wtorek, 28 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Burknąłem cicho pod nosem, myśląc o tym zwierzaku, nie byłem wrogiem kotów, byłem wrogiem psów tych zwierząt wręcz się bałem jednakże taki kot to obowiązek a my nie mamy czasu na jakieś dodatkowe ogony.
Już wiem, że nie polubię się z tym zwierzakiem, po prostu czuję to w kościach najpierw Alisha a teraz to coś no nie, dlaczego on ma takie wielkie serce, to znaczy cieszę się, że jest dobry dla każdego, ale są pewne granice dobroci, których on nawet nie zna.
Sorey i Lailah skupili się na wybieraniu imienia dla kota, co mi było obojętne, niech sobie robią co chcą byleby później byli w stanie zadbać o to stworzenie.
- Mikleo masz jakiś pomysł? - Usłyszałem głos przyjaciela, na co wzruszyłem ramionami nie mając zamiaru wraz z nimi wymyślać imienia nie dość dosadnie to pokazuje.
- Daj mu na imię Problem - Mruknąłem, za co dostałem w tył głowy, burknąłem niezadowolony, masując swoją głowę.
- Nazwijmy go Lucjusz - Zawołał Sorey, gdy skończył zabijać mnie wzrokiem po tym tekście, z którym wypaliłem.
Lailah była zachwycona, a mi to naprawdę było obojętne, to jego problem chcę to zabrać, niech robi co chce.
Koniec końców i tak wzięli Lucjusza ze sobą, ciągle rozmawiając o małym stworzonku, które mój przyjaciel trzymał w rękach, miałem już dosyć słuchania tego, ale co zrobić i tak nikt mnie nie posłucha, jeden na dwóch a za chwilę pewnie nawet trzech to nie ma sensu, lepiej jest milczeć jak zawsze i udawać, że ta sprawa w żadnym wypadku mnie nie dotyczy.

No i tak jak myślałem, Alisha, gdy dowiedziała się o biednym zwierzaczku, zgodziła się aby ten został a ponadto zagwarantowała mu opiekę, to chyba oznacza, że zwierzak zostanie z nami na dobre i złe aż do swojej śmierci, pięknie teraz będę miał na głowie jeszcze dodatkowo tego zdradzieckiego szczurka. Wiem, że to tylko zwierzak jednak i one potrafią być strasznie i wredne, nawet nie wiesz, kiedy wskoczą ci za głowę i wydrapią oczy. Trochę przesadzam to prawda, ale oczy trzeba mieć do koła głowy, nawet kiedy to tylko „bezbronny maluch".
- Dobrze, że go zabrałeś, na ulicy nie przeżyłby ani dnia dłużej - Na obiedzie Alisha znów zaczęła poruszać z chłopakiem temat kociaka, który leżał już w naszym pokoju, super jeszcze mam spać z nim w jednym łóżku? To naprawdę mi się nie podobało, z tego powodu byłem lekko poirytowany ale nie pokazywałem tego po sobie aby przypadkiem nie denerwować Soreya.
- Ani myślałbym go tam zostawiać - Przyznał, dumny z tego, co zrobił. W sumie uratował maluchowi życie, to prawda jednak mógł go komuś oddać czy coś takiego nie koniecznie musiał on zostawać z nami.
Lailah i ja siedzieliśmy spokojnie przy stole, od czasu do czasu coś szkubiąc słuchając rozmowy tej dwójki, oczywiście pani jeziora też czasem się odezwała, mówiąc o tym jak słodki jest ten zwierzak. Czy ten kot zdobył serca wszystkich tylko nie moje? Czy to moja wina? Będę musiał, to przemyśleć co nie oznacza, że polubię to zwierzątko.
- A tak właściwie Alisha - Zacząłem, nagle mając już dość jednego i tego samego tematu. - W ruinach trochę od miasta znaleźliśmy twój herb wyryty na ścianie, przy nim znajdowało się miejsce na klucz, wiesz coś na ten temat? - Zapytałem, chcąc rozwiązać zagadkę, w końcu po to tu jesteśmy pokonać zło i odejść stąd a ja nie pisałem się na wieczny spoczynek w tym zamku, może Sorey polubił to miejsce i zostanie tu, aby mu nie przeszkadzało ale zemną było inaczej ja chciałem iść dalej, nie lubiłem zostawać dłużej w jednym miejscu, niż było to tylko koniecznie.
- Kiedyś była to tajemna skrytka moich przodków teraz to opuszczone miejsce a dlaczego pytasz?
- Wydobywa się z niej bardzo dużo zła, musimy wejść do środka - Tym razem odezwał się mój przyjaciel, przyglądając się dziewczynie, która milcząc kilka chwil, aby po kilku dłuższych chwilach wyjąć sztylet i położyć go na stole.
- To nasz klucz - Odpowiedziała, podając narzędzie pasterzowi. Cudownie mamy klucz jutro będzie już po wszystkim, dziś raczej nie będziemy męczyć Soreya widać, że musi odpocząć, nieprzespana noc zrobiła swoje. Może ten Lucjusz się przyda i Sorey będzie spał spokojnie, to się okaże.
Kilka zdań o ruinach które powiedziała nam dziewczyna, może nie były przydatne ale za to były bardzo ciekawe, oboje z chłopakiem, lubiliśmy słuchać i rozmawiać o starych ruinach a o tych konkretnych dziewczyna wiedziała wiele, co bardzo nas mimo wszytko zaciekawiło.
- Będę musiała się już zbierać, mam jeszcze trochę pracy, odpocznijcie napewno jesteście zmęczeni - Alisha poinformowała nas, nagle przerywając temat, tym samym musząc już nas opuścić, a więc i my postanowiliśmy opuścić jadalnie, wracając do pokoi, aby odpocząć, jednak gdy znaleźliśmy się już w środku, mina mi zżędła, to kocie stworzonko leżało na mojej połowie, mrucząc głośno z zadowolenia, gdy Sorey położył się obok niego.
Burknąłem cicho pod nosem trochę zły, z tego powodu, nie chciałem leżeć obok tego futrzaka. Lekko obrażony poszedłem do okna, które otworzyłem, aby nawdychać się świeżego powietrza.
- Mikleo - Usłyszałem po kilku dłuższych chwilach moje imię, spojrzałem na przyjaciela, kontem ona lekko odwracając głowę, słuchając co odemnie chcę. - Chodź tu do nas - Poprosił, nie reagowałem. Wracając, wracając wzrokiem do obserwacji terenu. - Jeśli sam tu nie przyjedziesz, zaciągnę cię siłą - Usłyszałem kolejne słowa, tym razem brzmiały bardziej groźnie.
- Nie, tym razem nie dam się tak łatwo, zmrożę ci paluchy zobaczysz - Mówiłem to tak poważnie, że chyba sam bym w to uwierzył, gdybym się nie znał, oczywiście, że nigdy w życiu nie użyje swojej mocy, aby zrobić mu krzywdę lub na złość, nie mógłbym przecież go skrzywdzić, ale niech myśli, że jestem chociaż trochę groźny.

<Sorey? C:>

910

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz