sobota, 18 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Nie odezwałem się ani słowem, łagodny uśmiech, który pojawił się na moich ustach. Znikł, gdy dziewczyna podeszła do nas, wypuściłem z ust powietrze niezadowolony z takiego obrotu sprawy, nie chciałem, aby tu była, niech sama wraca, przecież mieliśmy zwiedzać ruiny, czy tylko ja chce tu zostać? Najwidoczniej tak.
Nieznajoma zatrzymała się nagle, odwracając głowę w moją stronę, nie wiem, dlaczego miałem wrażenie, że na mnie patrzy, to było lekko niepokojące, a może tylko patrzy na ścianę, tak na pewno to tylko ściana.
- Coś nie tak? - Sorey zauważył dziwne zachowanie dziewczyny, która wyciągnęła w moją stronę dłoń, widząc co czyni, od razu się wycofałem. Nie wiedząc, co jest grane, czy ona mnie jednak widzi? Nie to niemożliwe.
- Przez chwilę miałam wrażenie, że ktoś z nami jest - Przyznała, trochę niepewnie tak jak by nie wiedziała, czy powinna to mówić, odwracając głowę w stronę mojego przyjaciela, zabierając swoje dłonie daleko od mojego biednego ciała, jeszcze tego mi brakuje, żeby mogła mnie dotknąć. Wszystko wszystkim, ale ręce przy sobie.
Sorey spojrzał na mnie lekko zaskoczony, jeśli myślał, że wiem o co chodzi, to się grubo mylił. Ta dziewczyna jest stuknięta, jestem pewien, że coś jest z nią nie tak.
Nie komentując tej dziwnej sytuacji, po prostu ruszyłem za nimi, nie uśmiechało mi się to, jednak nie miałem nawet o czym mówić. Sorey udawał, że mnie nie słyszy, a dziewczyna cóż ona na prawdę mnie nie słyszała ani nie widziała.
Podczas drogi ta dwójka nawet tam sobie o czymś rozmawiała, to było dziwne, niby przywykłem do tego uczucia, a jednak mimo wszystko gdzieś tam w środku potrafiło mnie to dotknąć, właśnie w tym momencie jak cień przechadzałem się po ruinach, niezauważony niech ta dziewczyna wraca skąd przyszła, naprawdę nie chce jej tu.
- Pięknie tu - Blondynka przerwała chwilową ciszę, wychodząc na zewnątrz, właśnie opuściliśmy ruiny jaki pech, a miało być tak miło.
Przez cały ten czas stojąc za nimi, wyglądałem na obrażonego, im dłużej ta dziewczyna z nami była, tym większą niechęć do niej czułem, nie przedstawiła się, jak dla mnie coś ukrywała przez nami, będziemy mieli kłopoty, ale mnie to oczywiście nikt nie słucha, bo co ja tam wiem, jeszcze pożałujemy tej pomocy.
Droga do najbliższego miasta zajmie nam dwa dni co za tym idzie, ta „biedna niewiasta” będzie moim utrapieniem przez najbliższe 48 godzin.
Sorey wyglądał na zadowolonego, wreszcie jakiś człowiek tym bardziej kobieta jak to bywa u ludzi, płać przeciwna, zawsze jest interesująca, co za tym idzie, ta dwójka czuje się dobrze w swoim towarzystwie, nie wiem czemu, bardzo mi to przeszkadza, nigdy nie czułem takiego okropnego uczucia, które teraz w jakimś sensie powoduje nieprzyjemne uczucie w żołądku, nigdy nie czułem takiego dziwnego, a jednocześnie nieprzyjemnego uczucia, dlatego też nie do końca wiem, co jest grane.
Wieczorem, gdy zrobiliśmy sobie postój, położyłem się na ziemi, wpatrując się w gwiazdy, słuchając ciągnącej się rozmowy przy ognisku, z tego, co zrozumiałem dziewczyna była ze stolicy Hylandu, gdzie znajdował się święty miecz strzeżony przez panią jeziora, coś czułem w kościach, że Sorey nie dość, że odprowadzi ją do stolicy, to jeszcze zapragnie ją zwiedzić, nie zwracając uwagi na to, czy ja przypadkiem tego nie chce. Tym razem nie mam prawa głosu, jak widać.
- Sorey mogę cię o coś zapytać? - Nagle głos dziewczyny zmienił się, aż ze zdziwienia podniosłem głowę, aby spojrzeć w jej stronę, wyglądała na zakłopotaną i trochę niepewną co mogło kryć się za tym zachowaniem? Oby tylko nic złego.
- Tak, pytaj o co chcesz - Ten głupek jak zawsze nie potrafi przestać się uśmiechać, normalni ludzie gardzą takimi błaznami, co ty tu jeszcze robisz dziewczyno?
- Czy wraz z tobą jest Serafin? - To pytanie obu nas zaskoczyło, że przepraszam bardzo, skąd ona to wie? To znaczy, nie wie, podejrzewa. Już w jaskini wydawała się jakaś dziwna, podniosłem się z ziemi, podchodząc do dziewczyny, aby w niewielkim odstępie od niej przyjrzeć się uważnie jej oczom, które chyba mnie nie widziały.
- Dlaczego pytasz? Widzisz tu kogoś? - Dziewczyna, która wciąż się nie przedstawiła, pokiwała przecząco głową, cicho wzdychając.
- Nie, ja..Ja czuję wokół nas czystą aurę, jest delikatna i nieskażona grzechem pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale mam wrażenie, jak by cały czas się nam przyglądał - Znów wyciągnęła w moją stronę rękę, nie cofnąłem się tym razem. Wiedząc, że tak jak dla każdego, tak i dla niej nie istnieje, nie może mnie dotknąć, nie może zobaczyć, może za to się domyślać. Najwidoczniej jest uzdolniona, lecz to za mało, aby mnie zobaczyć. - Ja chciałabym, aby serafini uratowali ten świat wraz z pasterzem - Dodała, spuszczając głowę, zabierając swoje ręce.
- Dla ludzi nie ma już ratunku - Mruknąłem, odsuwając się od dziewczyny, wracając na swoje miejsce, zdążyłem w międzyczasie, zauważyłem spojrzenie, które rzucił mi przyjaciel, jednak nie przejąłem się tym za bardzo, w tej chwili nie istniałem, dla nikogo Sorey nie mógł do mnie mówić przy dziewczynie, chociaż ta bardzo wierzyła w moje istnienie, nie zrobiłby z siebie głupka, nie ma nawet dowodu na moje istnienie...

<Sorey? C:>

813

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz