wtorek, 28 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

To co zrobił, było bardzo głupie, co on sobie wyobrażał, przecież nie całuje się przez ostrzenia, co prawda zrobiłem mu to samo, ja jednak miałam na celu oddać mu za wkurzanie mnie, a on? Chciał się za to zemścić? Co za głupek jak on tak może. Wiem, że sam zrobiłem to z głupoty, ale żeby się mścić..
Cały czerwony jak burak próbowałem schować twarz za włosami, było mi wstyd, a co gorsza bardzo mi się to podobało i chyba to właśnie najbardziej mnie zawstydziło.
- Nie - Burknąłem, starając się zrobić wszytko, aby nie oddać mu grzebienia, najpierw mnie peszy, a teraz chce mnie dotykać, nie ma mowy.
Oboje trochę się siłowaliśmy, ja zawzięcie chroniłem grzebień, a on za wszelką cenę chciał mi go odebrać. „Wygłupy” zakończyły się, gdy oboje wylądowaliśmy na ziemi, Sorey poleciał na mnie, przyciskając mnie do ziemi, odbierając w końcu swoją własność.
- Mam - Odparł, zadowolony uśmiechając się szeroko, gdy nasze twarze były niebezpiecznie blisko, zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony, o ile to możliwe odsuwając go od siebie, podnosząc się do siadu, sprzedając mu pstryczek w nos, odwracając się do niego plecami.
Chłopak perfidnie się zaśmiał, wracając do czesania moich włosów.
Nawet się nie odezwałem, patrzyłem gdzieś w bok, gdy chłopak wciąż bawił się moim włosami, było mi strasznie wstyd, a przecież to tylko głupia zabawa teraz już wiem, jak on się czuł, gdy ja to zrobiłem, boże co mi siedziało w głowie, co jemu, kurczę siedziało w głowie.
Westchnąłem cicho, gdy mój przyjaciel odsunął dłonie od moich włosów, uniosłem wzrok, zauważając dwa warkocze plecione od góry, łącząca się poniżej z moim końskim ogonem co wyglądało całkiem ładnie.
Nim Sorey zdążył zapytać, jak podoba mi się, jego dzieło ja wyprzedziłem go, odpowiadając na pytanie którego jeszcze nie zadał.
- Jest ładnie bardzo ładnie - Przyznałem, odwracając się w stronę chłopaka, cały ten wstyd już zdążył zejść z mojej twarzy, która wróciła do naturalnych kolorów.
Twarz chłopaka rozpromieniała, był jeszcze szczęśliwy, niż przedtem a przecież nie powiedziałem niczego co aż tak radosnego przynajmniej z mojego punktu widzenia.
- Cieszę się - Przyznał, chowając grzebień, tak bym przecież przypadkiem mu go nie zabrał, bo chyba by nie wytrzymał z tym faktem psychicznie.
Pokręciłem lekko głową, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, do środka weszła Lailah z księżniczką.
- Sorey może zwiedzimy miasto? - Zaproponowała, pani jeziora co wcale nie było takim głupim pomysłem w końcu mamy wystarczająco czasu, aby przed pierwszym zadaniem zorientować się co gdzie i jak.
- Mogę was podwiesić mam oo drodze - Dodała Alisha. Sorey w gorącej wodzie kąpany od razu się zgodził, nawet przez chwilę się nie zastanawiając.
No cóż w takim razie nie mamy wyjścia, nie zostawimy go przecież samego.
A więc ruszyliśmy do miasta, wokół panowała nieprzyjemna wręcz ciężka aura, mimo radości ludzi z obecności pasterza było bardzo ciężko, zło opanowało całe miasto, co w tej chwili uderzało całą naszą czwórkę, najbardziej jednak z tego powodu cierpiał Sorey, który odczuwał dwukrotnie większy ciężar naszej dwójki, zauważyliśmy to, gdy opuściliśmy pojazd konny, Sorey wręcz się zatoczył, co lekko mnie przeraziło.
- Wszystko dobrze? - Zapytałem, patrząc na niego z zauważalnym zmartwieniem w oczach.
- Tak, zło jest tu bardzo silne - Zauważył, kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej. Wiedziałem, że tak będzie, teraz jest już za późno niestety, ale musi sobie z tym poradzić.
- Wiesz, skąd się unosi? - Lailah zadając pytanie, dała do zrozumienia pasterzowi, że jest w stanie odkryć, skąd wydobywa się ta okropna aura.
Mój przyjaciel zamknął oczy, skupiając się na swoich mocach, które dostał podczas podpisania paktu z panią jeziora.
Sorey nagle bez słowa ruszył przed siebie, gdzieś nad prowadząc, a my jak owieczki ruszyliśmy za nim ciekawi gdzie nas zaprowadzić. Jak się okazało później, doprowadził nas do starych ruin. No proszę, zwiedzanie wraz z niszczenie zła to może być ciekawe.
- Bądź ostrożny - Ostrzegłem, wiedząc jakie głupoty potrafi popełniać, nie zastanawiając się nad swoimi czynami, nie chce go stracić przez rozwagi brak.

<Sorey C:>

636

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz