwię, wszystko będzie dobrze, jutro wszystko wróci do normy, ale do ruin i tak nie wrócimy, siłą mnie tam nie zaciągnie, kolejny człowiek spotkany po drodze nie przejdzie. Wciąż jestem zły, przez tę dziewczynę muszę bawić się w ducha, to irytujące do tego mam wrażenie, że coś ukrywa niepokoi mnie to wszystko, przybyła do ruin z tak daleka, aby odnaleźć pasterza, którego nie ma przynajmniej jeszcze nie teraz, martwi mnie tylko myśl pójścia do Stolicy, może i Sorey twierdzi, że wcale tam nie pójdziemy, bo przecież nie po drodze nam, ja jednak mam przeczucie, że koniec końców i tak tam trafimy, a wtedy nasze życie naprawdę może się skomplikować. Tak jakby już dziwnie nie było.
Westchnąłem cicho, słysząc w oddali odgłosy wydawane przez sowę. Ta noc będzie dla mnie naprawdę trudną nocą i nawet nie wiem, czy będę w stanie odpocząć.

Tak jak przeczuwałem, nie zasnąłem przez całą noc, wsłuchując się w odgłosy lasu, moje oczy zdawały się strasznie ciężkie, a głowa bolała od całonocnej walki z samym sobą. Czasem żałowałem, że ludzie upadli tak nisko, przestając wierzy w dobro, jeśli wierząc legendom, nie oczekiwaliśmy od nich zbyt wiele, chcieliśmy tylko modlitw czy to duża cena za całe dobro, które dostali?
Odwróciłem głowę w stronę przyjaciela wciąż spał wtulony w moje ciało, jego twarz ukazywała tę wieczną radość, która rzadko znikała mu z twarzy, dzisiejszej nocy nie czułem, aby coś złego mu się śniło, raczej był spokojny, a więc moja bliskość działa na jego podświadomość, powinien być mi wdzięczny za moją doskonałość.
Odwróciłem się cały w jego stronę, palcami odsuwając jego grzywkę z oczu, gdy spał wyglądał naprawdę słodko, bezgrzeszne dziecko wierzące w dobro na tym świecie. Od początku wiedziałem, że ten człowiek przewróci moje życie do góry nogami, a ja nie będę w stanie się temu oprzeć.
Wpatrując się w jego twarz, usłyszałem radosny śpiew ptaków, który wybudził dziewczynę, wywnioskować mogłem to po jej ruchach, podniosła się powoli do siadu, zauważyłem lekki grymas na jej twarzy, księżniczka nigdy nie spała na ziemi, pani wygodna się znalazła. W lesie ciężko o wygodne łóżko też mi przykro z tego powodu.
Nieznajoma zaczęła się podnieść z ziemi, po cicho, aby nie obudzić Soreya, odeszła od nas kierując się w stronę wody, postanowiłem, że pójdę za nią, musiałem się upewnić czy przypadkiem nie sprowadzi na nas jakiegoś nieszczęścia, jestem zmęczony i niewyspany. Wolałbym, aby nie pakowała się w żadne niebezpieczeństwo, nie lubię jej, czego nie ukrywam, jednak jeśli coś stałoby się blondynce, Sorey do końca życia by mi nie wybaczył. Wiedząc, że mogłem coś zrobić, nie powiedziałby mi tego wprost, a jednak dałby mi to odczuć, swoim zachowaniem wolałbym uniknąć takiego zakończenia przygody z tą naprawdę dziwaczną dziewczyną.
Usiadłem spokojnie na brzegu, w odpowiedniej odległości wpatrując się w jej osobę, myjąc twarz, wydawała się nieobecna może nawet trochę smutna, nie rozumiałem, dlaczego taka była czyżby nosiła jakieś brzemię? Może źle ja oceniłem a może to wszystko to pozory maska, którą założyła, aby udawać, jednak przed kim przede mną? Mnie nawet nie widzi, dla niej nie istnieję, jestem tylko legendą, która w jej oczach może już dawno nie być prawdą. Pasterza, którego tak pragnie, nie ma, serafini są dla niej nie do zauważenia a jedyna nadzieja, którą miała całkowicie zniknęła, gdy w ruinach nie odnalazła tego co szukała.
- Czy ten świat da się jeszcze zbawić? - Z jej ust wydostało się ciche pytanie, na które nie mogłem jej odpowiedzieć, nawet gdybym bardzo chciał, tak naprawdę nigdy nie spisywałem ludzi na klęskę, wierzyłem w nich całym sercem, czasem jednak pokazał mi, że ta wiara nie ma sensu, a ludzie nigdy nie zostaną zbawieni od zła, w ich sercu zawsze będzie skaza, u jednych mniejsza u innych większa. Od ludzi zależy, jak bardzo poddadzą się złu. - Chce, tylko by nie było już wojen na świecie - Dodała, przerywając moją analizę. Wydawała się mówić szczerze, a jej serce wydawało się naprawdę czyste, może kiedyś kto wie, osiągnie swój cel.
Po dokładnym przyjrzeniu się dziewczynie postanowiłem w końcu wrócić do przyjaciela i on powinien już wstać, droga daleka nie ma czasu na relaks, gdy będziemy już na miejscu, pozwolę mu odpocząć, ile tylko będzie chciał, teraz musi wystarczyć mu, to co ma.
- Sorey - Delikatnie szturchnąłem go, nachylając się nad jego twarzą, aby przyjrzeć mu się dokładnie, czy on mnie ignoruje? - Wstawaj leniu - Mruknąłem, mrużąc oczy, nie mogąc mu pozwolić na dalszy odpoczynek. - Ta dziewczyna już wstała, ty też powinieneś - Westchnąłem ciężko, siedząc przy nim, czekając aż wreszcie raczy się obudzić z najwidoczniej bardzo przyjemnego snu, na to przynajmniej wskazywał wyraz jego twarzy...

<Sorey? C:>

927

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz