niedziela, 19 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wymamrotałem pod nosem jakąś wymówkę i naciągnąłem na siebie kurtkę. Spało mi się tak wspaniale i ani trochę nie chciało mi się wstawać.
- Sorey, wstawaj wreszcie – poczułem, jak ciepła kurtka nagle znika z mojego ciała, a z moich ust wydobył się cichy jęk niezadowolenia. Czemu Mikleo musiał być taki okrutny? Jak on spał, ja go nie budziłem. – Bo obleje cię zaraz wodą – zagroził, kiedy przekręciłem się na drugi bok.
- Daj mi spokój – burknąłem, próbując wrócić do snu.
Poczułem nagle lodowatą wodę na twarzy. Podniosłem się gwałtownie do siadu, czując, jak zimny dreszcz przebiega przez całe moje ciało. Od razu odechciało mi się spać. Posłałem Mikleo najbardziej wściekłe spojrzenie, na jakie było mnie stać, co w połączeniu z moją mokrą grzywką nie dało zamierzonego efektu. Serafin parsknął śmiechem, a ja poczułem, jak policzki zaczynają mnie piec ze złości.
- Jesteś okropnym potworem bez serca – zaburczałem, wycierając twarz.
- Sorey, z kim rozmawiasz? I czemu jesteś mokry? Czy ty… mój boże, czy ty potrafisz go zobaczyć? Możesz dostrzec Serafina?
Słysząc głos blondynki, zamarłem. Nie wiedziałem, co miałem zrobić. Rzuciłem Mikleo zaniepokojone spojrzenie, ale ten nie wydawał się być jakoś bardzo przejęty. Wzruszył lekko ramionami, a jego wzrok mówił jedynie: „Radź sobie sam”. Świetnie. Najpierw mnie chamsko budzi, a teraz nie chce pomóc mimo, że to także jego wina.
- Tak – podrapałem się nerwowo po głowie, patrząc na blondynkę. – Chciałem ci powiedzieć wcześniej, ale nie wiedziałem jak zareagujesz.
Dziewczyna wpatrywała się we mnie z otwartymi ustami. Mikleo z kolei cicho westchnął i poprawił grzywkę wpadającą mu w oczy, ale nie skomentował w żaden sposób moich słów. Zauważyłem, że nie wyglądał jakoś specjalnie dobrze, bez żadnych złośliwości. Jego włosy były w lekkim nieładzie, pod oczami pojawiły się cienie, które w dodatku bardzo odznaczały się przez jego bladą cerę. Nie spał, podczas kiedy ja słodko sobie chrapałem. Jestem okropnym przyjacielem.
- Gdzie on… ona… - blondynka zaczęła plątać się w słowach.
- On – oderwałem wzrok od chłopaka z myślą, że później z nim porozmawiam. – Ma na imię Mikleo i jest moim najlepszym przyjacielem. Chciał mnie obudzić i oblał mnie wodą, dlatego jestem mokry – posłałem przyjacielowi wściekłe spojrzenie, ale ten jedynie wzruszył ramionami.
- Trzeba był wstać normalnie, to nie byłbym zmuszony używać tak radykalnych środków – mruknął.
- Przyznaj, że po prostu chciałeś się na mnie odegrać – burknąłem w jego stronę. Kiedy już powiedziałem dziewczynie o Mikleo, poczułem niewyobrażalną ulgę. Nie musiałem już ignorować słów chłopaka i mogłem normalnie odpowiadać na jego zaczepki. I miałem jeszcze wrażenie, że chłopakowi za bardzo to nie przeszkadzało, w końcu nie zbeształ mnie.
Zauważając kątem oka ruch ze strony dziewczyny, spojrzałem na nią. Wpatrywała się w Mikleo tak intensywnie, że miałem nieodparte wrażenie, że go widzi. Podeszła do chłopaka i wyciągnęła rękę w jego stronę, jakby chciała go dotknąć. Czyli nic się nie zmieniło. Nadal wyczuwała tylko jego obecność, ale nie zauważała go.
- Jest tuz przed tobą, ale nie dotkniesz go, to tak nie działa – powiedziałem, a dziewczyna, mocno zawiedziona, cofnęła rękę.
- Później z nią pogadasz, wyruszajmy wreszcie – mruknął Mikleo, cicho wzdychając.
- Mówi, żebyśmy już ruszali – przekazałem dziewczynie, podnosząc się z lekko wilgotnego koca. Blondynka pokiwała głową i również zaczęła się zbierać. – Z łaski swojej, mógłbyś pozbyć się tej wody? – spytałem przyjaciela podnosząc do góry koc. Chłopak machnął ręką i już po chwili koc był suchy. W przeciwieństwie do mojej koszulki. – A moje ubrania to co?
- Ty cierp – na twarzy chłopaka pojawił się chytry uśmieszek, w odpowiedzi na który pokazałem mu język.
Już po kilkunastu minutach byliśmy spakowani i mogliśmy wyruszać. Przez kilka pierwszych minut drogi dziewczyna milczała. Wydawała się nad czymś intensywnie myśleć, a ja nie chciałem jej w tym przeszkadzać. Mikleo także wydawał się nieobecny. A może był po prostu zmęczony, te cienie pod jego oczami były naprawdę okropne.
- Mogę zadać ci parę pytań? – spytała nagle dziewczyna.
- Oczywiście – przytaknąłem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Postaram się odpowiedzieć w miarę swoich możliwości.
Wbrew pozorom to nie było parę pytań. Było ich mnóstwo. Starałem się odpowiadać tak najdokładniej, jak tylko potrafiłem, a jeżeli nie znałem jakiejś odpowiedzi, pytałem się Mikleo, oczywiście uprzednio go szturchając. Trochę się o niego martwiłem. Im dłużej i dalej szliśmy, tym bardziej wydawał się nieobecny. Dwa razy musiałem go pospieszać, bo wyraźnie od nas odstawał.
- Moglibyście wyruszyć ze mną do stolicy? – spytała nagle blondynka, co nieco mnie zaskoczyło.
- Nie ma takiej opcji – mruknął człapiący za nami Mikleo.
- Dlaczego? – zmarszczyłem brwi.
- Mój kraj trawi zło – blondynka zaczęła smutno wpatrywać się w punkt będący gdzieś daleko przed nami. – I czuję, że ty oraz Mikleo będziecie mogli mi pomóc.
Zastanowiłem się nad jej słowami. Więc dlatego przybyła z tak daleka, szukała pomocy pod postacią pasterza oraz Serafinów. Aż czułem się źle ze świadomością, że prawdopodobnie będę musiał jej odmówić, w końcu już doskonale znałem na ten temat opinię mojego przyjaciela. Mikleo wydawał się być bardzo zdecydowany w tej sprawie i trochę trudno będzie mi go przekonać.
- Musiałbym się naradzić z Mikleo – powiedziałem zgodnie z prawdą, ignorując kolejne słowne zaprzeczenie Serafina. – Jutro rano dam ci znać – uśmiechnąłem się ciepło do dziewczyny. Będę musiał się trochę postarać, aby przekonać go do pomocy tej dziewczynie, ale nie poddam się tak łatwo.

<Mikleo? :3>

843

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz