Wiedziałem jak bardzo zależy mu na tym
zwierzaku, dlatego postanowiłem poszukać potworka na własną rękę.
Dlatego musiałem upewnić się, że Sorey spokojnie położył się do łóżka i
pójdzie spać a ja w tym czasie znajdę jego sierściuch.
Wszystko
szło po mojej myśli, obiecałem, że zaraz wrócę idąc na chwilę do
drugiego Serafina w tym czasie chłopak zaśnie i nie zauważy mojej
nieobecności.
Wyjście z zamku nie
sprawiło mi zbyt wiele problemu, może właśnie dlatego, że nikt mnie nie
widział. Czasem to zdaje się być użyteczne.
-
Obym cię znalazł potworku - Mruknąłem, cicho pod nosem idąc w stronę
miasta. Podejrzewałem, że gdzieś tam muszę go znaleźć, przynajmniej
miałem taką nadzieję. Od czegoś musiałem w końcu zacząć, samym staniem i
rozmyślaniem nadtym raczej nic nie zdziałam...
Westchnąłem
cicho szukając kota którego na razie nigdzie nie było, trochę mnie to
przyznam denerwowało robiło się coraz ciemniej i zimniej muszę się
pośpieszyć zanim temu potworkowi stanie się krzywda.
-
Gdzie jesteś ty głupi kocie - Burczałem pod nosem zatrzymując się przy
rzeczce płynącej trochę za miasto, to tam dostrzegłem wpadającego do
wody kota. Wskoczyłem do niej za nim aby go uratować i przynieść do
Soreya, ta misja okazała się być trudniejsza niż myślałem, Lucjusz gdy
tylko go chwyciłem zaczął się szarpać i głośno na mnie syczeć co za
głupie zwierzę, ratujesz go a on tak mi dziękuję.
Osuszyłem
go z wody zabierając do zamknu dzielnie znosząc jego okropne
zachowanie, chociaż przyznać muszę, że miałem ochotę podrzucić go komuś
ale wtedy znów miałbym problem z przyjacielem który nie umiałby skupić
się na swoich obowiązkach.
- Już uspokój się - Syknołem do zwierzaka puszczając go w bezpiecznym pokoju, rany nigdy więcej nie będę się już w to bawić.
Zwierzak
pobiegł do łóżka mojego przyjaciela a ja mimo wszytko odczułem ulgę
wiedząc, że teraz wszytko będzie dobrze. A jeszcze lepiej poczułem się
gdy Sorey wtulił się w moje ciało, teraz mogłem iść spać pewien, że i on
będzie czuł się lepiej. Od razu cała złość i zazdrość minęła co nie
oznacza, że stracę swoją czujność ten kot nie będzie miał zemną tak
łatwo.
***
Następnego
dnia chodziłem jak cień byłem trochę niewyspany przez poszukiwanie kota
jednak to nie z tego powodu zachowywałem się tak jak się zachowywałem.
Nie chciałem też rozmawiać z przyjacielem, moje zmysły były wyostrzone a
cało to tymczasowe pożegnanie z Alishą przeleciało mi jak wiatr przez
palce niewiele z niego zapamiętałem.
Dopiero
gdy opuściliśmy królestwo moje oczy stały się mniej ufne tak jakbym był
na coś przygotowany, tak jakbym wiedział, że zaraz coś może się stać
nie byłem tego pewien mimo to czułem jakgdyby strach w moim sercu
narastał. To uczucie uderzyło wemnie tak nagle rano gdy tylko otworzyłem
oczy już wtedy wiedziałem, że dzisiejszego dnia może się coś wydarzyć.
Pech i zło idzie za nami jak cień za człowiekiem od tego poprostu nie da
się uwolnić.
- Mikleo - Poczułem dłoń
na ramieniu, zaareagowałem zbyt impulsywnie odepchnąłem ją cofając się
do tyłu, dopiero gdy ułożyłem sobie w głowie co zroniłem poczułem się
troche źle, teraz napewno Sorey zacznie się martwić a ja nie mogę
wytłumaczyć mu dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. - Co się z tobą
od rana dzieje? - Spytał, kładąc mi dłonie na ramionach patrząc w moje
oczy, otworzyłem usta aby coś mu powiedzieć czując nieprzyjemny ciężar
uderzający w moje ciało.
Dostrzegłem
sprawce tego okropnego uczucia, za drzew wychylała się postać wysoka
podobna do zniekształconego wilkołaka był to człowiek opętany przez zło
jednak nie to mnie w nim zaskoczyło ja już go gdzieś poprostu widziałem,
ta istota zdawała być mi się tak bardzo znana napewno już gdzieś ją
spotkałem.
Istota stała jeszcze kilka
chwil w miejscu nagle znikając nam z oczu, wciąż mogliśmy wyczuć jej
obecność lecz dostrzec jej nie było tak łatwo, stworzyłem barierę czując
narastające obciążenie, mój mózg zmuszony do wspomnień związanych z ów
istotą w końcu wygrzebał to wspomnienie.
To
on był tam, to on ich zabił. Nim zdążyłem dojść do siebie Helion
uderzył w barieerę skutecznie ją niszcząc, oberwało mi się dosyć mocno
kiedy to zatrzymałem się na najblirzszym drzewie. Zagryzłem dolną wargę
podnosząc się do siadu Sorey odparł atak potwora który znów zniknął.
Ewidentnie nie miał zamiaru zrobić niczego samemu pasterzowi, kolejny
raz zbliżył się do mnie tym razem bariera którą stworzyłem uniemożliwiła
mu zaatakowanie mnie.
- Nie broń się,
skończysz tak jak twoi rodzice - Gdy to powiedział spojrzałem mu prosto
w twarz, uśmiechał się przyzyając inne cienie aby odwróciły uwagę moich
towarzyszy. - Pamiętam jak bardzo cierpieli, ty będziesz następny - Gdy
dotarło do mnie co mówi poczułem okropny gniew w sercu.
Zerwał
się mocny wiatr a potęrzne fale wód znajdujących się w oddali
niebespiecznie zaczeły się zbliźać, moje oczy zgasły nie było w nich
zupełnie nic, czułem się tak samo jak tamtego dnia pusty w środku. Nie
wiedziałem co działo się wokół mnie czułem ból o którym tak pragnąłem
zapomnieć, czułem złość i żal. Nie potrafiłem w tej chwili sobie z tym
poradzić.
- Mikleo - Poczułem dłonie
obejmujące mnie od tyłu. mój widok został zasłonięty dłonią, a ja
poczułem napływający spokój, wszystko co działo się wokół nas uspokoiło
się, zauważyłem to gdy znów moje oczy zostały odkryte. Mój przyjaciel
odwrócił mnie w swoją stronę aby spojrzeć w moje oczy, nie czułem nic,
zupełnie nic. Patrzyłem na niego pustym wzrokiem.
-
Przepraszam - Tylko tyle byłem w stanie powierdzieć odsuwając jego
dłonie, nie chciałem rozmawiać ta rozmowa nie miałaby znaczenia nie
dlamnie, to była tylko i wyłącznie moja sprawa nic mu do tego.
<Sorey C:>
894
894
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz