Zaskoczył mnie, nie spodziewałem się, że w taki sposób to odebrał, przecież mówiłem mu dlatego, nie chce tego paktu, chcę go chronić za cenę własnego życia. Wiem, jestem świadom tego, że i on czuje to samo, jednak ja w porównaniu do niego mam moc, mogę nas chronić bez krzywdzenia jedynej istoty, na której mi zależy.
- To nie tak, nie jesteś słaby, masz silne serce i czystą duszę, widzisz Serafiny, co już jest wielkim darem, ale brzemię, które chcesz ponieść, może być zbyt ciężkie dla człowieka - Nie widziałem jak mam mu to wyjaśnić, aby nie odebrał tego w zły sposób, jeśli powiem coś nie tak, skrzywdzę go, a tego nie chcę, jednakowoż musi myśleć, o tym, jak niebezpieczne jest to co chcę zrobić.
Sorey milczał, czułem, że w tej chwili walczy ze sobą, chce mi pomóc, chce być pomocny, ja to wszytko rozumiem, ale boje się o niego i nic tego nie zmieni.
- Mikleo - Zaczął, wpatrując się w ziemię, nie patrzył na mnie, a słowa, które do mnie kierował, były przepełnione żalem. - Jesteś moim przyjacielem, jesteś jedyną osobą, która teraz jest przy mnie, martwisz się o mnie i zawsze chcesz chronić, ale ja nie mogę zawsze stać i patrzeć, nie przeżyje, jeśli coś ci się stanie, chcę walczyć w imię dobra i spełnić twoje i swoje marzenia, dlatego powiedz mi, dlaczego tak bardzo nie chcesz, abym stał się twoim oparciem? - Po tych słowach zamarłem, spodziewałem się oczywiście różnych „podchodów” z jego strony, jednak tym razem oprócz żalu nie wyczułem nic innego w jego głosie.
Wiedziałem, że czuje się okropnie, on chyba właśnie obwiniał się za to, że nie może mi pomóc, wszytko odebrał zupełnie inaczej, niż tego chciałem.
To nie tak miało być, nie tak miał to zrozumieć.
Podszedłem do niego, w końcu unosząc delikatnie jego podbródek, aby spojrzał na mnie, zadając mu jedno pytanie.
- Tej nocy znów miałeś koszmary prawda? - Darzyłem zauważyć już zmiany jego zachowań, które spowodowane były jego koszmarami, znów śnił o czymś złym, bał się, a mimo to ukrywał to, uczucie zawsze stara się być taki silny, nawet teraz próbuje się uśmiechać, aby nie rozmawiać o tym.
Westchnąłem cicho, gdy w mojej dłoni pojawił się artefakt łuku.
- Czy jeśli zgodzę się na pakt, obiecujesz zawsze stawać w obronie słabszych, jak i chronić dobro przed złem? - Zapytałem, czekając na odpowiedź. Sorey, chociaż zaskoczony odpowiedział na moje pytanie, a w jego głosie nie słyszałem ani nutki zawahania.- Obiecujesz, że będziesz walczył z koszmarami i nigdy nie poddasz się im? - To pytanie było ważne dla niego, musiał przemyśleć to, czy będzie w stanie pokonać koszmar, pokonać własny strach, jest człowiekiem, ma słabości i jak każdy nawet malutką skazę na sercu, na razie jest drobna, bo jego serce jest dobre, jednak jeśli koszmary przejmą nad nim władzę, zło może go pochłonąć, a będzie tego chciało, gdy tylko staniemy się jednością.
- Tak, obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy - Choć nie do końca pewny tego, co robię, poddałem się, ufałem mu, wyciągając rękę z łukiem w jego stronę.
- Jeśli zginiesz, znajdę cię nawet w piekle - Ostrzegłem, chociaż na moich ustach widniał delikatny uśmiech, którym zaraziłem moje przyjaciela. - Chwyć mój łuk i wypowiedź moje imię, od teraz będziesz musiał nosić moje brzemię - Nie musiałem długo czekać, chłopak jak gdyby tylko na to czekał, chwycił mój łuk, głośno wypowiadając moje imię, które zabrzmiało w moich uszach, łącząc nasze dusze. Jasność rozbłysła a człowiek stał się naczyniem dla Serafina. Pod żadnym pozorem nie miałem zamiaru tego wykorzystywać nasza przemiana będzie tylko ostatecznym wyjściem, o którym ja i tak już nie zdecyduję mimo wszystko.
Połączenie trwało przez chwilę, nie było potrzeby, aby trwało ono zdecydowanie dłużej.
- Więc od teraz będziesz mnie słuchał? - Na ustach przyjaciela pojawił się szeroki uśmiech.
- Chyba możesz pomarzyć - Sprzedałem mu pstryczek w nos, odsuwając się od niego, aby uniknąć odwetu z jego strony, czując opadające na twarz włosy, ciche jęk niezadowolenie wydobył się z moich ust. - Chodźmy, w takim tempie nigdy tam nie dojdziemy - Odparłem, odsuwając włosy z oczu, ruszając przodem, aby mimo wszystko nie doczeka się rewanżu z jego strony.
<Sorey? C:>
670
670
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz