Spojrzałem na Serafina z wyraźnym zmartwieniem. Przez nas nadwyrężył swoje zdrowie i jeszcze uważa to za nic takiego. Przysunąłem się do przyjaciela i delikatnie odgarnąłem kosmyki z jego twarzy. Chłopak wyglądał na naprawdę zmęczonego, oczy dosłownie same mu się zamykały. Poczułem złość, na jego oraz siebie samego. Na jego za to, że nic mi nie mówił, a na siebie za to, że jestem takim kretynem.
- Od teraz będziemy ustalać warty – powiedziałem stanowczo, lekko poprawiając jego włosy.
- Nie, ze mną wszystko w porządku, ty powinieneś się wysypiać – wymruczał, opierając głowę o moje ramię. Oczy miał już praktycznie zamknięte.
- Co za uparty z ciebie osioł – mruknąłem. Ta obelga podziałała na niego jak płachta na byka; Mikleo otworzył momentalnie oczy, a jego spojrzenie mówiło samo za siebie. – Ja też jestem, ale ty jesteś większym.
- Czyżby? – uniósł jedną z brwi i poprawił swoją głowę. – A kto mnie będzie przekonywał do podróży z kobietą, której imienia nadal nie znamy? Mogę od razu ci powiedzieć, że za żadne skarby świata mnie do tego przekonasz.
- Jestem pewien, że przekonam cię samym swoim urokiem – wyszczerzyłem się. Na moje słowa chłopak prychnął śmiechem. – Ale najpierw się prześpij, nie ma zabawy, jak jesteś taki na wpół żywy.
- Obudź mnie za kilka minut, dobrze? – wymruczał, nim zapadł w sen.
Nie ma mowy, bym obudził go w najbliższym czasie. Zdecydowanie musi przespać trochę więcej niż parę minut. Oparłem głowę o jego, wsłuchując się w jego oddech. Powinienem być lepszym przyjacielem, naprawdę.
Dziewczyna wróciła po kilkunastu minutach, z peleryny zrobiła niosąc w pelerynie całkiem dużo owoców. Otworzyła usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale szybko przyłożyłem palec do ust niemo ją prosząc, aby była cicho. Nie chciałem, aby Mikleo się obudził.
- Zasnął – wyjaśniłem i wskazałem na swoje ramię, kiedy dziewczyna usiadła po mojej drugiej stronie. – Nie spał całą noc.
- Jak on wygląda? – spytała cicho, podając mi jeden z owoców.
- Mikleo? – zmarszczyłem brwi w zamyśleniu, przyjmując od niej jedzenie. – Jest… niski. I uroczy. Ma lawendowe oczy i długie, jasnoniebieskie włosy, bardzo miłe w dotyku. Teraz są rozpuszczone, ale zwykle pozwala mi się czesać.
- Widzę, że bardzo go lubisz – powiedziała dziewczyna, lekko się uśmiechając.
- Oczywiście, jest moim przyjacielem – powiedziałem, marszcząc brwi. Jestem pewien, że już jej to mówiłem.
- Chodziło mi bardziej o to, że go kochasz – naprostowała.
Pokiwałem głową, nie rozumiejąc za bardzo, czemu dziewczyna spróbuje rozwinąć swoją myśl. Wychowywaliśmy się i dorastaliśmy razem, jest osobą, którą darzę największym zaufaniem i gdyby zaszła taka potrzeba, oddałbym za niego życie. To było oczywiste, że go kocham.
Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, ale zaraz posmutniała.
- Sorey, jesteś naprawdę dobrym człowiekiem – zaczęła ze wzrokiem wbitym w ziemię. – Pomagasz mi mimo, że mnie nie znasz. Czuję się głupio prosząc cię o pomoc dla kraju, który jest ci zupełnie obojętny.
- Nie musisz – powiedziałem, posyłając jej ciepły uśmiech. – Po prostu potrzebujesz pomocy i jej udzielam. Robię to, co uważam za słuszne.
- Alisha Diphda – powiedziała nagle, co trochę mnie zaskoczyła. – Tak się nazywam – powiedziała, ponownie przenosząc swój wzrok na mnie.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko i już miałem coś powiedzieć, ale w tym samym momencie obudził się Mikleo. Podniósł się gwałtownie i rozejrzał się dookoła, a w jego oczach zdołałem dostrzec panikę. Spojrzałem na niego, wyraźnie zmartwiony jego zachowaniem. Spał godzinę, może nawet nie całą, i nadal wyglądał źle. Miałem nawet wrażenie, że jeszcze cienie pod jego oczami powiększyły się.
- Mikleo, wszystko w porządku? – spytałem, patrząc na niego z wyraźnym niepokojem.
- Ile spałem? – spytał niewyraźnie, przecierając zaspane oczy i całkowicie ignorując moje zmartwienie.
- Niecałą godzinę, spróbuj się jeszcze trochę…
- Nie, tyle wystarczy mi w zupełności – powiedział, podnosząc się do pionu. Związał swoje włosy w niechlujnego, prowizorycznego kucyka, który nie wyglądał najlepiej. Serafin wydawał się być bardzo nerwowy. – Musimy ruszać, jeżeli chcemy jeszcze dzisiaj znaleźć się w mieście.
Westchnąłem cicho i również wstałem mówiąc Alishi, że możemy ruszać w dalszą drogę. Dziewczyna powiedziała, że możemy jeszcze trochę odpocząć, jeżeli Mikleo jest bardzo zmęczony. Serafin, słysząc jej słowa, prychnął z pogardą i uparcie stwierdził, że nie chce mu się spać. Wznowiliśmy zatem podróż, chociaż nie byłem z tego powodu bardzo zadowolony. Z drugiej strony, im wcześniej wyruszymy tym szybciej znajdziemy się w mieście, a tam będę mógł wynająć pokój. Lepiej, by przespał się na wygodnym materacu niż moim ramieniu.
Przez resztę drogi Alisha zaczęła opowiadać o sobie troszkę więcej. Słuchałem jej z uwagą, od czasu do czasu zerkając na Mikleo. Serafin wydawał się bardziej czujny, ale bardziej niż na słowach blondynki skupiał się na otoczeniu. Coś było nie tak. W pewnym momencie poczułem się, jakby ktoś nas obserwował. Rozejrzałem się dookoła, ale niczego ani nikogo nie dostrzegłem. Mikleo zauważył ten gest i polecił, byśmy się pospieszyli, miasto było niedaleko.
Kiedy przekroczyliśmy kamienne mury, Serafin westchnął z ulgą. Wiem, że teoretycznie miało być to miejsce, w którym pożegnamy się z blondynką. Ale tylko teoretycznie. W praktyce zamierzałem przekonać go do tego, byśmy z nią wyruszyli i pomogli, o ile będziemy w stanie.
Mimo moich usilnych odmów i zapewnień, że mamy pieniądze, Alisha zapłaciła za pokój, który chciałem wynająć. Zrobiła to, jak sama twierdziła, by chociaż trochę mi się odwdzięczyć. Ona wybrała izbę naprzeciwko naszej.
Kilka minut później znaleźliśmy się w ciepłych, bezpiecznych pokoikach. Mikleo momentalnie rzucił się na łóżko, cicho wzdychając. Przysiadłem na materacu obok niego. Zdecydowałem, że najlepiej wybrać pokój z jednym łóżkiem, w końcu nam obu to nie przeszkadzało i była to tańsza opcja.
- Mikleo… - zacząłem, ale Serafin bardzo szybko mi przerwał.
- Nie będę pomagać nieznajomej, nie namówisz mnie na to – burknął z twarzą w poduszce. Wiedziałem, że był zmęczony i nie chciałem go dobijać, ale do jutra miałem dać dziewczynie odpowiedzieć. I miałem nadzieję, że będzie ona twierdząca.
- Nie jest nieznajoma. Nazywa się Alisha Diphda i pochodzi z rodziny królewskiej – powiedziałem z dumą.
- Brawo, po dwóch dniach zdobyłeś informacje, które powinieneś znać od początku.
Wziąłem głęboki wdech. Zmęczony Mikleo to nieznośny Mikleo, który bardzo szybko lubi ucinać temat. Przekonanie go będzie trudne.
- Złożyłem przysięgę, że będę pomagał tym, którzy będą tej pomocy potrzebować. Alisha przebyła taki kawał drogi za zwykłą legendą, sytuacja wydaje się być naprawdę poważna. Moglibyśmy pójść z nią, a gdybyśmy nie byli w stanie jej pomóc, wrócilibyśmy – położyłem głowę naprzeciwko niego tak, że kiedy tylko otworzył oczy, widział moją twarz. – Proszę, zgódź się – dodałem, starając się przybrać wzrok szczeniaczka, słyszałem, że jestem w tym całkiem dobry. – Bez ciebie nie dam sobie rady.
<Mikleo? :3>
1041
1041
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz