Zdusiłem sobie wybuch gniewu. Tyle narzeka na mnie, że jestem nieodpowiedzialny i rwę się do walki, a co sam robi? I w dodatku udaje, że wszystko z nim w porządku mimo, że absolutnie tak nie jest. Miałem być jego oparciem i mu pomagać, a on wydawał się całkowicie o tym zapomnieć i przyjął wszystko na siebie. Całe szczęście, że skończyło się w taki, a nie gorszy sposób.
Mimo sprzeciwu ze strony Mikleo delikatnie chwyciłem jego ranną rękę i dokładnie obejrzałem ranę. Nie podobało mi się to, że rana krwawiła coraz bardziej obficie. Znowu poczułem narastający we mnie gniew, ale musiałem go zdusić. Teraz najważniejszym było opatrzenie jego rany, później mu powiem, jak wielkim jest idiotą.
- Co się stało? – spytała Alisha, kiedy wręcz zmusiłem Serafina do siadu i sam uklęknąłem przy nim. Traktuję ją teraz tak swobodnie, że zapominam o tym, że nie jest w stanie zobaczyć tego, co ja. Dla niej to były zwykłe wilki, a nie przesiąknięte złem istoty.
- Mikleo został ranny – wytłumaczyłem jej, podwijając rękaw bluzki chłopaka. Oczywiście nie obyło się bez sprzeciwów oraz komentarzy białowłosego, że to nic takiego i żebym nie histeryzował.
- Mam bandaże – blondynka usiadła obok mnie, zdejmując z ramion plecak.
Podczas kiedy ona szukała potrzebnych rzeczy, ja wyjąłem bukłak z wodą i zacząłem się obmyć jego rękę z krwi jak najbardziej delikatnie. Mimo tego chłopak cicho syczał za każdym razem, kiedy woda stykała się z jego raną. W końcu dziewczyna znalazła odnalazła bandaże i mi je podała.
- Mogłabyś uzupełnić? – spytałem, podając jej prawie pusty bukłak. – Niedaleko była rzeka.
Blondynka pokiwała głową i już po chwili jej nie było. Podczas opatrywania rany przyjaciela starałem się być jak najbardziej ostrożny.
- Mówiłem, że sprowadzi na nas nieszczęście – powiedział nagle chłopak, na co mocno trzepnąłem go w tył głowy.
- Gdybyś dał sobie pomóc, nic takiego by się nie wydarzyło – burknąłem upewniając się, że bandaż dobrze trzyma się na jego dłoni. – Mieliśmy walczyć ramię w ramię, co to w ogóle miało znaczyć?
Mikleo spuścił wzrok i zaczął przypatrywać się swoim dłoniom. Wpatrywałem się w niego z wyczekiwaniem oraz zmartwieniem. Byłem przekonany, że już wszystko ze sobą uzgodniliśmy i będziemy walczyć wspólnie, przeżyłem zatem niemały szok, kiedy ten stworzył barierę. To nie tak miało być. Nie miałem już więcej razy stać z boku i bezradnie przyglądać się mojemu przyjacielowi, który naraża swoje życie dla mojego bezpieczeństwa.
- Czułem, że muszę was obronić – wymamrotał w końcu. Słysząc jego wytłumaczenie, z mojej piersi wydostało się westchnięcie irytacji.
- Zawarliśmy pakt, pamiętasz? – przypomniałem mu, delikatnie się uśmiechając. – Poza tym, może ta rana czegoś cię nauczy, bo teraz będziesz zmuszony polegać na mnie i Alishi.
- Nadal mam sprawną drugą rękę – na dowód swoich poczułem, jak lekko pstryka mnie w nos.
- Ale łuku nie da się obsługiwać jedną dłonią – pokazałem mu język i lekko się do niego uśmiechnąłem.
Mimo tego gestu, czułem się beznadziejnie. Powinienem coś zrobić, jakoś obejść jego barierę. Gdybym był bardziej pomysłowy i gdyby udało mi się coś wymyśleć, może nie byłby teraz ranny. Trochę żałowałem, że pakt nie daje mi żadnych dodatkowych korzyści, chociażby posłuszeństwa. Słowo „pakt” kojarzy mi się z panem i sługą, ale zaraz po zawarciu go Mikleo dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie będzie się mnie bezwzględnie słuchał.
Alisha wróciła po kilku minutach i mogliśmy ruszać. Co prawda, ja i dziewczyna byliśmy za tym, by odpocząć, ale Mikleo nalegał, aby ruszać. Twierdził, że „nie możemy nadkładać drogi, bo on się na to nie pisał”. Naprawdę nic by się nie stało, gdyby przyznał się, że potrzebuje odpoczynku.
Dalsza droga minęła nam tego typu przygód. W trakcie podróży tłumaczyłem dziewczynie, co nas zaatakowało, zerkając czasem w stronę chłopaka by upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Nie wspominałem jej jeszcze o pakcie, który zawarłem z Mikleo. Miałem przeczucie, że lepiej zachować to w tajemnicy tak długo, jak tylko się da.
Urządziliśmy postój późnym wieczorem. Rozłożenie obozu zajęło nam bardzo mało czasu, podzieliliśmy się zadaniami po równo. Nawet Mikleo uparł się, by coś zrobić, mimo swojej rany. Z tego akurat nie byłem zbyt zadowolony, powinien odpoczywać i oszczędzać rękę.
- Alisha, wolisz wziąć wartę jako pierwsza czy druga? – spytałem, zajmując miejsce na kocu obok Mikleo.
- Mogę być pierwsza, wolę się przespać przed podróżą – powiedziała wesoło, na co kiwnąłem głową.
- Ja też tu jestem – usłyszałem głos obok siebie.
- A ty idziesz spać – odwróciłem głowę w stronę chłopaka. – Jesteś ranny i powinieneś się oszczędzać – dodałem, marszcząc gniewnie brwi. Już wystarczająco dużo się dzisiaj popisał i teraz powinien odpoczywać, by jak najszybciej dojść do siebie.
<Mikleo? c:>
740
740
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz