czwartek, 23 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Czułem nieznośne pieczenie na policzkach, a serce biło mi nienaturalnie szybko. Nadal miałem wrażenie, że czułem jego usta na tych swoich i, co najgorsze, podobało mi się. On był moim przyjacielem i nigdy nie chciałem myśleć o nim w innych kategoriach. A teraz, przez ten pocałunek… zacisnąłem usta w cienką linię. Czemu ten jeden gest tak drastycznie zmienił mój pogląd?
- Jesteś idiotą – wyburczałem, odsuwając się od niego i zaczynając szybko pakować swoje rzeczy. Nie będę w stanie mu teraz spojrzeć w oczy przez tydzień. Dobra, może przesadzam, ale przez najbliższy czas nie będę potrafił patrzeć na niego bez czerwienienia się jak idiota.
- Przynajmniej już wiem, co robić, aby wreszcie cię uspokoić – dodał, z zadziornym uśmiechem.
Wcześniej myślałem, że to niemożliwe, bym mógł być bardziej czerwony. Cóż, najwyraźniej się myliłem. Czując, jak policzki zaczynają mnie piec jeszcze bardziej, odwróciłem się do niego i mocno uderzyłem w bok. On jest naprawdę okropny.
Alisha wróciła po paru minutach i zastała przedziwny widok: mnie, całego czerwonego i praktycznie spakowanego oraz zadowolonego i dumnego z siebie Mikleo. Kiedy zapytała, co się stało, razem zgodnie odpowiedzieliśmy jej, że nic. Jeszcze tylko tego by brakowało, by pochwalił się tym blondynce.
Po raz pierwszy byłem gotowy pierwszy i zamiast narzekać na tak wczesną porę wymarszu narzekałem na to, że wyruszamy tak późno. Alisha nalegała na to, bym coś zjadł, ale naprawdę nie miałem ochoty na nic. Chciałem wyruszyć jak najszybciej, by móc jak najszybciej zająć umysł i zapomnieć o tamtej sytuacji. On jest moim przyjacielem, powinienem go zatem traktować tylko i wyłącznie jak przyjaciela, i nie myśleć o nim w inny sposób.
W końcu ruszyliśmy i po raz pierwszy od dawna to ja siedziałem cicho, a Alisha i Mikleo rozmawiali. Naprawdę nie byłem skory do rozmów, szczerze, to nawet ich nie słuchałem. Raz czy dwa zerknąłem na nich, ale kiedy tylko napotkałem spojrzenie przyjaciela momentalnie odwracałem wzrok czując, że zaczynam się rumienić. Jestem naprawdę beznadziejny.
Alisha nie była głupia i wiedziała, że coś się wydarzyło. I za wszelką cenę chciała wiedzieć, co takiego. Podczas pierwszego postoju, który miał służyć zjedzeniu posiłku i zregenerowaniu sił, wysłała mnie po chrust, zostając sam na sam z Mikleo. Na wieczór, kiedy rozkładaliśmy obóz na noc, postąpiła podobnie, tyle że poprosiła Serafina o przyniesie trochę wody. Przeczuwając, co się święci, chciałem się wymigać, nawet wymyśliłem całkiem rozsądną wymówkę, która okazała się na nic. Alisha złapała mnie za rękaw i wręcz zmusiła do siadu. Jak na drobną dziewczynę, była naprawdę silna.
- Dobra, mów, co się stało – to nie brzmiało jak pytanie, ale jak rozkaz. Poczułem się bardzo niepewnie, nie chciałem rozmawiać z nią na temat. To była moja osobista sprawa i nic jej do tego. W dodatku bałem się, że jak zacznie naciskać, to w końcu pęknę i jej o wszystkim opowiem.
- Nic się nie stało, trochę się posprzeczaliśmy – wymamrotałem, na szybko wymyślając jakieś kłamstwo. Wyjątkowo marne kłamstwo. Dlaczego nie potrafię oszukiwać? Moje życie stałoby się wtedy o wiele prostsze.
- Wiesz, że jesteś okropnym kłamcą? – uniosła jedną brew, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Naprawdę, nie chcę o tym rozmawiać – wymamrotałem, zaczynając rozkładać koce.
Alisha westchnęła cicho, ale finalnie dała mi spokój. Wieczór mijał nam później w całkiem spokojnej atmosferze, chociaż nadal omijałem wzrok przyjaciela i się do niego nie odzywałem. Gdyby się zastanowić, to był pierwszy raz, kiedy tak długo się do niego nie odzywałem z własnej woli; pomijam te razy, w których stawiał mi wyzwania, że niby nie potrafiłem zachować milczenia dłużej niż godzina.
Dopiero podczas mojej warty, a właściwie jej końcówki, wstał ze swojego koca i przysiadł obok mnie, z cichym westchnięciem. Nawet na niego nie zerknąłem, uparcie wpatrywałem się w dogaszające ognisko.
- Wiesz, że to nic nie znaczyło, prawda? – odezwał się w końcu, a ja poczułem, jak wpatruje się we mnie intensywnie. Zacisnąłem usta w cienką linię i pokiwałem głową. Oczywiście, że nic nie znaczyło, ale jednak zabolało mnie, kiedy usłyszałem to z jego ust. – Tylko się z tobą droczyłem.
- Wiem – burknąłem. – Ale tak się nie robi.
- Zmusiłeś mnie do tego – lekko dźgnął mnie w bok. – Przygotuj się na powtórkę tego, jeżeli kiedykolwiek będziesz mi dokuczał.
Tym razem ja mocno dźgnąłem go w bok, i to o wiele mocniej niż on.
- Jeszcze raz – powiedziałem ostrzegawczo, w końcu na niego patrząc. – Jeszcze raz, a zmuszę cię do najbardziej uwłaczających rzeczy, jakie tylko przyjdą mi do głowy.
- Nie będziesz w stanie – chłopak posłał mi zadziorny uśmiech, a ja w odpowiedzi pacnąłem go w tył głowy.
- Tego nie możesz być pewien – pokazałem mu język.
Wydurnialiśmy się jeszcze przez krótki czas, musieliśmy się nadrobić te kilka godzin mojego milczenia. W końcu chłopak kazał mi iść spać i powiedział, że nadeszła jego kolej, a ja z niechęcią wróciłem na posłanie. Myślałem, że już wszystko wróciło do normy, ale kiedy ułożyłem się wygodnie i zamknąłem oczy, znów ujrzałem nasz pocałunek. Chyba nie zapomnę o tym tak szybko, jak bym chciał.
***
Spodziewałem się, że podczas dalszej drogi helionów będzie tylko więcej, zwłaszcza teraz, kiedy Alisha była w stanie je ujrzeć. A jednak reszta drogi minęła nam całkiem spokojnie i bez większych problemów. Przestałem już dąsać się na Mikleo, ale już więcej nie wyprowadziłem go z równowagi bojąc się, że spełni swoją obietnicę.
Stolica była piękna, ale jednocześnie skażona złem. Teraz i dziewczyna mogła zobaczyć to co ja, przez co była w niemałym szoku. Podczas drogi do zamku tłumaczyłem jej co i jak, zaczynając powoli odczuwać lekki stres. Nigdy nie byłem na królewskim dworze i nie byłem pewien, jak powinienem się zachować.
Kiedy tylko znaleźliśmy się w zamku, Alisha zawołała do siebie służbę. Podczas, kiedy ona wydawała im polecenia, ja stałem za nią, będąc cicho jak mysz pod miotłą i uważnie się jej przysłuchiwałem; poczułem się dziwnie, kiedy zostałem nazwany „honorowym gościem”. Nagle blondynka odwróciła się moją stronę i zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem. Aż skuliłem się w sobie.
- Przepraszam, że to powiem, ale musisz się jakoś prezentować – powiedziała, cicho wzdychając. Zmarszczyłem brwi, spoglądając na swój strój. Rozumiałem, że nie bardzo pasował on do królewskiego obrazka, ale był bardzo wygodny. Nie miałem potrzeby go zmieniać. – Załatwię ci coś. Niedługo po ciebie wrócę.
- Ale… - chciałem zaprotestować, ale ta już zdążyła odejść.
Spojrzałem za nią bezradnie, a później przeniosłem wzrok na służkę. Nie za bardzo wiedziałem, co się właśnie stało. Służka poprosiła, bym podążył za nią, co uczyniłem z lekkim wahaniem. Dobrze, że Mikleo był obok mnie, dzięki niemu czułem się trochę raźniej.
Zostałem zaprowadzony do wręcz ogromnej sypialni z równie ogromnym łóżkiem. Służąca powiedziała, że księżniczka odwiedzi mnie wkrótce a w razie innych potrzeb mam dać znać, po czym szybko się oddaliła.
Pierwsze, co zrobiłem, to rzuciłem się na łóżko, co spotkało się z lekkim śmiechem ze strony Mikleo. Zignorowałem go, zachwycając się miękkością materaca. W życiu nie leżałem na tak cudownym łóżku.
- Mieliśmy pomagać, a nie się lenić – powiedział sceptycznie Mikleo, patrząc na mnie z politowaniem.
- Połóż się, a nie narzekasz – powiedziałem do chłopaka, przymykając oczy. Od zawsze spałem na twardej ziemi, czasem jedynie czasem zaznając komfortu materaca. To była dla mnie naprawdę duża zmiana.
Serafin westchnął ciężko, ale spełnił moją prośbę. Poczułem, jak materac ugina się pod jego ciężarem.
- I jak? – spytałem, szczerząc się do niego.
- Łóżko jak łóżko – jego głos brzmiał beznamiętnie jak zawsze.
- Nie potrafisz doceniać dobrych rzeczy – wyburczałem, przymykając oczy i rozkoszując się chwilą.
- Co ona sobie wyobraża? – mruknął pod nosem. – Mieliśmy jej pomóc i wracać.
- Pewnie załatwia jakieś królewskie sprawy, niedługo po nas przyjdzie.
Czemu chłopak był taki niecierpliwy? Mógłby chociaż raz na chwilę wyluzować i cieszyć się z tego, co mamy. Po kilku minutach rozległo się pukanie do drzwi. Leniwie podniosłem się z łóżka, rzucając wymowne „a nie mówiłem” i poszedłem otworzyć. Jednak to nie była Alisha, a jeden ze służących. Niewiele młodszy ode mnie chłopak wręczył mi jakieś ubrania i oznajmił, że księżniczka niedługo przyjdzie. Chyba też zaczynam się niecierpliwić.
- Stylowe – mruknął Mikleo, kiedy rozłożyłem podarunek na łóżku. Pacnąłem go mocno w tył głowy. – Mówiłem szczerze, nie musisz mnie bić. Powinieneś przymierzyć. Nie chcesz sprawić Alishi przykrości.
Zawsze mówi, że to ja jestem nieznośny. Posłuchałby czasem siebie samego, to zmieniłby zdanie.
Wymruczałem pod nosem ciche przekleństwa, ale finalnie przymierzyłem strój. Obejrzałem się w lustrze, oceniając swój wygląd. Czułem się dziwnie w tym stroju, zbyt dostojnie jak na mnie. Strój był biały, z czerwonymi elementami i zdecydowanie nie pasował do mnie. Odwróciłem się w stronę Mikleo z niepewną miną. Zanotowałem sobie w pamięci, by jak najszybciej poprosić Alishę o podobnie dziwny strój dla chłopaka, może wtedy będę czuł się mniej głupio.
- Co uważasz? – spytałem chłopaka, jeszcze raz zerkając w dół na swoje ciało. Właśnie sobie zdałem sprawę, że prawdopodobnie noszę na sobie ubranie warte więcej, niż wszystkie pieniądze, które kiedykolwiek zarobiłem. Zdecydowanie, to kompletnie do mnie nie pasowało.

<Mikleo? c:>

 1434

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz