Przygryzłem dolną wargę, trwając przez chwilę w zastanowieniu. Już wiedziałem, że wyzwaniem będzie przekonanie go do obu tych rzeczy pokojowo, więc jestem zmuszony zastosować rozwiązania siłowe. Ale po kolei. Najpierw muszę zgarnąć go z tej podłogi. Nie godzi się, aby mój najlepszy przyjaciel spał na podłodze jak jakiś pies.
- Mikleo – wymamrotałem, zsuwając się z łóżka i stając nad nim. Chłopak otworzył jedno oko, po czym zaraz je zamknął. Nie wydawał się specjalnie przejęty. – Albo o własnych siłach przeniesiesz się na łóżko, albo zmuszę cię do tego.
- W takim razie powodzenia – chłopak westchnął cicho i ułożył się wygodniej na podłodze. Był bardzo pewny siebie.
Zacisnąłem usta w wąską linię. Nie doceniał mnie, to lepiej dla mnie. Podszedłem do niego i bez wahania wziąłem go na ręce. Spodziewałem się, że Mikleo będzie ważył więcej, więc miło się zaskoczyłem.
Na twarzy mojego przyjaciela pojawiło się oburzenie oraz złość, natomiast moje wcześniejsze niezadowolenie zmieniło się w wielką radość. Zignorowałem jego prośby o postawienie go na ziemię i uderzenia o klatkę piersiową, byłem z siebie bardzo zadowolony. Starałem się położyć go na łóżku w miarę delikatnie, co strasznie mi utrudniał swoją szamotaniną. Kiedy już leżał wygodnie na posłaniu, nadąsany niczym księżniczka, usiadłem obok niego, ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
- Ostrzegałem cię – pokazałem mu język. Chłopak ze zrezygnowaniem opadł na poduszki.
- Ale do ubrania tych ciuchów mnie nie zmusisz – wyburczał, wzdychając ciężko.
- Ale czemu – położyłem się obok niego, lekko dźgając go w policzek. Łaskotanie będzie dopiero moją ostateczną bronią. Na razie trochę go pomęczę, muszę nadrobić te całe pięć lat rozłąki.
- Ponieważ wyglądam doskonale w swoich ubraniach.
- Ale w tych będziesz wyglądał jeszcze lepiej – uśmiechnąłem się lekko. – Poza tym, twoje ubrania są strasznie pomięte.
- Moja ubrania są w porządku. I trzymaj swoje łapy z dala ode mnie – warknął, kiedy wyczuł ruch z mojej strony. – Wiesz, jak się to nazywa? Molestowanie.
- Ale to ty jesteś starszy ode mnie – zmarszczyłem brwi, próbując zrozumieć jego tok myślenia. Mikleo burknął coś pod nosem, ale nie dosłyszałem co konkretnie.
Nie przejmując się zbytnio jego kiepskim humorem wykorzystałem sytuację, w której to leżał wygodnie na poduszkach z zamkniętymi oczami. Był zmęczony, a ja zamierzałem to perfidnie wykorzystać, momentami byłem naprawdę okropnym człowiekiem.
Usiadłem na nim okrakiem i nim chłopak zdążył jakkolwiek zareagować, rozpocząłem swoje tortury. Mikleo, czując moje palce na swoich żebrach, zaczął się głośno śmiać i prosić, abym przestał. Nie słuchałem go, dalej robiąc swoje. Musiałem przyznać przed sobą, że jego śmiech był jednym z najpiękniejszych dźwięków, jakie było dane mi słyszeć. Za dzieciaka bardzo często go słyszałem; mimo jego skrytości przy mnie nie bał się wyrażać swoich uczuć. Teraz to się bardzo zmieniło. Owszem, uśmiecha się przy mnie, żartuje, ale jest to zaledwie malutka cząsteczka tego, jaki był kiedyś. Chciałem, by znów było jak dawniej i by znów się na mnie utworzył. Robiłem wszystko, by tak się stało.
No, może molestowanie jego żeber nie pomoże mi w tym, ale pomoże za to w przekonaniu go do noszenia tego wspaniałego stroju. Nie chciałem być w tym sam.
Między salwami śmiechu Mikleo poprosił, bym przestał, bo nie może oddychać. Odsunąłem dłonie od jego żeber i chwyciłem jego nadgarstki, by nie wpadł na żaden durny pomysł. Nie bronił się przed tym. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko i nieregularnie, usta były wygięte w delikatnym uśmiechu, a policzki pokrył ładny odcień różu. Podczas tej całej zabawy gumka zsunęła się z jego włosów, i teraz jego kosmyki były rozrzucone po całej poduszce. Mimo wszystko przemknęło mi przez myśl, że to był bardzo rozkoszny obrazek.
Nachyliłem się nad nim i uśmiechnąłem się do niego zwycięsko. Nasze twarze dzieliło kilka milimetrów.
- Wygrałem – wymruczałem, będąc z siebie niesamowicie dumny. Nie ma mowy, by teraz mi odmówił.
<Mikleo? :3>
608
608
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz