poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Moje usta zacisnęły się, tworząc cieniutką linię, nie pojmowałem. Tego, co mówił, czułem jego strach, niepewność i ból, nie wiedziałem, czym mogły być spowodowane, ale dobrze je znałem, ludzie serce wypełnione jest wieloma emocjami, a koszmary powstają, gdy na sercu leży jakiś ciężar męczące ludzkie istoty, ale i nie tylko, niektóre istoty nadnaturalne też to przechodzą, sen nie jest niczym złym, to koszmary, które się w nim znajdują, prowadzą czasem na skrajność.
- Sorey - Wyszeptałem jego imię, przytulając się do niego odruchowo. - Nie ukrywaj, przede mną tego, co czujesz, znam wiele złych emocji, które wywołuje ból na sercu, nie musisz udawać, jeśli coś jest nie tak, powiedz mi to, nie jestem cudotwórcą, ale potrafię pomagać, nie po to się spotkaliśmy, aby twoje serce zamknęło się na mnie, superbohaterem możesz być dla ludzi, przy mnie nie udawaj, jesteś silny i uparty, ale coś powoduje ból, gdy on rośnie, przestajemy wierzyć w dobro, dobro znika a w razie z nim - Nie musiałem kończyć, czułem jego dłonie na moich plecach zaciskające się w pięści. Obaj dobrze wiemy co dzieje się z niewierzącymi, dla nich moja rasa nie istnieje, nie chce zniknąć i dla niego, tego ciosu w serce bym nie zniósł...
Przed dłuższy czas siedzieliśmy tak bez ruchu, najwidoczniej było nam to potrzebne, aby pozbierać myśli, które krążyły w naszych umysłach.
- Połóż się - Szepnąłem, gdy odsunąłem się od niego, wstając z łóżka, aby obejść je do koła siadając na ziemi.
- Ale, nie jestem w stanie zasnąć - Mimo jego słów uległ mi, a ja mogłem położyć dłoń na jego czole, drugą kładąc na jego dłoni, uwalniając odrobinę mocy, które przeniknęła do jego wnętrza, nie mogłem usunąć koszmarów, z tym poradzić musiał sobie sam, mogłem jedynie oczywiście odrobinę jego umysł, wyciszając to co go męczyło. Niewiele, jednak pomoże mu to zasnąć.
Trwałem przy nim, aż zmęczenie nie wzięło nad nim góry, upierał się przy tym, aby nie iść spać mimo wszystko jego ciało samo zadecydowało, a ja pozostałem resztę nocy przy jego boku, przyglądając mu się uważnie, czując zaciskającą się dłoń na tej należącej do mnie. - Jestem tu - Szepnąłem, spokojnym tonem, który może usłyszał w śnie, kładąc głowę na kawałku łóżka, aby trwać przy nim aż do rana.

***

Z samego rana słońce nieprzyjemnie obdarowało moją twarz swoimi promieniami, nie byłem szczególnie zachwycony z tego powodu, podnosiłem powoli głowę, zauważając wciąż tym razem spokojnie śpiącego chłopaka, jego usta delikatnie uśmiechały się, co dawało mi szczerą nadzieję na poprawę jego snu, przynajmniej tej nocy.
Powoli wstałem z ziemi, puszczając dłoń przyjaciela, musząc się rozprostować, takie spanie nie należało do najprzyjemniejszych, ale czego nie robi się dla przyjaciół.
Podszedłem spokojnie do okna, które otworzyłem, wpuszczając do pomieszczenia świeże powietrze, patrząc kilka niedługich chwil przed siebie, koniec końców siadając na brzegu łóżka śpiącego chłopaka, wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę, dopóki jego oczy nie otworzyły się, a uśmiech rozbłysł na całej jego twarzy.
- Wyspany? - Zapytałem, chcąc upewnić się, że mimo wszystko jest w stanie normalnie funkcjonować, droga do ruin trochę nam zajmie a on musi mieć siłę, aby tam dojść.
Kiwnął głową z entuzjazmem cały Sorey, zawsze uśmiechał się szczerze, tak jakby nie znał innych uczuć, muszę przyznać trochę przytłaczające dla kogoś takiego jak ja.
- Dobrze, w takim razie czas się zbierać, ruiny są trzy dni stąd, im szybciej ruszymy, tym szybciej tam dojdziemy - Na ustach przyjaciela pojawił się jeszcze szerszy uśmiech o ile to w ogóle możliwe, jednak mój pstryczek w nos wygasił na chwilę jego zapał, na chwilę, bo sam Sorey nie miał zamiaru być mi dłużny, z powodu czego trochę się wygłupialiśmy, dokuczając jeden drugiemu, dopóki ten głupek nie raczył zdjąć gumki z moich włosów, wtedy dopiero zaczęła się gonitwa po całym pokoju.
- Sorey oddaj mi to - Burknąłem, stojąc przy nim, nie mogąc dosięgnąć mojej własności, trzymanej przez niego wysoko w dłoni. 

<Sorey? C:>

626

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz