piątek, 17 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Siedząc spokojnie na trawie, wpatrywałem się w spokojny wyraz twarzy mojego przyjaciela, zdarzało mu się czasem coś gadać przez sen, tak jakby mało już się nagadał za dnia. Uśmiechnąłem się lekko, podnosząc się w końcu z miejsca, aby podejść do niego, kładąc się cicho obok na trawie, nie potrzebowałem żadnych koców ani wygód mogłem leżeć gdziekolwiek, upewniając się, że wszytko jest w porządku.
Zamknąłem lekko już zmęczone oczy, przed zaśnięciem wsłuchując się w odgłosy żyjących dokoła zwierząt.
- Mikleo - Usłyszałem cicho głos Soreya, nim zasnąłem, mimowolnie otworzyłem oczy, odwracając głowę w stronę przyjaciela, spał a na jego twarzy widziałem ból i przerażenie, znów miał koszmary, przez które tak boi się spać, podniosłem się do siadu, nachylając się nad nim, delikatnie opuszkami palców dotykając jego policzka, przykładając swoje czoło do jego czoła.
- Jestem tu, nie bój się, już zawsze tu będę - Szepnąłem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej, po chwili czując, jak mocno przez sen zamyka mnie w uścisku, na jego twarzy znów zagościł łagodny uśmiech, który udzielił się i mi nim odszedłem w krainę Morfeusza.

***

Rano obudziło mnie delikatne głaskanie po głowie, zamruczałem cicho pod nosem, rozciągając się leniwie, nie otwierając jeszcze oczu, było mi całkiem dobrze, leżąc na jego klatce. Ciepło bijące o jego ciała było wyjątkowo przyjemne, aż ciężko było mi się podnieść, już zapomniałem, jak lubiłem przy nim zasypiać.
- Jeszcze chwilę - Wymruczałem zaspany, nie chcąc jeszcze wstawać.
Ruiny nie zając nie uciekną, a pięć minut dłużej lenistwa nie spowoduje opóźnień, spokojnie nadrobimy drogę. Już ja o to zadbam.
Z ust mojego przyjaciela wydobył się cichy śmiech, mimo to nie za przestał bawić się moimi włosami, co w tym momencie mi w ogóle nie przeszkadzało.
- Wyspałeś się? - Zapytałem, po chwili odwracając głowę w jego stronę.
Sorey kiwnął radośnie głową, czochrając moje włosy, chwyciłem szybko jego dłoń, udając obrażonego, co jedynie bardziej rozbawiło chłopaka, co za dzieciak.
Wzdychając ciężko, jak za karę podniosłem się do siadu, przecierając dłonią twarz. Musiałem pozbierać myśli, kiedy to mój przyjaciel wstał, pakując wszystko do torby, śpieszyło mu się, co w sumie ani trochę mnie nie dziwiło, sam wczoraj obiecałem mu, że dziś po południu tam dotrzemy.
- Możemy już ruszać? - Sorey niecierpliwił się trochę, przebierając nogami jak dziecko, cóż mi pozostało, musiałem wstać, aby wyruszyć w drogę, dopełniając swojej obietnicy.
Podróż oczywiście nie mogła przebiec w milczeniu, to byłoby zbyt duże wymaganie z mojej strony, nie koniecznie mi to przeszkadzało, jednakże jak to ja musiałem burknąć na przyjaciela, aby ten przestał gadać, co wcale nie pomogło, wręcz przeciwnie mówił jeszcze więcej, tak jakby chciał w pewnym sensie zrobić mi troszeczkę na złość. Takie dziecinne zabawy to tylko z jego strony co udziela się potem i mi a końcu się to wszystko różnie. Przy nim dziecinnieje jak nic.
- Jesteśmy - Przerwałem nagle kolejne zdanie Soreya, który zatrzymał się przy wielkim murze, odwracając w moją stronę.
- Przecież to tylko mur - Na potwierdzanie swoich słów dotną muru, który znikną, odkrywając przed nami ruiny Niebieskiej stolicy. - Nie możliwe - Zachwycony głos chłopaka rozszedł się chyba po całej okolicy, biorąc pod uwagę, jak głośno to wykrzyczał. Widzi Serafiny, widzi zło panujące na ziemi, a zachwyca się zwykłą iluzją.
Oboje podeszliśmy bliżej ruin, znajdujących się nad niebem mogąc dokładnie się i przyjrzeć, nic nie zmieniło się od mojej ostatniej.
- Więc dlatego szliśmy w góry - Sorey nie mógł wyjść z podziwu, chcąc już biec, zwiedzać ruiny, które tak bardzo go zafascynowały, przeszkodziłem mu, jednak chwytając za rękę. Mając obowiązek ostrzec.
- Bądź ostrożny jesteś człowiekiem, możesz spaść lub coś sobie zrobić weź to pod uwagę - Ostrzegłem, mając świadomość, jaki roztrzepany był mój przyjaciel.
- Wiem, wiem, no chodźmy już - W jego głosie słyszałem błaganie co za dziecko naprawdę, że akurat on jest moim przyjacielem? Niemożliwe.
Nie mając wyboru, ruszyliśmy, aby zwiedzić ruiny, nie były one wcale takie małe, co za tym idzie zwiedzanie ich trochę nam zajmie, mimo to widzę, że mojemu towarzyszowi to nie przeszkadza go, gdy tylko pokonaliśmy skalny most, zaczął rozglądać się dokoła. Chciał zwiedzić wszystko, co tylko było możliwe, wchodząc do środka ruin, przez chwilę miałem wrażenie, że zapomina o tym, że nie jest tu sam, jednakże nie miałem do niego o to pretensji, zapewne wszystkie ruiny, które dotychczas zwiedził, o ile jakieś zwiedził, nie były aż tak ekscytujące, w końcu to jedyne ruiny nad niebem gdzie kiedyś jak głosi legenda, zamieszkiwały serafini.
- Sorey ruiny schodząc głębiej pod ziemię bądź ostrożny czekają tu różne pułapki - Ostrzegłem go, nim wbiegł w głąb ruin, chcąc, tylko aby był świadom tego, co może się wydarzyć, gdy będzie zbyt mało rozsądny. - Zaczekał byś - Mruknąłem, idąc za nim, musząc go dogonić, aby upilnować to energiczne dziecko.

<Sorey? C:>

759

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz