środa, 29 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Pacnąłem go lekko w tył głowy. Oblał biedne stworzonko wodą zupełnie bez powodu, i jeszcze twierdził, że to nic takiego. Mikleo potrafi być naprawdę okrutny. Ziewnąłem cicho, wstałem z łóżka i skierowałem się do łazienki. Lucjusz siedział pod stołem i ze strachem wpatrywał się w Serafina.
Kiedy tylko wróciłem z puchatym ręcznikiem, od razu wziąłem przemoczone zwierzątko na ręce i usiadłem wraz z nim na łóżku. Mikleo obserwował w milczeniu, jak delikatnie zacząłem wycierać wychudzone ciało kotka, w końcu nie chciałem go skrzywdzić. Po kilku minutach skończyłem i odłożyłem ręcznik na szafkę. Kociak wtulił się w moje ciało, jednak swoje spojrzenie skupił na moim przyjacielu.
- Co on ci zrobił, że go tak potraktowałeś? – zapytałem, zaczynając głaskać Lucjusza po łebku. Już po kilku minutach słychać było głośne mruczenie. Mikleo ponownie wzruszył ramionami, po czym położył się z powrotem do spania.
- On zaczął – burknął, nakrywając się kołdrą.
Usłyszawszy tę wymówkę zdusiłem w sobie głośne westchnięcie irytacji. I to on uparcie twierdzi, że to ja zachowuję się jak dziecko. Poczułem, jak kociak zaczyna delikatnie drżeć, przez co przytuliłem go mocniej do siebie. Moje małe biedactwo.
- To tylko kot, mógłbyś okazać mu trochę zrozumienia – powiedziałem do Mikleo, nie przestając głaskać Lucjusza.
- Jeżeli ten mały potwór będzie się trzymał ode mnie z daleka, nic mu się nie stanie.
- Mikleo! – pstryknąłem chłopaka w ucho. – Jesteś okropny. Mógłbyś chociaż spróbować go polubić.
- Dobranoc – Mikleo bardziej naciągnął na siebie kołdrę dając mi jasno do zrozumienia, że skończył rozmowę.
Westchnąłem cicho i ostrożnie położyłem się na plecach. Kociak położył się na mojej klatce piersiowej, nie przestając mruczeć. Był przeuroczy, nie rozumiałem, dlaczego Mikleo miał do niego jakieś wąty. Lucjusz był spokojny jak na swój młody wiek i niezwykle wdzięczny za to, co go spotkało oraz, co najważniejsze, lgnął do człowieka, a nie był małym dzikusem. Zacząłem delikatnie głaskać go pod brodą i zostałem wynagrodzony głośniejszym mruczeniem. Zamknąłem oczy i nakryłem nas obu kołdrą.

***

Kiedy następnym razem się obudziłem, był już ranek. Zasłony były osłonięte i wpuszczały do środka promienie słoneczne. Lucjusz zmienił miejsce spoczynku przez noc; teraz spoczywał u mojego boku, a łebek położył na moim brzuchu. Żółte oczy obserwowały z nieufnością siedzącego przed lustrem Mikleo.
Podniosłem się do siadu, przeciągając się leniwie. Lucjusz od razu przeniósł swój wzrok na mnie i miauknął radośnie. Kociak podniósł się na równe łapki, zbliżył się do mnie i delikatnie otarł swój łebek o mój podbródek. Wyszczerzyłem się szeroko na ten drobny gest, i niech ktoś mi powie, że koty są niewdzięcznymi istotami.
- Nie obudziłeś mnie – powiedziałem z lekką pretensją, wstając z łóżka i kierując się w stronę Mikleo.
- A po co miałbym, musisz być wyspany – mruknął, rozczesując swoje włosy.
- Skąd ty masz mój grzebień? – spytałem, zabierając mu z dłoni swoją własność. Byłem pewien, że go schowałem.
- Myślałem, że to prezent dla mnie – wzruszył ramionami, nie wyglądając na specjalnie przejętego tym, że złapałem go na „kradzieży”.
- Prezent dla ciebie, a konkretniej dla twoich włosów, ale używam go ja – powiedziałem, zaczynając rozczesywać jego włosy.
Poranek wyglądał jak prawie każdy inny; skończyłem czesać Mikleo, zjadłem śniadanie wraz z Alishą, powymuszałem trochę jedzenia na przyjacielu. Jedyną różnicą było to, że w tym wszystkim przewijał się Lucjusz. Kociak za wszelką cenę starał się zwrócić na siebie całą uwagę. Ocierał się to o moje nogi, to o nogi dziewczyn, a przy śniadaniu wskakiwał na kolana i prosił o jedzenie cichym miauczeniem. Wszyscy, prócz mojego przyjaciela, zachwycaliśmy się jego zachowaniem. Zauważyłem także, że kociak trzymał się z dala od Mikleo.
- Nie martw się o niego, służba na pewno dobrze się nim zajmie pod twoją nieobecność – powiedziała ciepło księżniczka, kiedy przyszła pora na opuszczenie pałacu i sprawdzenie ruin.
Westchnąłem cicho, zdejmując kociaka z kolan i kładąc go na łóżku. Wiedziałem, że Alisha mówiła prawdę. Poza tym, nie mogłem go wziąć ze sobą do ruin, tam było zbyt niebezpiecznie dla niego.
Podczas drogi do ruin sam zaczynałem się nieco stresować. A co, jeżeli mi się nie uda? Zawiodę, bo będę za słaby? To było prawdopodobne. Dotychczas po każdej przemianie kończyłem nieprzytomny, a one nawet długo nie trwały. Może jednak Lailah się pomyliła i wcale nie byłem pasterzem, za jakiego mnie brała? Westchnąłem cicho. Jedyne, co mi teraz pozostało, to danie z siebie wszystko i uwierzenie w siebie, z czego to drugie wychodziło mi okropnie.

<Mikleo? c:>

703

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz