Wpatrywałem się w okładkę książki z lekkim uśmiechem na ustach. Okładka była może troszkę podniszczona, ale ogólnie była w dobrym stanie. Teraz sobie o niej przypomniałem. Przez ostatnie lata byłem pewien, że spłonęła, podobnie jak reszta mojego dobytku. Schowałem książkę do torby będąc przekonany, że będę miał lekturę na następne kilka dni.
- Daleko są te ruiny? – spytałem podekscytowany, znów poświęcając całą swoją uwagę białowłosemu.
- Nie pójdziemy tam – powiedział od razu chłopak, jakby czytając w moich myślach. Lekko naburmuszyłem się na jego słowa.
- Ale mi obiecałeś – burknąłem, lekko pusząc policzki.
- Powiedziałem może.
- To jak obietnica. Ale słuchaj – dodałem szybko nie chcąc, aby chłopak mi przerywał. – Jeżeli są daleko, możemy powoli planować podróż, a jeżeli jest blisko, możemy teraz tam ruszać! – zakończyłem wesoło.
Mikleo westchnął cicho – może rozmyśla nad moim pomysłem? W sumie, nie był on najgłupszy. Potrzebujemy jakiegoś celu, a te ruiny są wydawały się dobrym pomysłem. Z chęcią bym je zobaczył, ba! Pragnąłem tego już za dzieciaka. Tak właściwie, oboje pragnęliśmy.
- Pomyślimy nad tym rano – powiedział w końcu z lekkim zrezygnowaniem, na co uśmiechnąłem się wesoło. W sumie, miał trochę racji. Powoli się ściemniało i należało pomyśleć o jakimś miejscu do spania.
- Dziękuję – powiedziałem, lekko obejmując go ramieniem. – Wynajmę nam pokój w zajeździe. Myślę, że możemy raz sobie pozwolić na takie luksusy. Rany, jak ja dawno nie spałem na materacu!
Podczas drogi do wcześniej wspomnianego zajazdu buzia nie chciała mi się zamknąć. Gadałem głównie o miejscach, które odwiedziłem podczas mojej podróży, a Serafin jedynie słuchał, jednocześnie koncentrując się na drodze. Paplałbym tak aż do naszego celu, ale kiedy na horyzoncie pojawiły się ludzie oraz pierwsze budynki, chłopak lekko szturchnął mnie w bok i przypomniał, że nie jest dla wszystkich widoczny. Posłusznie się przymknąłem, chociaż było to dziwne uczucie – chłopak był tuż obok mnie, ale nie za bardzo mogłem się do niego odzywać, by nie zostać wziętym za wariata. A miałem mu jeszcze tyle do opowiedzenia..
Przy wynajmowaniu pokoju gospodarz przyglądał mi się dziwnie, ale wziął pieniądze bez pytania o szczegóły. Mogło to wyglądać dziwnie z jego perspektywy, w końcu poprosiłem o pokój z dwoma łóżkami, a on nie mógł dostrzec mojego towarzysza. Czemu ludzie byli tak ślepi? Dosłownie przed nim stała istota uosabiająca dobro, a on nie potrafił jej dostrzec. To było przykre.
Już po kilku minutach znaleźliśmy się. Mikleo od razu rozpoczął przygotowania do pójścia spać, podczas kiedy ja postanowiłem odświeżyć nieco zapomnianą lekturę.
- Tylko połóż się spać – powiedział do mnie, przykrywając się cienką kołdrą.
Odpowiedziałem mu skinięciem głowy, zaczynając czytać kolejną stronę. Chłopak jedynie westchnął cicho i przewrócił się na bok. Mimo tego wyczułem, że na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Mimo wszystko posłuchałem przyjaciela i położyłem się spać jakiś czas później. Zwykle, kiedy w moje ręce trafiała książka, potrafiłem ją czytać całą noc. Za dzieciaka miałem bardzo prosty powód – była to zwykła fascynacja. Z czasem jednak pojawiły się koszmary oraz bezsenne nocy i chciałem jedynie zająć czymś umysł, byleby nie wracać do tego koszmaru.
Ale tym razem miałem dobre przeczucie – łóżko wydawało się całkiem przyjemne i, co najważniejsze, Mikleo był obok. Tym razem noc powinna być spokojna.
***
Obudziłem się nagle, z niemym krzykiem na ustach i mocno bijącym sercem. Zerknąłem od razu na łóżko obok, gdzie spał mój towarzysz. Jego widok, tak spokojnego i pogrążonego we śnie, znacznie mnie uspokoił. Wypuściłem spokojnie powietrze z ust. Myślałem, że teraz, kiedy już się odnaleźliśmy, moje koszmary ustaną i wreszcie uda mi się przespać spokojnie noc. Miałem wrażenie, że było jeszcze gorzej – tym razem zapamiętałem swój sen bardzo dokładnie. I w tym śnie Mikleo nie był cały i zdrowy.
Podniosłem się do pionu i przeczesałem nerwowo włosy. Łóżko na którym spałem wydało nieprzyjemne skrzypnięcie, które wybudziło mojego przyjaciela. Poczułem jego zaniepokojone spojrzenie w mroku. Świetnie, teraz będzie się tylko niepotrzebnie mną zamartwiać.
- Sorey? Wszystko w porządku? – usłyszałem zmartwiony głos Serafina.
- Tak, tak, nie przejmuj się mną, wracaj do spania – starałem się, abym zabrzmiał wiarygodnie.
Chyba nie wypadłem przekonująco, bo w półmroku zauważyłem, jak wstaje ze swojego łóżka, by podejść i usiąść na tym moim. Czemu musiałem być tak okropny w kłamaniu.
- Co się stało? – poczułem, jak kładzie mi dłoń na ramieniu.
- Po prostu miałem koszmar, ludzie miewają koszmary, wiesz? – powiedziałem, starając się brzmieć spokojnie. Miałem nadzieję, że Serafin nie wychwycił delikatnego drżenia w moim głosie. – To był tylko głupi sen – dodałem, aby uspokoić jego, i jednocześnie samego siebie. Nie wiem, czy to uspokoiło chłopaka, ale ja zdecydowanie nie byłem ani trochę spokojny. – Głupi sen – powtórzyłem cicho, powstrzymując silną chęć przytulenia się do niego. To mogło zmartwić go jeszcze bardziej, a tego chciałem uniknąć. Właśnie dla niego powinienem być silny.
<Mikleo? c:>
760
760
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz