poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Ruszyłem w głąb lasu, mając na celu znaleźć trochę drewna, co w lesie nie wydaje się takie trudne, w końcu to las tu jest pełno drewna, liści, kamieni, a nawet zwierząt, które w spokoju gdzieś sobie tam w głębinach żują.
Ostrożnie przemierzałem drogę, szukając odpowiedniego drewna, zdecydowanie nie za mokrego w końcu trudno będzie rozpalić ogień mokrym drewnem.
Po znalezieniu odpowiedniej ilości suchego drewna i patyków wróciłem do przyjaciela, który był lekko nieobecny, mam tylko nadzieje, że nie wpadł na jakiś fenomenalny pomysł, który zapewne uszczęśliw tylko i wyłącznie jego a ja znów nie będę umiał nad nim nadążyć, nie żebym teraz potrafił.
Położyłem drewno na ziemi, rozpalenie ogniska zostawiając chłopakowi, ja takimi rzeczami mimo wszystko się nie zajmuję, dlatego odpuszczę sobie to.
- Nad czym się tak zastanawiasz? - Zapytałem, w końcu chcąc wiedzieć, co tak bardzo go pochłonęło. No i właśnie pożałowałem swojej ciekawości, Sorey rozpalając ognisko, zaczął opowiadać mi jakie fryzury potrafi zrobić. Opowiadał, o tym, kto go tego nauczył i jak bardzo lubi to robić, przekonując mnie, że to przyjemność, która zrelaksuje również mnie. A więc tak naprawdę chciał, tylko abym po prostu zgodził się na „zabawę” moimi włosami. Czy ja wyglądam na lalkę? Powiedziałem może, zastanowię się, jednak on nie odpuści, nie żeby mnie to w jakiś sposób zaskakiwało, to w końcu człowiek oni zawsze dążą do celu. A Sorey z tego, co widzę, naprawdę się w to wciągnął.
Daj dziecku palec, od razu weźmie całą rękę.
Uciszyłem go w końcu, zakrywając rękę jego usta, rany ile on gada i gada, to straszne, ale wie jak mnie podejść, abym się zgodził, nie wytrzymując dłużej jego gadania o jednym i tym samym.
- Jeśli się zgodzę, tak teoretycznie przestaniesz mnie napastować? - Pragnął tylko jednego, czego nie ukrywał, kiwając energicznie głową, więc co miałem zrobić, powiedzieć nie? Wtedy na sto procent suszyłby mi głowę, przez kolejne dwa dni aż nie doszlibyśmy do ruin, a kto wie może i tam by sobie nie odpuścił, potrafi postawić na swoim, a ja za bardzo mu ulegam następnym razem, gdy znów będzie mnie zamęczał, zakleję mu czymś usta.
- Dobrze, zgadzam się, ale pamiętaj, nie jestem dziewczyną, żadnych głupot, bo się odegram - Ostrzegłem, widząc tą jaśniejącą na twarzy radość przyjaciela, nie wiele mu trzeba do uśmiechu, pierwszy człowiek, którego znam cieszący się z tak błahych spraw.
Ogień rozpalony a my siedząc obok, siebie grzaliśmy się przy nim. Sorey zabrał się za czytanie książki, którą mu podarowałem a ja, cóż byłem trochę zmęczony, więc oparłem się na jego ramieniu, zamykając oczy, nie spałem, odpoczywałem, czuwając nad całym otoczeniem, wsłuchując się w każdy najmniejszy szmer.

***

Obudziłem się nad ranem, rozumiejąc szybko, że zasnąłem. Podniosłem głowę do góry, wszystko było w porządku, mój przyjaciel spał z książką w dłoniach oparty o drzewo za nami, najwidoczniej długo czytał, bo tak jak ja spał na siedząco akurat dla niego to niezdrowe.
Wzdychając ciężko, jak to u mnie bywało, wstałem z ziemi, zerkając na niebo, był wczesny poranek, najlepiej, abyśmy już ruszali, im szybciej ruszymy, tym lepiej, nie chcemy przecież opóźniać podróży.
- Sorey wstawaj - Potrząsłem ramionami przyjaciela, wybudzając go ze snu, spojrzał na mnie zaspany, nie wiedząc co się do koła dzieje. - Ruszajmy - Odparłem, krótko podając mu spakowaną torbę, zrobiłem wszystko za niego, musiał tylko wstać, opłukać twarz w wodzie i ruszać w drogę. Co uczynił jednak trochę zbyt opornie, tak to jest, gdy nie śpi się w nocy.
Mimo wcześniejszych problemów ruszyliśmy w drogę, która miała być spokojna, przynajmniej dopóki nie znaleźliśmy się przed świętą górą, to właśnie tu znajdowały się serafiny, o których mu wspominałem i tak mogliśmy iść dookoła, aby ominąć tę dwójkę, jednak doskonale wiedziałem, że jednemu z naszej dwójki nie spodoba się ta opcja.
Niezadowolony skrzywiłem się lekko, wchodząc na górę z przyjacielem, szukając wzrokiem któregoś z Serafinów, cóż, gdyby ich tu jednak z jakiegoś powodu nie było, wcale bym za nimi nie płakał.
- Meebo (Mibo) - Usłyszałem głos Edny, czując uderzenie drugiego ciała, padłem jak długi przez chwilę nie wiedząc, co jest grane, byłem w szoku, co nie wydawało się niczym dziwnym.
- Też się cieszę Edna - Wydukałem, gdy dziewczyna raczyła zejść z moich pleców, odwracając się w stronę Soreya, przyglądając mu się uważnie.
- Czy ten człowiek nas widzi? - Zapytała, cóż tak jak ja nie lubi ludzi i nie jest przyjaźnie do nich nastawiona, jednak z tym faktem nie mogłem zrobić zupełnie nic.
- Tak, to Sorey mój przyjaciel z dzieciństwa - Odparłem spokojnie, Edna obeszła do koła, kilka razy wokół chłopaka mierząc go wzrokiem. Dziewczyna była bardzo niska, miała a ledwie sto czterdzieści pięć centymetrów i wyglądem przypominała dziecko.
- Sorey to właśnie Edna Serafin Ziemi - Przedstawiłem ich sobie, chociaż widząc minę dziewczyny, już drwiła sobie z niego w myślach, kobiety są czasem naprawdę okropne. - Gdzie Zaveid? - W geście odpowiedzi dostałem tylko w łeb parasolką, już się zaczyna, zawsze mi dokucza, obrała sobie cel co za kobieta.
- Goni smoka - Odezwała się, wskazując parasolką w stronę latającego w oddali smoka, chwyciłem przyjaciela za nadgarstek, ciągnąc go w stronę lepszego punktu widokowego, pokazując mu stworzenie, którego nigdy nigdzie indziej nie zobaczy na oczy.
- To świat, który znam ja - Pokazując mu smoka, pokazałem również ciemność, której było wokół mnóstwo, to z nią walczy pasterz i serafini w jego książce i tylko wybrani mogą zobaczyć ciemność.

<Sorey? C:>

863

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz