Powoli zacząłem odzyskiwać świadomość. Miałem wrażenie, że moje ciało było nieprzyjemnie ciężkie. Starałem się otworzyć oczy, ale moje powieki zdawały się być jak z ołowiu. Postanowiłem skupić się na innych zmysłach. Moja głowa spoczywała na czymś miękkim, jakby z oddali słyszałem głosy niedawno poznanych przeze mnie Serafinów. Chyba się kłócili, wskazywał na to ich ton, ale nie potrafiłem stwierdzić, o co konkretnie.
- Na litość boską, zamknijcie się już wreszcie.
Głos Mikleo słyszałem z kolei bardzo wyraźnie. I tak właściwie, po raz pierwszy w życiu słyszałem go tak zdenerwowanego i zezłoszczonego jednocześnie. Co się stało, że był taki zły? Ponowiłem próbę otworzenia oczu, i tym razem poszło mi o wiele lepiej.
Świat był lekko zamazany, ale bez najmniejszego problemu poznałem, do kogo należą te lawendowe tęczówki wpatrujące się we mnie ze zmartwieniem. Wysiliłem się na lekki uśmiech, by choć trochę uspokoić zaniepokojonego przyjaciela. Napiąłem mięśnie, by podnieść się do pionu, ale Serafin położył mi dłonie na ramionach i nie pozwolił mi na to. W sumie, to chyba nawet lepiej. Chyba potrzebowałem jeszcze trochę czasu, by dojść do siebie.
- Jeszcze nie waż mi się wstawać – Mikleo brzmiał poważnie, zdołałem nawet wychwycić nutkę groźby. Co się stało, że reagował tak nieprzyjemnie? Pamiętałem, że czułem się niewyobrażalnie potężny. I że jakoś udało mi się pozbyć to dziwne zło, które nas zaatakowało, ale nie zrobiłem tego sam, Mikleo mi w tym pomógł, ale nie pamiętałem, w jaki sposób. Później poczułem się bardzo słaby i zmęczony; to było moje ostatnie wspomnienie. – Jak się czujesz?
Otworzyłem usta, by mu powiedzieć, że wszystko jest ze mną w porządku, ale ostatecznie się powstrzymałem. Nie chciałem go okłamywać tak samo, jak nie chciałem go martwić.
- Jestem troszeczkę zmęczony – przyznałem ostrożnie pamiętając o tym, by uważnie dobierać słowa. – I zdezorientowany. Co się tak właściwie stało?
- Później sobie poplotkujecie – Edna wyprzedziła mojego przyjaciela z odpowiedzią. – To, co zrobiliście, najpewniej przyciągnęło uwagę reszty osobników. Musimy stąd ruszać i to jak najszybciej.
- Ale co zrobiliśmy? – spytałem mając nadzieję, że wreszcie uzyskam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
- Sorey musi jeszcze odpocząć – Mikleo twardo obstawiał na swoim. Czułem jego irytację oraz zmartwienie moją osobą mimo, że jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jego głos również pozostał bezbarwny.
Westchnąłem cicho i ułożyłem głowę wygodniej na kolanach przyjaciela. Skoro wszyscy mnie olewali, to nie będę się odzywał. Przysłuchiwałem się ich kłótni, chwilowo się nie wtrącając. Edna oraz serafin powietrza, którego imienia nie potrafiłem sobie przypomnieć, uważali, że powinniśmy jak najszybciej stąd odejść. Mój przyjaciel z kolei uważał, że potrzebuję jeszcze chwili do odpoczynku po tym, co zrobiliśmy.
- Mógłbym go ponieść – zaproponował nagle serafin powietrza, a ja wziąłem to za znak, że powinienem się odezwać. Nie ma mowy, bym dał się mu nieść, ba! Nie ma mowy, że dam się ponieść komukolwiek.
Wykorzystując uwagę Mikleo, która była skupiona na kłótni, podniosłem się do pionu. Może nie czułem się najlepiej, ale zdecydowanie było już ze mną lepiej niż kilka chwil temu.
- Mikleo, oni mają rację – powiedziałem do przyjaciela, lekko mając sobie tył głowy. – Jeżeli wróci tego więcej, może być nieciekawie.
- Proszę, zdradliwy, ale przynajmniej niegłupi – usłyszałem głos aprobaty ze strony Edny. Tak przynajmniej go odebrałem, chociaż to nie było zbyt miłe.
- Masz siłę chodzić? – spytał mnie przyjaciel z lekkim zawahaniem.
- Tak, nikt nie musi mnie nieść – dodałem, patrząc znacząco na Zaveida, wreszcie przypomniałem sobie jego imię. Serafin posłał mi uśmiech, który odebrałem za zawadiacki. Poczułem, jak policzki zaczynają mnie lekko piec. Nie za bardzo wiedziałem, jak powinienem odebrać jego zachowanie, ale to i tak było lepsze niż nienawiść, jaką obdarzała mnie Edna.
<Mikleo? c:>
582
582
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz