Potrzebowałem chwili, aby dojść do siebie, przez cały czas patrząc w zielone oczy mojego przyjaciela, w duchu czułem ogromną radość, którą ukrywałem przed światem. Mimo że często mówię „nie”, udając poważnego, w duchu sprawia mi radość jego zadziorne zachowanie, jego radość, którą wybucha bez powodu i szczerość, która zawsze była dla niego najważniejsza. Chociaż był młodszy, czasem w dzieciństwie czułem się, jak gdyby role były odwrotne. Zawsze wiedział jak mnie podejść i jak wywołać radość na mojej twarzy, mimo upływu lat to się nie zmieniło, a jedynie ja zamknąłem się, bardziej w sobie wiedząc, że tak właśnie musi być.
Z moich ust wydostało się ciche westchnięcie, gdy oddech się unormował, cieszyłem się, że to już koniec mimo wszystko po czasie nawet takie głupie łaskotki mogą powodować ból przez brak możliwości pobrania powietrza do płuc.
- Nie wygrałeś, ja się nie zgodziłem - Zauważyłem, przymykając jedno z moich oczu, wypuszczając z płuc powietrze. Sorey odebrał to jako zaproszenie do dalszej męczarni, znów krzyknąłem rozbawiony, kręcąc się na łóżku, dawno już tak szczerze, chociaż po części z przymusu się nie śmiałem. - Dobrze - Wydusiłem, wiedząc, że naprawdę przegrałem, tą nazwijmy to walkę, musiałem znów ulec, pstrykając go w nos z łagodnym uśmiechem na ustach. - Ubiorę to, tylko proszę już przestań - Poprosiłem, naprawdę nie chcąc już być męczonym, zdecydowanie wystarczy mi tej zabawy jak na ten moment. Mój przyjaciel z radością wręczył mi ubrania, pośpieszając mnie, abym je ubrał. Wiedziałem, że pożałuję tego, jednak nie było już odwrotu. Zabrałem ubrania, idąc przebrać się do łazienki, koniec końców nie będę przebierał się przy nim, jeszcze się zawstydzi.
A więc założyłem to na swoje ciało, przyznać musiałem, ubrania były bardzo ładne, biel z akcentem niebieskiego i czarnego kolory, które odwzorowywały moją duszę i magię, może jednak ubranie tego nie było aż złym pomysłem, wyglądam całkiem dobrze, tak mi si wydaje. Okręciłem się kilka razy wokół własnej osi, oglądając się z każdej strony, odsuwając na bok włosy, które podczas naszej zabawy zostały uwolnione z uścisku gumki. Właśnie teraz zobaczyłem się w zupełnie innym odbiciu, moje ubrania, które nosiłem, były bardzo wygodne i lubiłem je, jednak te nie wydają się wcale gorsze, kto wie może nawet je polubi. W końcu mogłem wyglądać znacznie gorzej.
Powoli wyszedłem z łazienki, zastanawiając się, czy na pewno chce się ta pokazać przyjacielowi, jednak jeśli to poprawi mu humor i poczuje się lepiej, w tym, co sam nosi, mogę się chyba poświęcić. Tak więc stanąłem przed nim, skąpany w bieli wszystko idealnie do siebie pasowało. Sorey stał, milcząc w bezruchu, uważnie mi się przyglądając, chyba nie spodziewał się zobaczyć czegoś takiego, w sumie co się dziwił, mógł sobie wyobrazić jak będę wyglądać chociaż troszeczkę.
- I jak? - Zapytałem, niepewny, gdy tak z dłuższą chwilę wciąż mi się przyglądał, to mimo wszystko lekko peszyło, mógłby coś powiedzieć. Ja nie trzymałem go w niepewności, od razu mówiąc mu, co myślę o jego ubraniu, mógłby zacząć szybciej przetwarzać dane, może wtedy nie stresowałbym się aż tak bardzo.
- Trochę brakuje mi słów - Przyznał, nagle więc jest dobrze czy złe? Lekko się zawstydziłem, co na mojej bladej twarzy dało się od razu zauważyć. Sorey zauważył moje zachowanie, podchodząc bliżej, aby mocno uchwycić mnie w ramionach - Wyglądasz doskonale - Wyszeptał mi do ucha, a w jego głosie czułem radość i ulgę, teraz nie tylko on będzie nosił coś tak nienaturalnego, z tą różnicą, że mnie widzi tylko on i Alisha nie ma to znaczenia, nie rozumiem, czemu aż tak w tym przypadku chce mieć we mnie oparcie, jednak skoro już przymusił mnie do ubrania tego, zostanę w tym tak długo, jak będzie sobie tego życzył, jeśli sprawi mu to tylko przyjemność.
- Dzięki - peszyłem się lekko, odsuwając go od siebie, poprawiając swoje nowe ubranie, które na moim drobnym ciele leżało wręcz doskonale, to było najważniejsze. Poprawiłem dłonią grzywkę, która delikatnie opadła mi na oczy utrudniając mi widoczność, w tej chwili nie specjalnie mi to przeszkadzało. Chciałem się już położyć i cóż znów trafię do łóżka z tym głupkiem, kiedyś jego głupota przejdzie na mnie, wtedy będzie już za późno, aby się uratować.
Ziewnąłem cicho, przecierając oczy, skoro już zrobiłem, co mój pan chciał, mogę się położyć, Sorey z resztą też uczynił to samo, zadowolony z siebie coś tam nucił pod nosem, wtulając się w moje plecy, nie reagowałem na, to jeśli powoduje to jego spokojny sen. Nie będę narzekał, tym bardziej że ja sam czuję się spokojniej, gdy jest tak blisko mnie.
***
Następnego dnia obudziłem się jako pierwszy, rozciągając leniwie swoje ciało, mój przyjaciel jeszcze spał, a mi to w żadnym wypadku nie przeszkadzało, nigdzie nam się nie śpieszyło, co prawda chciałem jak najszybciej pomóc Alishy, aby stąd odejść, jednak to może poczekać, aż Sorey sam się obudzi, gdy nadejdzie taka pora.
Usiadłem spokojnie na brzegu łóżka, patrząc na swoje odbicie w lustrze, moje włosy wyglądały strasznie, rozrzucone na wszystkie możliwe strony, westchnąłem ciężko, przypominając sobie grzebieniu, który kupił Sorey, postanowiłem go wykorzystać, aby chociaż rozczesać niesforne włosy. Dlatego właśnie spałem w zawiązanych włosach mniej problemów z nimi zdecydowanie.
Jęknąłem cicho, gdy rozczesałem włosy, trochę to potrwało, biorąc pod uwagę ich grubość i to jak wyglądały i tak szybko się z tym uwinąłem.
Odetchnąłem z ulgą, rozczesując włosy, aby jakoś je ułożyć, czując w pewnym momencie dotyk na mojej dłoni, zerknąłem za siebie, zauważając wybudzonego przyjaciela. Nawet nie wiem, kiedy zabrał mi przedmiot z dłoni, dotykając moich włosów.
- Tej zabawy mi dziś nie odmówisz - Cały w skowronkach skupił się na moich włosach, a ja nie miałem nawet ochoty mu odmawiać, lubił tę zabawę, a ja powoli przekonywałem się do tego, jak przyjemnie może być, gdy tak beztrosko bawił się moimi włosami.
- Nie odbiorę - Przyznałem mu rację, zamykając oczy, aby oddać się całkowicie tej przyjemności, którą właśnie zostałem obdarowany.
<Sorey? C:>
944
944
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz