piątek, 17 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nawet nie skomentowałem jego słów, co prawda miałem ochotę przywalić mu za ten tekst w łeb, jednakże powstrzymałem się, pamiętając gdzie jesteśmy, nie chciałem, aby coś nam się stało a w szczególności jemu.
Bez słowa schowałem rękawiczkę do kieszeni, idąc dalej, co nie spodobało się mojemu przyjacielowi, który chciał przez chwilę nawet zdobyć swoją własność, jednak tak szybko, jak zaczął się o nią upominać, tak szybko stracił nią zainteresowanie, skupiając się na ścianach, które skrywały wiele ciekawych historii pradawnych.
- Wow, jak wysoko - W głosie Soreya usłyszałem podekscytowanie, gdy patrzył w dół.
- Wcześniej też tak było - Mruknąłem, niezadowolony z jego radości.
- Możliwe, ale byłem zbyt zajęty oglądaniem freski - Jego entuzjazm nie znikał, wiedziałem doskonale, że bardzo cieszy się z przybycia tutaj, jednakże naprawdę powinien bardziej na siebie uważać, gdyby mnie przy nim nie było, już zostałaby po nim papka. Jednak on sam nie widzi w tym żadnego problemu, wszystko jest super przeżył, nic więcej teraz go nie intarsjuje. Boże daj mi siłę, by zrozumieć ludzi.
W milczeniu stałem wraz z przyjacielem, gdy ten podziwiał wysokość, na jakiej się znajdowaliśmy, mimo że już byliśmy w podziemiach, nic dziwnego w końcu to znajdujące się nad niebem ruiny. Taki miejsce na pewno mogłoby zaciekawić każdego człowieka, mimo wszystko ludzie to istoty ciekawskie wtrącające nos w nie swoje sprawy. A to kończy się w różnoraki sposób, dlatego tak trudno jest dostać się tu.
- Miklio tak ktoś jest - Sorey wybił mnie z moich myśli, informując mnie o czyjeś obecności w tym miejscu. Jak to możliwe? Przecież nikt nie może tu wejść, to znaczy są dwa wejścia, jednakże nigdy nie spodziewałbym się spotkać tu żadnej istoty żywej.
- Już nie żyje - W moim głosie dało się usłyszeć obojętność, osoba w oddali leżała na ziemi przysypana z leksza kamieniami, spadła z jakieś wysokości cudem by było, gdyby przeżyła ten upadek. Lepiej nawet nie podchodzić.
- Jak możesz? Trzeba to sprawdzić - Sorey był gotowy zrobić wszystko, aby uratować z tego, co zauważyliśmy człowieka, kiedy ja nie specjalnie chciałem to zrobić, tak jestem Serafinem i powinienem robić dobre rzeczy, co oczywiście robię każdego dnia jednakże od ludzi wolę trzymać się z daleka przy moim boku mam już jednego więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
- Nie możemy jej zostawić, też jestem człowiekiem, może ona wciąż żyje - Był bardzo uparty, kładąc dłonie na moich policzkach, abym skupił na nim całą swoją uwagę, nie miał zamiaru ustąpić, czułem to, więc jeśli mu nie pomogę, sam w jakiś sposób się do niej dostanie, choć by miał nauczyć się latać. Westchnąłem ciężko, odsuwając jego dłonie, poprawiając dłonią włosy.
- Dobrze, pomogę ci - Ugiąłem się, jak zawsze uginam się przy jego prośbach i lamentach wie jak mnie podejść i bezczelnie to wykorzystuje co za drań.
Nie zdążyłem nawet zapytać, jak chce tam zejść, gdy lina z hakiem na końcu, którą nosił przy sobie, dotarła do skał po drugiej stronie, niemożliwe jak dobrze rzucał, Już chciałem się odezwać, odwracając głowę w jego stronę, czując jednak jego dłoń na moich biodrach, na chwilę zamarłem, nie wiedząc, co chce zrobić, dopóki oboje nie wylądowaliśmy na skałkach znajdujących się pod nami.
No świetnie, ale dziewczyna leży w przeciwnym kierunku co on sobie myśli, to w żadnym wypadku nam nie pomoże, chyba za mocno walną się jednak o tę ziemię.
- Mikleo spójrz - Wskazał palcem w stronę niewidzialnego mostu, na którym osadził się pył ze skał, gdyby nie on most były niezauważalny, dobra robota może jednak nie przywalił, aż tak mocno a mózg wciąż pracuje. Wstając z ziemi, otrzepałem się z pyłku, używając swojej mocy, aby stworzyć nam most, na którym będziemy mogli przejść, co bardzo zafascynowało chłopaka próbującego postawić na tym nogę, co za dziecinada ten most naprawdę się nie zawali ani nie zniknie, mógłby sobie odpuścić takie gierki.
- Dobrze, że zauważyłeś niewidzialny most - Pochwaliłem go, pamiętając jak radosny się stał, gdy przyznałem, że podoba mi się fryzura, którą mi zrobił. Ludzie z jakiegoś powodu lubią być chwaleni i choć tego nie rozumiem, zrobię to, co uszczęśliwia mojego przyjaciela, tak jak się spodziewałem, wielki banan pojawił się na jego ustach, a nogi w końcu spokojne przystanęły na moście. - Pośpieszmy się - Dodałem, aby uspokoić trochę jego nieograniczoną dawkę radości. Sorey podrapał się po karku, przyznając mi rację, nie przestając się uśmiechać.
Dotarliśmy do dziewczyny, po dłuższej chwili to znaczy, że zwiedzanie na tę chwilę się zakończyło, cudownie a wiedziałem, że przybycie tu będzie złym pomysłem, po prostu wiedziałem, zawsze po prostu zawsze tak jest, kiedy mówię nie, a potem jednak się przełamuje, za dzieciaka zawsze łamałem własne zasady, dla tego głupka, a potem kończyło się, jak się kończyło, po prostu fantastycznie następnym razem..A zresztą kogo ja okłamuje i tak mu ulegnę, nie ma nawet o czym mówić.
- Przemyśl to jeszcze zawsze możemy się wycofać - Odparłem, nim Sorey zbliżył się do dziewczyny, jak dla mnie bez urazy, ale mogła tu tak leżeć, nawet wieczność nie przepadam za ludźmi, te fałszywe stworzenia nigdy się nie zmienią. - Sprowadzi na nas nieszczęście - Burknąłem, odsuwając się od przyjaciela, niech się bawi w bohatera, ja nie mam zamiaru ruszyć palcem, pomogłem mu do niej dotrzeć, nic więcej mnie nie interesuje.

<Sorey C:>

839

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz