To co zrobił, było bardzo głupie, co on sobie wyobrażał, przecież nie całuje się przez ostrzenia, co prawda zrobiłem mu to samo, ja jednak miałam na celu oddać mu za wkurzanie mnie, a on? Chciał się za to zemścić? Co za głupek jak on tak może. Wiem, że sam zrobiłem to z głupoty, ale żeby się mścić..
Cały czerwony jak burak próbowałem schować twarz za włosami, było mi wstyd, a co gorsza bardzo mi się to podobało i chyba to właśnie najbardziej mnie zawstydziło.
- Nie - Burknąłem, starając się zrobić wszytko, aby nie oddać mu grzebienia, najpierw mnie peszy, a teraz chce mnie dotykać, nie ma mowy.
Oboje trochę się siłowaliśmy, ja zawzięcie chroniłem grzebień, a on za wszelką cenę chciał mi go odebrać. „Wygłupy” zakończyły się, gdy oboje wylądowaliśmy na ziemi, Sorey poleciał na mnie, przyciskając mnie do ziemi, odbierając w końcu swoją własność.
- Mam - Odparł, zadowolony uśmiechając się szeroko, gdy nasze twarze były niebezpiecznie blisko, zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony, o ile to możliwe odsuwając go od siebie, podnosząc się do siadu, sprzedając mu pstryczek w nos, odwracając się do niego plecami.
Chłopak perfidnie się zaśmiał, wracając do czesania moich włosów.
Nawet się nie odezwałem, patrzyłem gdzieś w bok, gdy chłopak wciąż bawił się moim włosami, było mi strasznie wstyd, a przecież to tylko głupia zabawa teraz już wiem, jak on się czuł, gdy ja to zrobiłem, boże co mi siedziało w głowie, co jemu, kurczę siedziało w głowie.
Westchnąłem cicho, gdy mój przyjaciel odsunął dłonie od moich włosów, uniosłem wzrok, zauważając dwa warkocze plecione od góry, łącząca się poniżej z moim końskim ogonem co wyglądało całkiem ładnie.
Nim Sorey zdążył zapytać, jak podoba mi się, jego dzieło ja wyprzedziłem go, odpowiadając na pytanie którego jeszcze nie zadał.
- Jest ładnie bardzo ładnie - Przyznałem, odwracając się w stronę chłopaka, cały ten wstyd już zdążył zejść z mojej twarzy, która wróciła do naturalnych kolorów.
Twarz chłopaka rozpromieniała, był jeszcze szczęśliwy, niż przedtem a przecież nie powiedziałem niczego co aż tak radosnego przynajmniej z mojego punktu widzenia.
- Cieszę się - Przyznał, chowając grzebień, tak bym przecież przypadkiem mu go nie zabrał, bo chyba by nie wytrzymał z tym faktem psychicznie.
Pokręciłem lekko głową, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, do środka weszła Lailah z księżniczką.
- Sorey może zwiedzimy miasto? - Zaproponowała, pani jeziora co wcale nie było takim głupim pomysłem w końcu mamy wystarczająco czasu, aby przed pierwszym zadaniem zorientować się co gdzie i jak.
- Mogę was podwiesić mam oo drodze - Dodała Alisha. Sorey w gorącej wodzie kąpany od razu się zgodził, nawet przez chwilę się nie zastanawiając.
No cóż w takim razie nie mamy wyjścia, nie zostawimy go przecież samego.
A więc ruszyliśmy do miasta, wokół panowała nieprzyjemna wręcz ciężka aura, mimo radości ludzi z obecności pasterza było bardzo ciężko, zło opanowało całe miasto, co w tej chwili uderzało całą naszą czwórkę, najbardziej jednak z tego powodu cierpiał Sorey, który odczuwał dwukrotnie większy ciężar naszej dwójki, zauważyliśmy to, gdy opuściliśmy pojazd konny, Sorey wręcz się zatoczył, co lekko mnie przeraziło.
- Wszystko dobrze? - Zapytałem, patrząc na niego z zauważalnym zmartwieniem w oczach.
- Tak, zło jest tu bardzo silne - Zauważył, kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej. Wiedziałem, że tak będzie, teraz jest już za późno niestety, ale musi sobie z tym poradzić.
- Wiesz, skąd się unosi? - Lailah zadając pytanie, dała do zrozumienia pasterzowi, że jest w stanie odkryć, skąd wydobywa się ta okropna aura.
Mój przyjaciel zamknął oczy, skupiając się na swoich mocach, które dostał podczas podpisania paktu z panią jeziora.
Sorey nagle bez słowa ruszył przed siebie, gdzieś nad prowadząc, a my jak owieczki ruszyliśmy za nim ciekawi gdzie nas zaprowadzić. Jak się okazało później, doprowadził nas do starych ruin. No proszę, zwiedzanie wraz z niszczenie zła to może być ciekawe.
- Bądź ostrożny - Ostrzegłem, wiedząc jakie głupoty potrafi popełniać, nie zastanawiając się nad swoimi czynami, nie chce go stracić przez rozwagi brak.
<Sorey C:>
636
636
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz