poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się bardzo intensywnie, w twarz przyjaciela próbując, pojąć co on tworzy, próbuje mnie podejść za pomocą maślanych oczek? A co ja człowiek, żeby się na to nabrać o nie, nie, nie zgodzę się za żadne skarby, nie ma szans, nawet na litość mnie nie weźmie, nie pomożemy jej i koniec ja już dawno stanąłem na swoim i nie zmienię zdania koniec i kropka.
- O nie, nie nawet mowy nie ma - Mruknąłem, odwracając się do niego plecami, nie i koniec będę to powtarzał aż do śmierci, to znaczy zawsze.
- Ach, a myślałem, że obejdzie się bez tego - Westchnął ciężko i nim zdążyłem załapać, co ma na myśli, poczułem jego palce na swoich żebrach, odruchowo krzyknąłem, czując łaskotki, moje usta mimowolnie zaczęły się śmiać, a ja nie mogłem przestać, wiercąc się na łóżku, to było niesprawiedliwe, to się nazywa molestowanie.
- Ty potworze - Wydukałem, nie umiejąc przez śmiech nabrać powietrza, pierwszy raz od bardzo dawna śmiałem się tak głośno, a z oczu płynęły mi łzy, to było straszne, wszystko mnie już bolało. - Dobrze, zgadzam się - Wydusiłem, chwytając mocno jego dłonie, odsuwając od swojego ciała, wystarczy mi już śmiechu na najbliższe sto lat.
- Czyli to znaczy, że się zgadzasz? - W głosie przyjaciela usłyszałem radość, tak niewiele mu trzeba, aby uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Nie mam wyboru - Przyznałem, wycierając z twarzy łzy, Sorey z radości przytulił się mocno do mnie, nie mogąc opanować radości, która z niego wypływała, gdyby mógł, już pobiegłby do tej całej księżniczki, obwieszczając jej tę nowinę, już ja go znam, zawsze przesadnie reaguje. 
- Tak się cieszę - Wymruczał, zadowolony jakby dostał prezent. Ja naprawdę go nie rozumiem, że akurat jedyny człowiek, który mnie widzi, musi być tak dziwny. Nie powiem, imponuje mi to, jednakże mimo wszystko mógłby czasem trochę się uspokoić, nic by mu się wtedy nie stało.
- Wiem, wiem - Ziewnąłem cicho, przecierając zmęczoną twarz, potrzebując chwili, aby odpocząć. - Dobranoc Sorey - Szepnąłem, czując, że dłużej nie będę w stanie się powstrzymywać, gdzieś tam jak przez mgłę usłyszałem głos przyjaciela, jednak nie pamiętam, co tak właściwie do mnie mówił, już dawno zdążyłem pogrążyć się w głębokim śnie. Tracąc kontakt z rzeczywistością.

***

Następnego dnia obudziłem się późnym rankiem, łóżko było całe dla mnie. Sorey gdzieś zniknął, zapewne jest z dziewczyną, jak ona się tam nazywała Alisha tak to na pewno to. 
Westchnąłem ciężko, przypominając sobie wczorajszy wieczór nie i znów postawił na swoim, jak zwykle nie wiem, jak to robi, ale mu wychodzi i jak zwykle moje „Nie” zmienia się na jego „Tak". Najwidoczniej nigdy z nim nie wygram, nawet jeśli bardzo tego będę chciał.
Wstałem z dosyć wygodnego łóżka, czując się doskonale, nie muszę spać tyle ile ludzie, lecz mimo to sen jest mi potrzebny i doskonale o tym wiem, mimo to z instynktem nie wygram, muszę ich chronić, jako jedyny tutaj mam moc, nie mam wyjścia taka moja dola.
Rozejrzałem się po pokoju, dopiero teraz dostrzegając jak wygląda, wczoraj nie miałem na to ochoty ani siły miałem ważniejsze sprawy na głowie, a zresztą nawet nie pamiętam, wczorajszy dzień nie należał do najprostszych, to muszę przyznać.
- O już wstałeś - Usłyszałem doskonale znany mi głos, nawet gdybym oślepł wiedziałbym, że to on. Odwróciłem głowę w stronę przyjaciela, zauważając również dziewczynę, uśmiechała się delikatnie, ten głupek już ją zaraził? Ta choroba rozprzestrzenia się zbyt szybko.
- Jak widać - Wzruszyłem ramiona, tak wróciłem obojętność i brak emocji to cały ja doskonały w całej swojej okazałości.
- Jak się czujesz lepiej ci? - Sorey podszedł do mnie, przyglądając mi się uważnie, co lekko mnie speszyło, co on wyprawia, to, że Alisha o mnie wie, nie oznacza, że może się tak zachowywać.
- Nie niańcz mnie, to ty tu jesteś młodszy, zadbaj o siebie - Mruknąłem, sprzedając mu pstryczka w nos, nasze zaczepki były normą, gdyby nie one nasze życie byłoby zdecydowanie nudniejsze. - Ruszajmy, już do tej stolicy im szybciej, tym lepiej nie mam zamiaru robić nic ponad moje możliwości - Mruknąłem, chwytając jego rękę, nim oddał mi za moją zaczepkę, o nie, nie tak się nie będziemy bawić, ja wciąż pamiętam, co zrobił wczoraj. Niech uważa, woda lubi się mścić, gdy tylko ma okazję.

<Sorey? C:>

676

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz