sobota, 18 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Czemu on musi być zawsze tak negatywnie nastawiony do wszystkich i wszystkiego? Chociaż raz mógłby spróbować spojrzeć na kogoś łaskawszym okiem, nic by mu się nie stało, gdyby zaczął mieć odrobinkę więcej wiary w ludzi. Nie każdy musiał być tym złym, każdemu należy dać szansę się wykazać.
Uklęknąłem przy kobiecie, chwyciłem jej nadgarstek i sprawdziłem puls – udało mi się go wyczuć. Uśmiechnąłem się radośnie.
- Żyje – powiedziałem do Mikleo i zacząłem strzepywać z niej kamienie.
- Yay – może tego nie widziałem, ale czułem, jak przewraca oczami.
– Też się cieszę z tego faktu – uśmiechnąłem się szerzej.
Kiedy już zrzuciłem z niej większe kamienie, z grubsza ją obejrzałem w poszukiwaniu większych obrażeń. Kończyny nie były powyginane, nie zauważyłem krwi. Może znalazło się kilka otarć, ale nie wyglądały źle, czyli najpewniej była nieprzytomna. Lekko chwyciłem ją za ramiona i delikatnie potrząsnąłem.
Dziewczyna otworzyła po chwili oczy i spojrzała na mnie niemrawo. Uśmiechnąłem się do niej ciepło ciesząc się, że się obudziła. Zauważyłem, że miała ładne zielone tęczówki. Blondynka podniosła się powoli do pionu, masując tył głowy.
- Wszystko w porządku? – spytałem z troską w głosie, uważnie ją obserwując.
- Wstała, czyli wszystko dobrze, możemy już iść? – usłyszałem z tyłu zniecierpliwiony głos Mikleo, który musiałem zignorować.
- Chyba tak – powiedziała niepewnie, a głos lekko jej drżał. – Chyba uderzył mnie piorun, ale... to się wydaje nierealistyczne.
Piorun? Są tu pułapki tego typu? Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Serafiny naprawdę nie chciały, aby ktoś niepożądany się tu znalazł.
- Nie do końca. To miejsce jest pełne pułapek, zapewne również tych magicznych – wytłumaczyłem jej. – Możesz wstać?
Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową i zaczęła powoli się podnosić. Uczyniłem to samo, a kiedy, już wyprostowana, straciła na chwilę równowagę, złapałem ją w pasie, aby nie upadła. Usłyszałem, jak Mikleo prycha głośno. Chyba jest mu zbyt wygodnie z faktem, że tylko on jest przeze mnie słyszany i dostrzegany. Dziewczyna mi podziękowała, na co odpowiedziałem jej automatycznym uśmiechem.
- Nazywam się Sorey – przedstawiłem się dziewczynie.
- Sorey… - powtórzyła, a po chwili otworzyła szeroko oczy. Na jej twarzy pojawiła się nadzieja, a ja nie rozumiałem, dlaczego. – Jesteś pasterzem?
Zamrugałem zaskoczony jej słowami. Spojrzałem w stronę Mikleo; jego brwi były uniesione w geście niedowierzania. Do tej pory nie spotkałem nikogo, kto słyszałby o tej legendzie. A teraz pojawia się ona, i to w ruinach świątyni, gdzie kiedyś żyły Serafiny oraz pasterz, jeżeli wierzyć legendom.
- Nie, jestem zwykłym człowiekiem – zwróciłem się z powrotem do dziewczyny.
- Och – nadzieja wymalowana na twarzy blondynki ustąpiła miejsca rozczarowaniu. Aż poczułem się źle, że zaprzeczyłem.
- Masz pomysł, jak się stąd wydostać? – spytałem, zaczynając się czuć trochę niezręcznie. Na moje pytanie dziewczyna pokręciła przecząco głową. – Możemy się rozdzielić i poszukać wyjścia, to pomieszczenie jest dosyć spore.
Dziewczyna zgodziła się ze mną, jeżeli jedno z nas znajdzie coś ciekawego, po prostu zawoła drugiego. Ruszyłem w przeciwną stronę niż blondynka, a kiedy oddaliłem się od niej na wystarczającą odległość, odezwał się Mikleo.
- Nie ufam jej.
- To mnie nie zaskakuje – mruknąłem, uważnie przyglądając się ścianom. Możliwe, że wyjście stąd jest ukryte i wcale bym się nie zdziwił, gdyby faktycznie się tak okazało.
- Nie znasz jej imienia – przypomniał mi.
- To nie jest żaden argument – westchnąłem cicho. – Jest zdezorientowana i zawiedziona, ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, niedługo się jej o to zapytam.
- Co w ogóle chcesz z nią zrobić?
- Wyprowadzę stąd i zaprowadzę do najbliższej wioski – powiedziałem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Przecież musiałem się upewnić, że dziewczyna trafi do miejsca, gdzie otrzyma pomoc w razie wypadku. Nie mogłem jej tak zostawić na pastwę losu. Poza tym, to mogła tez być idealna okazja, aby uzupełnić zapasy.
Chłopak już nic więcej nie powiedział, ale z jego ponurej miny mogłem wiele wyczytać. Uśmiechnąłem się pod nosem i nie przestawałem badać ściany. Jedna z cegieł wydawała się mi dziwna, dlatego, kierowany ciekawością, nacisnąłem ją. Rozległ się całkiem głośny łoskot i kilka metrów od nas otworzyło się przejście skrywające schody, które prowadziły na górę.
- Hej! – krzyknąłem do dziewczyny będącej w oddali. – Znalazłem!
Chłopak zaczął przyglądać się dziewczynie, która zaczęła iść w naszym kierunku, spod przymrużonych oczu. Wyglądał na jeszcze bardziej niezadowolonego niż wcześniej.
- Nie lubię jej – powiedział nagle.
- Nikogo nie lubisz, poza mną – podsumowałem krótko.
- Kto powiedział, że cię lubię?
- Fakt – podrapałem podbródek w geście zastanowienia. – Nie lubisz mnie. Ty mnie kochasz – na moje słowa prychnął drwiąco, ale zdołałem zauważyć, jak kąciki jego warg unoszą się w lekkim uśmiechu. Widząc uśmiech przyjaciela sam mimowolnie się uśmiechnąłem. Uśmiechał się tak rzadko, że każdy, nawet najmniejszy uśmiech z jego strony był dla mnie bardzo cenny.

<Mikleo? :3>

741

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz