niedziela, 19 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Słowa przyjaciela zabolały mnie, bądź co bądź, ja też jestem człowiekiem. Nawet nie spróbował uwierzyć w ludzi, z góry założył najgorszy scenariusz. Wiem, że jest mało ludzi szczerze dobrych i chociażby dla nich nie należy całkowicie skreślać ludzkości.
- Ludzie potrzebują pomocy – przytaknąłem, wpatrując się w płonące ognisko. – Ale powinni się obudzić, zacząć dostrzegać otaczające ich zło i próbować z nim walczyć, w przeciwnym wypadku taka pomoc nie ma sensu - Poczułem, jak dziewczyna zaczyna się we mnie wpatrywać intensywnie. Poczułem się przez to trochę nieswojo. – Poczekaj, nie dałem ci koca, nie możesz spać na gołej ziemi.
Podałem jej jeden z koców, który dziewczyna przyjęła z podziękowaniem. Nie rozmawialiśmy już więcej o ludziach i Serafinach, a skupiliśmy się na bardziej błahych tematach, chociażby miasto, z którego przybyła.
Po kilkunastu minutach dziewczyna zaczęła być bardzo zmęczona; położyła się na moim kocu i przykryła się swoim płaszczem. Blondynka powiedziała do mnie cicho „dobranoc”, przekręciła się na drugi bok i leżała teraz plecami do mnie. Czekałem, aż jej oddech stanie się głęboki i regularny. Nie minęło nawet dużo czasu, kiedy w końcu dziewczyna zasnęła, a ja mogę wreszcie w miarę normalnie porozmawiać z moim przyjacielem. Musiałem pamiętać, aby mówić bardzo cicho. Nie chciałem obudzić cicho.
– Chodź na koc, powinniśmy się zmieścić – powiedziałem cicho do Mikleo, robiąc mu miejsce obok siebie.
- Nie muszę spać na kocu – burknął, nawet na mnie nie patrząc.
- Albo tutaj zaraz przyjdziesz, albo wezmę cię na ręce i położę cię obok siebie.
Moja „groźba” podziałała. Mikleo zaczął leniwie podnosić się z trawy, a z jego piersi wydobyło się ciężkie westchnięcie. Po kilku długich sekundach odwlekania w końcu położył się obok mnie. Wyraz jego twarzy przywodził mi na myśl małego, naburmuszonego o jakąś głupotę dzieciaka.
- Co się stało? – spytałem, nie odrywając od niego wzroku. Martwiło mnie jego zachowanie.
- Ona się stała. Jakaś stuknięta wariatka, która jakimś cudem może mnie wyczuć, a ty zdajesz się ignorować fakt, że jest podejrzana i przez to najprawdopodobniej niebezpieczna i latasz za nią jak jakiś pies.
Czy on był zazdrosny?
Jakby nie patrzeć, ja i dziewczyna mamy wiele wspólnego. Oboje interesujemy się historią i ruinami, czytaliśmy podobne książki, i jeszcze w dodatku wierzy w Serafiny i może nie jest w stanie ich zobaczyć, jest w stanie ich wyczuć – jest pierwszym człowiekiem, z którym dzieliłem tyle wspólnych pasji. Dziewczyna była także miła, podzielała również marzenie moje oraz Mikleo.
Westchnąłem cicho. Rozumiałem, że Mikleo nie przepadał za ludźmi, nawet tymi, których darzyłem sympatią i zaufaniem. Ale chyba jeszcze nigdy nie był do nikogo nastawiony tak wrogo, jak do tej dziewczyny. A przez to, że jej pomagam, chyba także obraził się trochę na mnie. Zaczynam coraz bardziej nabierać przekonania, że chłopak naprawdę był zazdrosny o blondynkę.
- Jutro o tej porze będziemy już w mieście i nasze drogi się rozejdą – próbowałem go trochę udobruchać.
- Czyżby? – prychnął. – A nie chcesz jej przypadkiem odprowadzić do stolicy?
- Nie – pokręciłem przecząco głową. – Jest tydzień drogi stąd, i jeszcze przecież nie skończyliśmy zwiedzać tamtych ruin – uśmiechnąłem się lekko do chłopaka z nadzieją, że trochę się rozpogodzi.
Twarz Mikleo pozostała beznamiętna. Zauważyłem, że odkąd położył się obok mnie, nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem. Zmieniłem swoją pozycję z siedzącej na leżącą, zaczynając wpatrywać się w nocne niebo.
- Nie ufam jej – powiedział w końcu, zerkając na mnie kątem oka. – I proszę cię, abyś był przy niej ostrożny.
- Dobrze – wyszczerzyłem się.
- I idź spać, im wcześniej wyruszymy, tym szybciej się z nią pożegnamy.
- A oddasz mi moje rzeczy, które perfidnie mi zabrałeś? – przypomniałem sobie o książce oraz rękawiczce.
- Może kiedyś – kąciki jego ust lekko zadrgały w nikłym uśmiechu. – Dobranoc – dodał, odwracając się do mnie plecami.
Ściągnąłem kurtkę z ramion i przykryłem nią nas obu. Lekko przytuliłem się do ciała chłopaka. Nie słysząc sprzeciwu z jego strony, wtuliłem nos w jego włosy i przymknąłem oczy. Tak bliska obecność chłopaka powodowała, że czułem się bezpiecznie i nie bałem się zasnąć.

<Mikleo? c:>

638

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz