piątek, 17 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Podekscytowany zbiegłem po schodach, trochę ignorując Mikleo. Wszystkie ruiny, które dotychczas odwiedziłem, mogły się przy niej schować. Schodząc na dół, uważnie rozglądając się dookoła; masywne ściany były ozdobione najróżniejszymi freskami. Żałowałem, że nie miałem oczu dookoła głowy.
- Sorey! – usłyszałem za sobą. Zatrzymałem się w półkroku i odwróciłem się do przyjaciela ze zniecierpliwioną miną. On już tu był i pewnie tylko i wyłącznie dlatego nie podzielał mojego podekscytowania i zachował spokój.
Dobrze, może nie był spokojny. Wydawał się być zirytowany i chyba nawet trochę zaniepokojony. Wiem, że mogą tu być pułapki, ale to jedynie podsycało moją ciekawość. W końcu, pułapki w takich miejscach ustawia się po to, by coś uchronić. Czego mogły chcieć chronić Serafiny setki lat temu?
- Powinieneś uważać – skarcił mnie przyjaciel, podbiegając do mnie. – Jeden nieostrożny ruch…
- Tak, tak, powinienem uważać, bo może to się źle dla mnie skończyć – uśmiechnąłem się lekko do niego i ruszyłem dalej. Usłyszałem ciche westchnięcie ze strony chłopaka. – Byłeś tutaj wcześniej. Którą część powinniśmy najpierw zwiedzić?
Chłopak zamilknął na chwilę, najpewniej się zastanawiając nad odpowiedzią. Po chwili zaczął opowiadać o poszczególnych częściach ruin, a ja go słuchałem go w skupieniu. Po pierwsze, to mnie naprawdę interesowało, a po drugie, Mikleo rzadko kiedy się rozgadywał.
Byłem bardzo zasłuchany i nie zwracałem uwagi na otoczenie oraz na to, gdzie stawiam stopy. Nagle poczułem, że płytka pode mną się zapada i już wiedziałem, że uruchomiłem coś, czego nie powinienem. Sekundę po tym dosłownie straciliśmy grunt pod nogami i zaczęliśmy spadać. Tyle by było z mojej ostrożności.
Gdzieś ponad sobą usłyszałem głos Mikleo. Chciałem mu odpowiedzieć, ale byłem zbyt zajęty krzyczeniem. Na chwilę przed upadkiem poczułem, jak okala mnie magia Mikleo. Uderzyłem o ziemię z cichym łoskotem – miałem wrażenie, jakbym spadł jedynie z kilku metrów, a nie kilkudziesięciu. Mój przyjaciel z kolei wylądował cicho i z gracją.
Podniosłem się z ziemi z cichym stęknięciem z bólu. Wiem, że to tylko dzięki Mikleo obyło się bez złamania kręgosłupa, ale mógłby sprawić, aby ten upadek był dla mnie trochę mniej bolesny.
- Chyba coś mówiłem o byciu ostrożnym – usłyszałem kąśliwą uwagę przyjaciela. Z moich ust wyrwał się niezręczny śmiech.
- Od tego mam ciebie – powiedziałem, szczerząc się do niego.
Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu, w którym wylądowaliśmy. Była to duża sala z całkiem wysokim sklepieniem – chyba tylko przy odrobinie szczęścia po upadku z takiej wysokości mógłbym złamać kręgosłup. Nie powinienem się dziwić, że Mikleo był zły. Powinienem naprawdę zacząć tutaj uważać. Na największej ścianie pomieszczenia widniał fresk, jednak zdecydowanie różnił się on od tych, które widziałem na górze. Tamte przedstawiały jedynie Serafiny, na tym z kolei niezaprzeczalnie widniał człowiek. Doskonale rozpoznawałem ten fresk – bardzo podobny rysunek widniał książce, którą podarował mi Mikleo. I którą mi bestialsko zabrał wczoraj wieczorem i jeszcze mi jej nie oddał. Będę musiał się o nią upomnieć w jaki najbliższym czasie.
- Wow – wyszeptałem, wpatrując się w ścianę jak zaczarowany.
Przed freskiem stały dwa posągi. Na dłoni jednego z nich coś było. Nie słysząc żadnych zastrzeżeń ze strony Mikleo, natychmiast podszedłem zobaczyć, co to za rzecz. Posąg był wysoki, musiałem stanąć na palcach by dosięgnąć do kamiennej dłoni. Tym tajemniczym przedmiotem okazała się być rękawiczka.
- Tego wcześniej nie widziałem – Mikleo nagle pojawił się przy mnie, zabierając mi rękawiczkę i uważnie się jej przyglądając.
- Zawsze byłem lepszym poszukiwaczem skarbów od ciebie, a to tylko temu dowodzi – wyszczerzyłem się do niego. Byłem dumny z samego siebie. W końcu, on już tu był i tego nie zauważył, a ja jestem tu pierwszy raz.

<Mikleo? c:>

571

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz