Przetarłem twarz dłonią, nie przestając się szczerzyć. Bawiła mnie jego speszona mina, ten widok był warty każdej ceny. I jeszcze ta bezpośredniość ze strony dziewczyny, która tylko sprawiła, że chłopak speszył się bardziej. By zirytować go jeszcze bardziej, objąłem go ramieniem i nie przestając się szczerzyć, powiedziałem:
- Musisz mu wybaczyć, jest bardzo nieśmiały, ale taki już jego urok.
Musiało go to bardzo zdenerwować, ponieważ przyzwał małą falę, która przemoczyła mnie całego. Dziewczyna zaczęła się śmiać, a chłopak, burcząc pod nosem obelgi w moją stronę, wyszedł z wody. Zdołałem zauważyć delikatny rumieniec na jego policzkach, ale trudno było mi określić, czy było to przez zażenowanie czy złość.
Ja i Alisha ruszyliśmy w jego ślady, chichocząc pod nosami jak małe dzieci. Mikleo zauważając nasze zachowanie, pokręcił głową z politowaniem. Widać, że moje zdanie na jego temat bardzo zraniło jego dumę, ale cóż ja na to poradzę. Mówiłem tylko i wyłącznie prawdę, zawsze jestem prawdomówny.
- Mikleo, mógłbyś? – spytałem, odgarniając z czoła mokre kosmyki. Chciałem, by pozbył się z moich ubrań i włosów nadmiaru wody, nie chciałem być chory.
- Nie – powiedział, uparcie wpatrując się w ognisku. Wygiąłem usta w podkówkę. Może troszeczkę przesadziłem, ale to nie od razu powód, by się obrażać i nie pomóc przyjacielowi w potrzebie.
- No Mikleo… - przeciągnąłem ostatnią sylabę, jakby to miało go przekonać. – Przez ciebie nabawię się zapalenia płuc i umrę – starałem się przybrać poważny ton, ale bardzo średnio mi to wychodziło.
- Świetnie, jednego głupka mniej – burknął, wywracając oczami. Czyli ugodziło to go bardzo mocno.
- Proszę – powiedziała nagle dziewczyna, podając mi ręcznik. Spojrzałem na nią z wdzięcznością
- Widzisz, ona ma serce, mógłbyś być miły chociaż w jednej dziesiątej miły jak ona – powiedziałem, zaczynając wycierać włosy.
Serafin rzucił złośliwą zaczepką i zaczęliśmy się sprzeczać przez kilka dobrych minut. W końcu musiałem przerwać i odejść na moment na bok, w celu przebrania się. Było mi coraz zimniej, a chłopak nie chciał się ugiąć pod moją prośbą. W dodatku, by zrobić mi jeszcze bardziej na złość, pozbył się nadmiaru wody z ubrań Alishi. Dziewczyna była tym zachwycona, w przeciwieństwie do mnie. Obiecałem sobie w duchu, by następnym razem nie denerwować Mikleo nad wodą, dla własnego bezpieczeństwa. Chociaż, już kiedyś obiecałem sobie podobną rzecz. Jak widać, jestem beznadziejny w spełnianiu obietnic, jeżeli chodzi o mnie samego.
- A chociaż z kolczyków? Nie chcę, aby się zniszczyły – spróbowałem, kiedy wróciłem do ogniska w suchych ubraniach. Mikleo westchnął ciężko, po czym machnął od niechcenia ręką. – Dziękuję – powiedziałem wesoło, chcąc go przytulić, ale powstrzymała mnie jego ręka na mojej twarzy.
- Nadal jestem obrażony – powiedział, a ja posłusznie się odsunąłem.
- Czy skoro Alisha cię widzi, jest w stanie zobaczyć zło oraz inne Serafiny? – spytałem chłopaka, po przyjęciu posiłku od blondynki. Czułem się źle, że dziewczyna musiała po raz kolejny przygotowywać jedzenie, ale ja byłem okropny w gotowaniu, w przeciwieństwie do niej. Posiłki, które przygotowywała, były przepyszne.
- Myślę, że tak – odpowiedział Mikleo, kładąc się na kocu i przymykając oczy. – Ale przekonamy się o tym podczas podróży. Pewnie nie raz zostaniemy zaatakowani.
- Właśnie… - zaczęła powoli blondynka. – Rozmawialiście wcześniej o powodach tych ataków. Wiecie, dlaczego tak jest?
Mikleo milczał, a więc na mnie spadł ciężar wytłumaczenia jej tego. Powiedziałem jej praktycznie to samo, co usłyszałem wcześniej od przyjaciela, omijając informacje o naszym pakcie oraz, że jest idealnym naczyniem dla Serafina – czułem, że nie powinna się tego dowiedzieć ode mnie. Alisha miała jeszcze parę pytań, na które odpowiadałem jej w miarę swoich możliwości, w przeciwieństwie do Mikleo. Ten leżał z zamkniętymi oczami, całkowicie nas ignorując. Odezwał się dopiero, kiedy zaczęliśmy ustalać warty.
- Mogę was pilnować przez całą noc, dla mnie to nie problem – mruknął, a ja pacnąłem go lekko w czoło. Otworzył zaskoczony oczy i spojrzał na mnie z oburzeniem. – No co? Nie jestem już ranny.
- Tak, ale później będziesz cały dzień na wpół martwy – burknąłem, krzyżując ręce na piersi.
- Wy, ludzie, potrzebujecie więcej snu, w przeciwieństwie do mnie. Mogę was bez problemu przez większość nocy.
W końcu ustaliliśmy kolejność, w jakiej będziemy czuwać. Pierwsza była Alisha, ja byłem drugi a Mikleo miał być ostatnim oraz tym, który nas obudzi. Kiedy położyłem się na kocu obok przyjaciela zanotowałem sobie w pamięci, aby wstać najszybciej jak się da. Mocno go dzisiaj wkurzyłem i nie byłbym zdziwiony, gdyby rano obudził mnie lodowatą wodą. Wiedziałem, że był do tego zdolny.
***
Obudziłem się nad ranem. Nie czując znajomej obecności Mikleo serce podskoczyło mi do gardła. Przez dłuższy moment miałem wrażenie, że mój koszmar, w którym byłem kilka sekund, stał się rzeczywistością – że zawiodłem jako przyjaciel i mimo swojej obietnicy, poddałem się złu. Podniosłem się do siadu, przeczesując dłonią włosy czując, jak głowa zaczyna mnie boleć. Trochę tęskniłem za czasami, kiedy jedynie budziłem się z szybko bijącym sercem, ale nie pamiętałem swoich snów.
- Sorey? – usłyszałem zmartwiony głos Mikleo. No tak, w końcu to była jego warta, chociaż i tak zaczął ją wcześniej niż powinien. Obudził się w środku mojego czuwania i stwierdził, że mam iść spać, bo nadchodzi jego kolej.
- Nie przejmuj się, to tylko kolejny sen – powiedziałem do niego cicho, by nie obudzić śpiącej dziewczyny. Byłem zaskoczony, jak bardzo spokojnie brzmiał mój głos. Uśmiechnąłem się do niego ciepło, normując oddech. Teraz, kiedy byłem już pewien, że jest obok, wszystko było w porządku.
<Mikleo? c:>
856
856
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz