czwartek, 16 kwietnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

W już o wiele lepszym humorze podbiegłem do chłopaka i przytuliłem go mocno od tyłu. Byłem szczęśliwy; cała niepewność oraz poczucie bezradności zniknęło, a ja czułem wreszcie czułem się lekko i pewnie.
- Dziękuję – powiedziałem, opierając brodę o jego ramię. Dzięki temu miałem możliwość obserwowania jego twarzy. Chciał chyba wyglądać poważnie, ale zdradzał go delikatnie uniesiony lewy kącik ust.
- Tak, tak – Mikleo wywrócił oczami. Kosmyki, które wcześniej poprawiał, z powrotem opadały mu na nos. – Nie nadwyrężaj już więcej mojej wspaniałomyślności. A teraz możemy już iść? Ta podróż miała trwać trzy dni, a nie pięć.
Pokiwałem energicznie głową, ale zanim się od niego odsunąłem, lekko dźgnąłem go w bok. Musiałem mu oddać za tamten pstryczek w nos.
- Jak myślisz, kiedy dojdziemy do ruin? – spytałem podekscytowany i poprawiłem torbę. Po tej wycieczce trzeba będzie odwiedzić jakieś małe miasteczko i uzupełnić zapasy. Ale to po tym, teraz chciałem całą swoją uwagę poświęcić Mikleo oraz ruinom.
- Jutro po południu, jeżeli utrzymamy takie tempo – chłopak westchnął, ponownie poprawiając swoje włosy.
- To dobrze. Podczas postoju będę mógł cię uczesać – uśmiechnąłem się do niego szeroko, a zauważając jego ostrzegawcze spojrzenie, spokojnie kontynuowałem. – Obiecałeś – przypomniałem, mrugając w jego stronę.
- Zaczynam tego żałować.
- Nic im nie będzie? – spytałem nagle, zerkając za siebie. Wiem, że Serafiny są potężne, ale mimowolnie się o nich martwiłem. Polubiłem ich nawet mimo tego, że Edna była niezbyt uprzejma i może lekko agresywna.
- Są o wiele silniejsi, niż ci się wydaje – powiedział Mikleo. Brzmiał całkiem wesoło jak na niego.
Droga minęła nam w o wiele lepszej atmosferze niż na początku. Przez większość czasu wesoło gawędziłem, na co mój przyjaciel trochę narzekał. Czułem jednak, że cieszył z nawrotu mojego humoru, a marudził tak dla zasady.
Mikleo zarządził postój dopiero późnym wieczorem, a ja nie zamierzałem się mu sprzeciwiać. Najwidoczniej bardzo mu zależało, by dotrzeć do ruin jutro. W sumie, też chciałem je szybko zobaczyć.
Po rozpaleniu ogniska i zjedzeniu kolacji, zasiadłem za chłopakiem z szerokim uśmiechem na ustach. Usłyszałem jak wzdycha ciężko z rezygnacją, kiedy delikatnie zsunąłem gumkę z jego włosów. Podczas ich przeczesywania zauważyłem, że są jeszcze bardziej pofalowane niż wcześniej. Postanowiłem, że kiedy tylko nadarzy mi się okazja, kupię mu grzebień, chociażby dla własnej wygody.
- Gotowe – powiedziałem, bardzo zadowolony z efektu końcowego. Mikleo odsunął się ode mnie i zaczął macać tył swojej głowy. Podejrzewałem, że pewnie chciał się upewnić, czy sobie za bardzo z nim nie pogrywam. – Zwykły warkocz, spokojnie – uśmiechnąłem się do niego wesoło.
Zająłem sobie miejsce tak, by móc wygodnie oprzeć się o drzewo. Wyjąłem z torby książkę i już chciałem ją otworzyć i zacząć czytać, ale Mikleo wręcz wyrwał mi ją z rąk. Spojrzałem ze złością na przyjaciela. Miał tę przewagę, że on stał, a ja siedziałem. Natychmiast poderwałem się do pionu.
- Co ty robisz? – jęknąłem, próbując złapać swoją własność, ale ta nagle zniknęła.
- Idziesz spać – obwieścił, siadając obok mnie. Posłałem mu najbardziej smutne spojrzenie, na jakie było mnie stać w nadziei, że odda mi książkę, ale Mikleo pozostał nieugięty. – Nie przekonasz mnie.
Westchnąłem i bardzo się ociągając, zacząłem rozkładać koc. Starałem się wyglądać na przybitego z nadzieją, że jednak się zlituje i odzyskam swoją własność. Kiedy jednak przykryłem się kocem zdałem sobie sprawę, że jednak dzisiejszego wieczoru nie przeczytam żadnej strony.
- A co z tobą? – zapytałem, mrużąc oczy. To nie było do końca sprawiedliwe. On mógł sobie jeszcze chwilę posiedzieć. Nie byłem aż tak bardzo zmęczony. Może w tej chwili troszkę bardziej, ale to pewnie dzięki ciepłu ogniska oraz koca.
- Nie potrzebuję tyle snu, co ludzie – odparł, wpatrując się we mnie z uwagą. – Położę się troszkę później.
- Hej, a może dzięki temu połączeniu… - zacząłem nagle z błyskiem w oku, ale przyjaciel przerwał mi, zanim zdołałem rozwinąć swoją genialną myśl.
- Twoje potrzeby nie zostały ani zmniejszone, ani zwiększone.
Westchnąłem cicho i przymknąłem oczy. A szkoda. Byłoby fajnie, gdyby nagle się okazało, że nie muszę jeść tyle samo, albo spać.
- Gdybym miał jakiś koszmar… - zacząłem, nagle otwierając oczy. – Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym cię obudził?
- Oczywiście, że nie - brzmiał na oburzonego. – Nawet nalegałbym, byś to zrobił, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Uśmiechnąłem się do niego lekko i na powrót zamknąłem oczy, wtulając się w swoją kurtkę która, złożona, pełniła funkcję prowizorycznej poduszki. Nim pogrążyłem się we śnie wymamrotałem do Mikleo, by nie siedział do późna. W końcu, on także musiał być wypoczęty.

<Mikleo? :3>

708 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz