sobota, 11 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Kiedy zauważyłem postać stojącą nad jeziorem i panującą nad wodą, serce zabiło mi szybciej. Miałem wrażenie, że patrzę na mojego przyjaciela z dzieciństwa. Chwilę później skarciłem się za to w myślach – może i kolor włosów się zgadzał, moce też były całkiem podobne, ale nie znaczyło to od razu, że patrzę na Mikleo. Jednak kiedy się odwrócił, byłem pewien, że przede mną stoi Serafin, którego tak dobrze znałem.
Upuściłem wiadra, w których miałem przynieść wodę, po czym podbiegłem do chłopaka i zamknąłem jego drobną postać w silny uścisku. Już czułem łzy cisnące się do kącików moich oczu.
- Rany, Mikleo, tak strasznie cię przepraszam, ja chciałem po ciebie wrócić, ale nie miałem jak, później cię szukaliśmy, ale mogliśmy cię znaleźć… - z moich ust wypłynął potok słów, z czasem niezrozumiały także dla mnie, a co dopiero dla samego chłopaka. Chciałem go jednocześnie przeprosić i opowiedzieć wszystko, co zdarzyło się od naszej rozłąki.
Szybko jednak moja opowieść została przerwana – mniejszy chłopak odsunął się na chwilę ode mnie i zakrył mi usta swoją dłonią. Spojrzałem na niego lekko i zauważyłem, że kąciki jego ust unosiły się w lekkim, ale ładnym uśmiechu.
- Też się cieszę, że cię widzę, głupku – powiedział, lekko rozbawiony, po czym poczułem jak lekko wtula się w moje ciało. Odwzajemniłem gest, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Udało mi się go znaleźć, po tak długim czasie poszukiwań i pomimo zwątpień ze strony Deorsy.
- Jesteś taki mały – powiedziałem z niedowierzaniem, lekko się od niego odsuwając. Chciałem uważnie przestudiować jego twarz i pochłonąć jak najwięcej szczegółów. – I twoje włosy… - lekko poczochrałem jego głowę. Zauważyłem, że jego włosy są naprawdę przyjemne w dotyku.
- Jesteś niewiele większy ode mnie – burknął, wyraźnie niezadowolony, cofając się o krok. Najwidoczniej niezbyt mu się to spodobało.
- Co nie zmienia faktu, że jesteś po prostu mały – wyszczerzyłem się i podniosłem wiadra, które uprzednio upuściłem. Jego widok sprawiał, że nie potrafiłem przestać się uśmiechać. – Musisz poznać Deorsę. I Eve. I Toma. Była jeszcze Grace, ale ona zadomowiła się w stolicy ze swoim kochasiem – paplałem wesoło, nabierając jednocześnie wody we wcześniej wspomniane wiadra.
- Kim są ci ludzie? – spytał spokojnie Serafin, obserwując mnie uważnie.
- Rodziną. Pomogli mi po… po tym najeździe – uśmiech zniknął z mojej twarzy na samo wspomnienie tamtego wydarzenia. Westchnąłem ciężko i spojrzałem poważnie na mojego przyjaciela. – Słuchaj, bardzo cię przepraszam. Chciałem cię wtedy odnaleźć, ale oni podłożyli ogień, i później ten ogień był wcześniej… - zamilknąłem na chwilę.
Mimowolnie przypomniałem sobie zapach, jaki towarzyszył w tamtej chwili – obrzydliwy smród palonych ciał. Miałem wrażenie, że ciągle mi towarzyszył, nawet pomimo upływu tylu lat. Ten zapach potrafił towarzyszyć mi nie tylko w snach, ale również po wybudzeniu z nich.
- Później też cię szukałem, Deorsa i reszta mi pomagali, ale twierdzili, że nie przeżyłeś. Ja wiedziałem, że ci się udało, w końcu jesteś silny, ale bałem się, że coś ci się stało – dokończyłem swoją wypowiedź niemalże szeptem i odwracając do niego wzrok. Czułem się winny całej sytuacji sprzed kilku lat, w końcu byłem niewystarczająco silny i nie udało mi się go obronić. Gdybym tylko nie był tak słaby, nie rozdzielilibyśmy się, a on nie byłby narażony na niebezpieczeństwo.

<Mikleo? C:>

515

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz