środa, 15 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Zacisnąłem wargi w cienką linę, chłonąc uważnie każde jego słowa. Już byłem pewien swojej decyzji odnośnie tego całego paktu, niezależnie od ceny, jaką przyszłoby mi za to zapłacić. To mogłoby pomóc Mikleo. Naraża swoje życie dla wspólnego dobra, nie chciałem, by był w tym sam, nie powinien być w tym sam.
– Walcząc w ten sposób, moglibyśmy więcej zdziałać – zacząłem ostrożnie, ale przyjaciel szybko mi przerwał.
- Rozumiesz, że podczas naszego połączenia mogłeś zginąć? To nie jest zabawa, Sorey – warknął, mocno zirytowany.
- Przecież wiem. Ale gdybyśmy tego nie zrobili, wszyscy byśmy zginęli – z trudem powstrzymywałem się od nie krzyczenia. Czemu traktuje mnie on jak nic nie rozumiejące dziecko? Znałem ryzyko doskonale. I czemu on musiał ciągle narażać się na niebezpieczeństwo, a ja miałem uciekać i się kryć? Chyba miałem w tej kwestii jakiś głos. – Rozumiem, że nie chcesz abym się narażał na niebezpieczeństwo, bo czuję dokładnie to samo wobec ciebie. Chcę ci pomóc, chcę pomóc ludziom i chcę pomóc istotom, które są niesłusznie prześladowanie. Chcę zmienić świat na lepszy. Nie jestem już dzieckiem, Mikleo, więc czemu ciągle mnie tak traktujesz?
Serafin przystanął na chwilę, więc uczyniłem tak samo. Westchnął cicho z irytacją, a to oznaczało jedno – wahał się. Miałem szansę go przekonać. Chwyciłem go za dłonie, a kiedy na mnie spojrzał, uśmiechnąłem się do niego ciepło.
- Pragniesz, by ludzie i wygnańcy żyli tak, jak dawniej. Też tego pragnę. I chcę ci pomóc je spełnić.
– Kiedy leżałeś nieprzytomny poczułem, że zawiodłem jako przyjaciel – zaczął cicho, spuszczając ze mnie wzrok. Zdumiałem się na chwilę. Nie miałem pojęcia, że tak to odczuwał. – Miałem cię chronić, a naraziłem cię na niebezpieczeństwo. Gdyby stało ci coś poważniejszego niż stracenie przytomności, nie wybaczyłbym sobie – na powrót jego lawendowe oczy spoczęły na mnie. – Nie chcę już o tym więcej rozmawiać. Nie przekonasz mnie, bym znowu naraził cię na śmierć.
Wyrwał ręce z mojego uścisku i zaczął iść dalej. Ruszyłem cicho za nim, trawiąc jego słowa. Nigdy mnie nie zawiódł, nawet w tamtej chwili. Robił, co mógł, żeby mnie ratować i nie uważałem, by zrobił coś złego. Dzięki temu połączeniu nadal żyjemy.
Przez resztę drogi nie powiedziałem ani słowa, czułem, że to byłoby nie na miejscu. Mikleo zaprowadził mnie do schronienia, gdzie już znajdowały się Serafiny. Ucieszyłem się nieco na myśl o postoju. Już byłem trochę zmęczony. Czułem także, jak w brzuchu zaczynami mi lekko burczeć z głodu. Akurat temu się nie dziwiłem, trochę czasu minęło, od kiedy ostatni raz jadłem. Serafiny potwierdziły, że to miejsce było bezpieczne, dlatego Mikleo powiedział, że zatrzymujemy się tutaj, bym nabrał sił, a jutro ruszamy dalej. Przez resztę wieczoru już więcej się do mnie nie odezwał, a ja z pokorą przyjąłem ten fakt – czułem, że tego potrzebował. Zresztą, Edna też mnie ignorowała. Jedynie Zaveid wesoło gawędził a ja mimowolnie mu odpowiadałem, przygotowując sobie posiłek.

***

Tym razem w moim śnie pojawił się cień, ten sam, który nas zaatakował. Czułem, jak jego obrzydliwe palce zaciskają się na mojej krtani, a szyderczy śmiech rozbrzmiewał głośno w mojej głowie. Chciałem wołać Mikleo, ale jego imię ugrzęzło mi w gardle. Coraz trudniej mi się oddychało a kiedy miałem wrażenie, że to już koniec, otworzyłem gwałtownie oczy.
Byłem nienaturalnie zesztywniały, zimny pot perlił się na moim czole, a serce dudniło w klatce piersiowej, jakby chciało za moment z niej wyskoczyć. Rozejrzałem się dookoła; dzięki światłu dogasającego ogniska ujrzałem trzy spokojnie oddychające sylwetki. Zdałem sobie sprawę, że wstrzymuję powietrze, dlatego wypuściłem je w miarę bezgłośnie. Chciałem obudzić Mikleo, wtulić się w niego by uspokoić kołatające serce i opowiedzieć ten koszmar, ale powstrzymałem się z dwóch powodów: potrzebował snu i nie miałem ochoty zwierzać się mu w towarzystwie praktycznie nieznanych mi Serafinów. Mogłem już usłyszeć głosem wyobraźni, jak Edna szydzi ze mnie i moich słabości. Westchnąłem cicho i obróciłem się na bok tak, że mogłem widzieć plecy mojego przyjaciela. Zauważyłem, że warkocz zaczynał się już rozwalać.
Słaby. Dokładnie taki się teraz czuję. Nie mogłem nic zrobić, kiedy zło nas zaatakowało. Byłem bezsilny tak samo jak podczas ataku na moją wioskę. Może Mikleo miał rację. Jestem i będę za słaby, bym zawiązał z nim pakt. Pewnie już żałuje, że zdradził mi swoje imię i na zawsze związał się z takim niedorajdą jak ja.
O czym ja w ogóle myślę.
Zacisnąłem powieki, by odgonić od siebie te wątpliwości. Nie mogłem się im poddać, przecież wiedziałem, że to nie była prawda. Mikleo jest moim przyjacielem i martwi się o moje życie, dlatego nie chce tego paktu. Ufa mi, dlatego powiedział mi swoje prawdziwe imię. Nie mogę poddać się złu i stracić jedyną osobę, na której mi zależy. Myśl, że pewnego dnia obudzę się i nie będę w stanie go zobaczyć, przerażała mnie.
Zauważyłem, że nocne niebo powoli zaczynało blednąć, dlatego już nawet nie próbowałem zasnąć. Przewróciłem się na plecy i wpatrywałem się w niknące gwiazdy w duchu mając nadzieję, że wkrótce ktoś się obudzi. Miałem wrażenie, że minęły długie godziny, nim kątem oka udało mi się dostrzec ruch. Odwróciłem się do Mikleo z ciepłym uśmiechem na ustach, po czym wstałem i zacząłem się zbierać. Musiał zauważyć, że ta noc nie była jedną z moich najlepszych, ale nie skomentował tego. Pewnie czekał, aż znajdziemy się na osobności.
Po niecałej godzinie udało nam się zebrać. Pożegnaliśmy się z Serafinami – Edna zdzieliła mnie parasolką w głowę, a Zaveid zmierzwił mi włosy. Podobne gesty wykonali w stronę Mikleo, co odebrałem jako dobry znak. Następnie ruszyłem z przyjacielem w stronę ruin Niebieskiej Stolicy. Z początku milczeliśmy, ale kiedy oddaliliśmy się od Serafinów, ciszę przerwał Mikleo.
– Sorey...
– Jeżeli powiesz mi wprost, że jestem za słaby, nigdy więcej nie będę przekonywał cię do podpisania paktu – powiedziałem nagle, wpatrując się w drogę przed siebie. Jeżeli on tak uważał, to nie było sensu starać się przekonać go co do mojej racji. On lepiej zna się na tych sprawach ode mnie i trafniej mu będzie ocenić sytuację.

<Mikleo?>

962

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz