czwartek, 30 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Wiedziałem jak bardzo zależy mu na tym zwierzaku, dlatego postanowiłem poszukać potworka na własną rękę. Dlatego musiałem upewnić się, że Sorey spokojnie położył się do łóżka i pójdzie spać a ja w tym czasie znajdę jego sierściuch.
Wszystko szło po mojej myśli, obiecałem, że zaraz wrócę idąc na chwilę do drugiego Serafina w tym czasie chłopak zaśnie i nie zauważy mojej nieobecności.
Wyjście z zamku nie sprawiło mi zbyt wiele problemu, może właśnie dlatego, że nikt mnie nie widział. Czasem to zdaje się być użyteczne.
- Obym cię znalazł potworku - Mruknąłem, cicho pod nosem idąc w stronę miasta. Podejrzewałem, że gdzieś tam muszę go znaleźć, przynajmniej miałem taką nadzieję. Od czegoś musiałem w końcu zacząć, samym staniem i rozmyślaniem nadtym raczej nic nie zdziałam...
Westchnąłem cicho szukając kota którego na razie nigdzie nie było, trochę mnie to przyznam denerwowało robiło się coraz ciemniej i zimniej muszę się pośpieszyć zanim temu potworkowi stanie się krzywda.
- Gdzie jesteś ty głupi kocie - Burczałem pod nosem zatrzymując się przy rzeczce płynącej trochę za miasto, to tam dostrzegłem wpadającego do wody kota. Wskoczyłem do niej za nim aby go uratować i przynieść do Soreya, ta misja okazała się być trudniejsza niż myślałem, Lucjusz gdy tylko go chwyciłem zaczął się szarpać i głośno na mnie syczeć co za głupie zwierzę, ratujesz go a on tak mi dziękuję.
Osuszyłem go z wody zabierając do zamknu dzielnie znosząc jego okropne zachowanie, chociaż przyznać muszę, że miałem ochotę podrzucić go komuś ale wtedy znów miałbym problem z przyjacielem który nie umiałby skupić się na swoich obowiązkach.
- Już uspokój się - Syknołem do zwierzaka puszczając go w bezpiecznym pokoju, rany nigdy więcej nie będę się już w to bawić.
Zwierzak pobiegł do łóżka mojego przyjaciela a ja mimo wszytko odczułem ulgę wiedząc, że teraz wszytko będzie dobrze. A jeszcze lepiej poczułem się gdy Sorey wtulił się w moje ciało, teraz mogłem iść spać pewien, że i on będzie czuł się lepiej. Od razu cała złość i zazdrość minęła co nie oznacza, że stracę swoją czujność ten kot nie będzie miał zemną tak łatwo.

***

Następnego dnia chodziłem jak cień byłem trochę niewyspany przez poszukiwanie kota jednak to nie z tego powodu zachowywałem się tak jak się zachowywałem. Nie chciałem też rozmawiać z przyjacielem, moje zmysły były wyostrzone a cało to tymczasowe pożegnanie z Alishą przeleciało mi jak wiatr przez palce niewiele z niego zapamiętałem.
Dopiero gdy opuściliśmy królestwo moje oczy stały się mniej ufne tak jakbym był na coś przygotowany, tak jakbym wiedział, że zaraz coś może się stać nie byłem tego pewien mimo to czułem jakgdyby strach w moim sercu narastał. To uczucie uderzyło wemnie tak nagle rano gdy tylko otworzyłem oczy już wtedy wiedziałem, że dzisiejszego dnia może się coś wydarzyć. Pech i zło idzie za nami jak cień za człowiekiem od tego poprostu nie da się uwolnić.
- Mikleo - Poczułem dłoń na ramieniu, zaareagowałem zbyt impulsywnie odepchnąłem ją cofając się do tyłu, dopiero gdy ułożyłem sobie w głowie co zroniłem poczułem się troche źle, teraz napewno Sorey zacznie się martwić a ja nie mogę wytłumaczyć mu dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. - Co się z tobą od rana dzieje? - Spytał, kładąc mi dłonie na ramionach patrząc w moje oczy, otworzyłem usta aby coś mu powiedzieć czując nieprzyjemny ciężar uderzający w moje ciało.
Dostrzegłem sprawce tego okropnego uczucia, za drzew wychylała się postać wysoka podobna do zniekształconego wilkołaka był to człowiek opętany przez zło jednak nie to mnie w nim zaskoczyło ja już go gdzieś poprostu widziałem, ta istota zdawała być mi się tak bardzo znana napewno już gdzieś ją spotkałem.
Istota stała jeszcze kilka chwil w miejscu nagle znikając nam z oczu, wciąż mogliśmy wyczuć jej obecność lecz dostrzec jej nie było tak łatwo, stworzyłem barierę czując narastające obciążenie, mój mózg zmuszony do wspomnień związanych z ów istotą w końcu wygrzebał to wspomnienie.
To on był tam, to on ich zabił. Nim zdążyłem dojść do siebie Helion uderzył w barieerę skutecznie ją niszcząc, oberwało mi się dosyć mocno kiedy to zatrzymałem się na najblirzszym drzewie. Zagryzłem dolną wargę podnosząc się do siadu Sorey odparł atak potwora który znów zniknął. Ewidentnie nie miał zamiaru zrobić niczego samemu pasterzowi, kolejny raz zbliżył się do mnie tym razem bariera którą stworzyłem uniemożliwiła mu zaatakowanie mnie.
- Nie broń się, skończysz tak jak twoi rodzice - Gdy to powiedział spojrzałem mu prosto w twarz, uśmiechał się przyzyając inne cienie aby odwróciły uwagę moich towarzyszy. - Pamiętam jak bardzo cierpieli, ty będziesz następny - Gdy dotarło do mnie co mówi poczułem okropny gniew w sercu.
Zerwał się mocny wiatr a potęrzne fale wód znajdujących się w oddali niebespiecznie zaczeły się zbliźać, moje oczy zgasły nie było w nich zupełnie nic, czułem się tak samo jak tamtego dnia pusty w środku. Nie wiedziałem co działo się wokół mnie czułem ból o którym tak pragnąłem zapomnieć, czułem złość i żal. Nie potrafiłem w tej chwili sobie z tym poradzić.
- Mikleo - Poczułem dłonie obejmujące mnie od tyłu. mój widok został zasłonięty dłonią, a ja poczułem napływający spokój, wszystko co działo się wokół nas uspokoiło się, zauważyłem to gdy znów moje oczy zostały odkryte. Mój przyjaciel odwrócił mnie w swoją stronę aby spojrzeć w moje oczy, nie czułem nic, zupełnie nic. Patrzyłem na niego pustym wzrokiem. 
- Przepraszam - Tylko tyle byłem w stanie powierdzieć odsuwając jego dłonie, nie chciałem rozmawiać ta rozmowa nie miałaby znaczenia nie dlamnie, to była tylko i wyłącznie moja sprawa nic mu do tego. 
<Sorey C:>

894

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz