Burknąłem cicho pod nosem niezadowolony z rozkazu, który mi narzucił, kto przepraszam bardzo. Powiedział, że będę go słuchać? Pakt czy on? Bo nie rozumiem tego, będę robił, co będę chciał i jak będę chciał, moim obowiązkiem jest bycie jego tarczą, to ja mam go pilnować nie on mnie.
- Nie zgadzam się z tym po podpisaniu paktu mam swoje obowiązki, które muszę wykonać - Okazywałem swoje niezadowolenie, może nie powinienem poruszać tematu, przez który sam zaraz się wkopię, jednakże nie zgodzę się na odpoczynek, kiedy oni jako ludzie będę pilnować otoczenia.
- Nawet nie zaczynaj - Sorey wciąż był na mnie zły i gdyby mógł, udusiłby mnie za tę akcję tam na polanie, nic nie poradzę, moje życie nie jest tak cenne, chociaż on zapewne uważa inaczej. Przewróciłem oczami, odwracając od niego wzrok, nie ulegnę mu nie tym razem. Taa już wiem, ja się to skończy, tylko czekać na rozwinięcie sytuacji. - Mikleo - Głos mojego przyjaciela nagle się zmienił, odruchowo odwróciłem głowę w jego stronę, unosząc jedną brew, Alisha w tym czasie zajęta była krótkim zwiadem, tak jakby miała coś zobaczyć, no super najlepszego zwiadowcę sobie wziął. - Tak się zastanawiam, pakt co on mi to znaczy nam daje? - No i właśnie chyba na własne życzenie będę miał przerąbane jeszcze bardziej niż przedtem.
- Cóż, z mojej strony dostaje niewiele, przyciąga walki ze złem tylko tyle - Wzruszyłem ramionami, drapiąc się zdrową ręką po głowie. - A ty, no tak właściwie dostajesz moją moc na wyłączność, stajesz się silniejszy i bez naszego połączenia, ponadto zyskujesz wierność, oddanie, bezpieczeństwo i posłuszeństwo jak wskazuje słowo pakt. Wyobrażałeś sobie pana i sługę co? Po części tak jest problem w tym, że ja nie jestem nikomu posłuszny - Wyjaśniłem, chcąc, aby był świadom tego, że mimo paktu nie zawsze będę go słuchać, chociaż powinienem.
- Chwileczkę, jeśli pakt każe ci być mi posłusznym. Musisz robić, co ci karzę - Uśmiech na jego ustach stał się złośliwy, oj, nie, nie lepiej niech nie zaczyna, nie mam zamiaru słuchać jego rozkazów, które zmuszać będą mnie, do bóg wie czego, wiem, że i tak mam już przerąbane, mimo to wciąż będę uparty i nie dam się tak łatwo.
- Jeśli zatrzymasz wodę, stanę ci się posłuszny bez jakiegokolwiek, ale - Odparłem, kładąc się na kocu, po chwili słyszą jego lament, wiadomo, że to niemożliwe a skoro już jestem serafinem wody, to nie jest w stanie utrzymać też mnie, zawsze będę robił, to co uważam za słuszne. Podpisałem ten pakt, aby przestał się dołować, nie obiecałem mu gruszek na wierzbie.
- Czemu nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? - W jego głosie usłyszałem irytację, położył się obok mnie, w końcu miał czas, aby odpocząć, zanim będzie musiał zmienić się z Alishą, nie do końca rozumiem, o co im chodzi, mogę pilnować ich całą noc, nic mi nie będzie, trochę zmęczenia mi nie zaszkodzi.
- To był twój obowiązek nie mój, aby się tym zainteresować - Wyjaśniłem, kończąc tę rozmowę, odechciało mi się o tym mówić od jutra i tak będzie mi znacznie trudniej, skoro już wie, będzie zapewne uważnie zwracał uwagę na podpunkty, które mu wymieniłem, zaczynam żałować tego paktu, a mogło być tak pięknie.
Westchnąłem cicho, zamykając oczy, bolącą dłoń położyłem, na trawię, aby nigdzie nią nie uderzyć, mogę udawać silnego i nieugiętego mimo to czuję ból, bez znaczenia czym jestem. Rasa nie definiuje naszych fizycznych odczuć.
***
Następnego dnia rano obudził mnie śpiew ptaków, otworzyłem oczy, podnosząc się do siadu, opierając cały ciężar na zranionej ręce, o której zapomniałem, wstrzymałem gwałtownie oddech, zagryzając mocno szczękę, potrzebując chwili, aby dojść do siebie. Z tego, co zauważyłem, Alisha spokojnie spała a Sorey starał się nie zasnąć, wpatrując się w las znajdujący się przed nami.
- Powinieneś na chwilę się położyć, ja popilnuję - Odparłem, siadając obok przyjaciela. Wiedząc, że mimo wszystko potrzebuje snu bez względu na wszystko.
- Nie, wracaj na koc i idź spać - Burknął, pewnie wciąż był zły, na to, co stało się wczoraj. Kurczę trochę sobie nagrabiłem, ale nic na to nie poradzę, stało się i koniec.
- Mówiłem ci, że nie potrzebuję tyle snu ile ludzie - Wypowiadając to krótkie zdanie, chwyciłem jego głowę, którą położyłem na swoich kolanach, niech sobie będzie uparty, w końcu jest taki jak ja mim to poleżeć sobie może kilka chwil, jest wczesnym ranek, przyda mu się zamknąć na chwilę oczy.
- Mikleo obiecaj mi, że nigdy więcej nie będzie takim idiotą - Spojrzał na mnie, co również uczyniłem, przyglądając mu się przez dłuższą chwilę, kładąc dłoń na jego czole, dotykając jego włosów, które tak samo ja moje były bardzo miękkie i przyjemne w dotyku. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio dotykałem jego włosów, robiąc mu na złość, za dzieciaka robiliśmy to codziennie to były chwile, których nigdy nie zapomnimy.
- Jeśli zatrzymasz wodę - Zacząłem, dostając w łeb, jego mina wydawała się naprawdę poważną, co bardzo mnie zaskakiwało, chyba drugi raz w życiu widzę taką powagę na jego twarz, nie żartuje czego i ja nie powinienem już robić. - Dobrze, obiecuję więcej nie zrobię takiej głupoty, od teraz będziemy walczyć już zawsze razem - Przysiągłem, naprawdę mając zamiar wypełnić tę przysięgę. Czując, jak ważne jest to dla mojego przyjaciela. - Ale na posłuszeństwo z mojej strony trzeba sobie zapracować - Dodałem z zadziornym uśmiechem, czochrając jego włosy, całując delikatnie jego czoło. - Zamknij na chwilę oczy, gdy coś będzie nie tak, na pewno cię obudzę - Szepnąłem, cicho patrząc na jego twarz, ze stoickim spokojem mogąc spokojnie przejąć warte skoro i tak już się wyspałem
<Sorey C:>
882
882
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz