Byłem naprawdę zirytowany. W ciągu kilku sekund zdążyłem zwyzywać go w myślach wszelkimi znanymi mi przekleństwami nawet nie dbając o to, że może to tak właściwie usłyszeć . Co on sobie w ogóle wyobrażał? Godzina nie była dla mnie problemem, mogłem wstać o każdej porze, ale pod jednym warunkiem – musiałem być uprzedzony. A nawet jeżeli stwierdził, że dzisiejszy poranek jest idealny na ćwiczenia, mógłby mnie obudzić w delikatniejszy sposób, a nie powodować na dzień dobry ból pleców. Gdybym ja go tak obudził, mógłbym sobie wybierać miejsce swojego pochówku.
- W każdej wersji do śpiącej królewny przychodził książę, nie kat – zauważyłem, podnosząc się z podłogi z cichym westchnięciem. Norton, który dotychczas spał w nogach mojego łóżko, podniósł leniwie łeb, popatrzył na demona, pomerdał ogonem i wrócił z powrotem do snu.
- Jestem wystarczająco przystojny, aby być i katem i księciem jednocześnie – odparł nonszalancko, na co prychnąłem głośno. To jest niesamowite, jak bardzo jego temperament potrafi się zmieniać. Zachowuje się dokładnie tak samo, jak na początku naszej znajomości. Czemu nie mógłby być dla mnie choć odrobinę tak miły jak podczas mojego pobytu w szpitalu.
Chyba, ze to po prostu zwykła sztuczka – nie chce mu się mnie trenować i próbuje mnie do tego zniechęcić, bym sam zrezygnował. W takim przypadku nie ma mowy, bym odpuścił.
- Nie powiedziałbym – burknąłem cicho pod nosem, kierując się w stronę łazienki. Tuż przed moim celem zostałem brutalnie zatrzymany przed demona; zacisnął palce na moim ramieniu tak mocno, że już oczyma wyobraźni widziałem powstające przez to siniaki.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki. Nie będę ćwiczył w piżamie.
- Masz słabe ciało, które należy hartować – mruknął z typowym dla niego nieprzyjemnym uśmieszkiem, ale w końcu mnie puścił.
Cały mój pobyt w łazience zajął mi raptem pięć minut, może sześć. Podczas przebierania z zaciekawieniem zerknąłem na ramię, za które wcześniej złapał mnie demon – miałem rację. Na bladej skórze już zaczęły pojawiać się sine ślady. Jeżeli już teraz pojawiły się drobne urazy po zwykłym uścisku to ciekawe, jak moje ciało będzie wyglądało po pierwszym treningu.
Wyszedłem z łazienki z nadal paskudnym humorem. W końcu, kto miałby dobry humor po takiej pobudce? Jedynie masochiści. A ja zdecydowanie nie należę do tej grupy.
- Co tak długo? – usłyszałem na powitanie zniecierpliwiony głos demona. Musiałem pamiętać, by być opanowanym i nie dać mu się wyprowadzić z równowagi, choćby nie wiadomo co wyczyniał.
- Gdybyś z łaski swojej poinformował dzień wcześniej, nie musiałbyś teraz czekać – odparłem, jednocześnie wiążąc włosy w niechlujny kucyk.
- Nie musiałbym także czekać, gdybyś się tak nie guzdrał.
- Wszyscy staruszkowie są tacy zgorzkniali? – spytałem, krzyżując ręce na piersi.
- Nie pozwalaj sobie – zirytowany głos demona trochę polepszył mi samopoczucie.
Po chwili Kousuke podszedł do mnie i chwycił za ramię, tym razem za to bez siniaków, i przeteleportował nas do miejsca znanego tylko jemu. Zauważyłem także, że tym jego chwyt był o wiele delikatniejszy od tego sprzed kilku minut.
- Więc… od czego zaczynamy? – spytałem, patrząc na ciemnowłosego z wyczekiwaniem. Byłem lekko podekscytowany tym wszystkim, ale tylko lekko. Zdawałem sobie sprawę, że na początku będzie ciężko, i to bardzo, ale nie ma mowy, bym poddał się tak łatwo.
<Kousuke? :3>
505
505
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz