niedziela, 19 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

A dopiero co myślałem nad tym, mając złe przeczucia, które jak zwykle musiały się sprawdzić. Sorey będzie chciał, za wszelką cenę przekonać mnie, abyśmy pomogli dziewczynie, której nawet nie znał, co on sobie w ogóle wyobraża? Mam się zgodzić, bo jakaś nieznajoma nas o to prosi? Jeśli poprosi, byśmy wskoczyli do ognia, też się zgodzi? Co ja mam z tym głupkiem, a miało być tak pięknie tylko on i ja a teraz nic nie będzie już takie samo.
Jeśli naprawdę się uprze, nie będę miał wyjścia, zawsze może iść sam tylko i wyłącznie z nią, ale czy moje sumienie by na to pozwoliło? Najpewniej zadręczałbym się do końca życia, poza tym pakt trochę mi to uniemożliwia, uwiązał mnie nieświadomie i gdyby tylko był mądrzejszy. Zapytałby, co prócz mocy oferuję mu, w zamian za brzemię, dowiedziałby się, wtedy jak wiele może. Moc, którą mu ofiaruję to jedno, ale posłuszeństwo w każdej sprawie, wierność, oddanie i zapewnienie bezpieczeństwa to drugie, gdyby to wiedział, jego życie byłby zdecydowanie łatwiejsze i nie musiałby się aż tak starać, jednakże skoro tego nie wie, a ja nie chce za bardzo go uświadamiać, mogę się opierać, nie dając mu tak łatwo za wygraną, w końcu jestem jak woda zawsze wolny, nieuchwytny i nie ugięty, niech ktoś spróbuje zatrzymać wodę, ona zawsze znajdzie ujście nawet w najdrobniejszych kroplach.
Po cichym westchnięciu, które wydobyło się z moich ust, ruszyłem w drogę, nie do końca kontaktowałem z rzeczywistością, nieprzespana noc robiła swoje a zmartwienia, które przyszły wraz z nią trochę namieszały mi w głowie. Rzadko, kiedy martwię się o cokolwiek. Jednak teraz tym, czym się martwię. Jest jedyna osoba, na której mi zależy i muszę upewnić się, że nic mu nie grozi, czując wciąż nieprzyjemnie przeszywające uczucie czyjeś obecności, od początku wiedziałem, że ta dziewczyna sprowadzi na nas nieszczęście, co prawda jeszcze go nie ma, co nie oznacza, że się nie pojawi, jestem pewien, że w najmniej oczekiwanym momencie coś nas w końcu zaatakuje.
Ta dwójka znów zaczęła o czymś rozmawiać, nawet do końca nie wiem, o czym nie słuchałem ich, nie żebym przez pierwsze kilka godzin słuchał, skupiałem się na drodze a może i nie do końca, od tego słońca bolały mnie oczy, było takie jasne i oślepiające kiedyś i tego blasku zabraknie, jeśli ludzie nie zmienią swojego nastawienia, nie dbają o świat więc dlaczego chcą, aby ktoś zadbał o nich? Zapomnieli, co to znaczy być dobrym i życzliwym a przecież to nie jest takie trudne, wystarczy tylko troszeczkę się postarać. A wtedy wszystko byłoby zdecydowanie lepsze.
Wsłuchując się w śpiew ptaków, usłyszałem głos mojego przyjaciela, wołał mnie, choć ja nie reagowałem, patrząc w niebo, zapominając o drodze, po której stąpałem, wpadając nagle do wody. Przez chwilę moje ciało opadało w dół, przyjemne łaskotanie wody na policzkach pozwoliło na chwilę wyciszyć umysł, który od pojawienia się blondynki szalał, wzbudzając jeszcze większą niechęć do niej.
Wynurzyłem się z wody po kilku dłuższych chwilach, moje włosy opadły na twarz a fryzura, którą miałem zrobioną całkowicie uległa zniszczeniu, zdjąłem z włosów gumkę, dając im odetchnąć. Dopiero po chwili doszło do mnie, że Sorey wraz z dziewczyną wpatrując się we mnie, nieznajoma najpewniej widziała ruch wody w miejscu, z którego się wynurzyłem, tyle mogła dojrzeć, by na jej ustach zagościł uśmiech, teraz mogła być pewna, że idiota, z którym idzie, nie jest tylko głupkiem, wymyślającym sobie bajki na poczekaniu.
- Nic ci nie jest? - Usłyszałem głos przyjaciela, uniosłem brew, nie do końca rozumiejąc, może jestem trochę zmęczony, ale to nie oznacza, że coś sobie zrobię, poza tym wpadłem do wody, która była moim żywiołem.
- Nie to tylko woda - Westchnąłem, wychodząc z niej, pozbywając się nadmiernej ilości z ubrań i włosów, które mimowolnym ruchem dłoni poprawiłem, aby nie za bardzo mi przeszkadzały.
- Nie o to pytam - Usłyszałem, nie udzielając słownej odpowiedzi, wzruszając jedynie ramionami, nic mi nie będzie jedna nieprzespana noc to nic, ktoś musiał w końcu pilnować tę dwójkę. Oni musieli przespać noc a ja, cóż jakoś sobie poradzę.
- Może zrobimy sobie krótką przerwę, tam pod drzewem przydałoby się coś zjeść - Dziewczyna przerwała cisze, w sumie nie miałem nic przeciwko, jeśli chcieli odpocząć, sam chętnie odetchnąłbym na chwilę. Sorey nie widząc sprzeciwu, z mojej strony zgodził się z dziewczyną i już po chwili wszyscy siedzieliśmy na ziemi pod wielkim drzewem. - Zaraz wrócę, po drodze widziałam kilka roślin z owocami, warto je nazbierać - Dziewczyna wstała, odchodząc na chwilę, zostawiając naszą dwójkę, co w tym momencie nie było dobrym wyjściem, ten człowiek nie da mi żyć, a przecież to ja tu jestem tym starszym i rozsądniejszym tak mi się wydaj. 
- Mikleo - Zaczął Sorey, patrząc na moją twarz, no i zaraz się zacznie. Niezadowolony poruszałem głową, kładąc ją na jego kolanach, włosy rozsypały się na różne strony, odkrywając moją lekko zmęczoną twarz. Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie, w cieniu było przyjemnie, oczy same zamykały się, gdy ostre słońce nie raziło ich nieprzyjemnie. - Co się dzieje? - Usłyszałem, a jego głos doszedł do mnie z małym opóźnieniem.
- Nic - Przyznałem, bo tak też było, nie okłamałem go. - Pilnowałem nas w nocy, nigdy nie wiadomo kiedy wróg zaatakuje, poza tym wciąż jej nie ufam, a ty nie bądź naiwniakiem nie zgodzę się na pójście do stolicy - Dodałem, aby nie zamartwiał się o mnie, w końcu to był mój obowiązek dbać o niego nawet za cenę własnego życia, ponadto wciąż stałem przy swoim, był nieświadom tego, co może wymagać, więc wciąż mogłem jeszcze trochę upierać się przy swoim.

<Sorey C:>

898

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz