Uśmiechnąłem się na słowa przyjaciela i pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Będę najbardziej ostrożny, jak tylko potrafię, w końcu nie chciałem go dodatkowo zamartwiać, chociaż, przyznaję, byłem podekscytowany zwiedzaniem kolejnych ruin. Gdybym był wyspany i w pełni sił oraz nie czuł ogromu zła wydobywającego się z nich, pewnie szczerzyłbym się teraz jak głupi i byłbym zachwycony.
Tak jak prosił mnie Mikleo, zachowałem rozwagę. Im bardziej w dół schodziliśmy, tym czułem większy ciężar na piersi. Starałem się jednak robić dobrą minę do złej gry, by nie martwić zbytnio obu Serafinów. Przeczuwałem, że Lailah już miała jakieś podejrzenia odnośnie mojego stanu.
Kiedy zrobiło się bardzo ciemno poprosiłem Lailah, by użyczyła nam trochę światła, w końcu nie chciałem się poślizgnąć na wąskich schodach. Kiedy zeszliśmy na sam dół, wraz z Mikleo zaczęliśmy uważnie rozglądać się w poszukiwaniu jakichś ukrytych drzwi czy innych tego typu tajemnic. Wyciągnąłem miecz i zacząłem cierpliwie uderzać lekko rękojeścią o każdą cegłę. Lailah stała nieopodal nas, obserwując nasze poczynania z wyraźnych zainteresowaniem.
- Wydajecie się znać na rzeczy – powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.
- Tak jakby – uśmiechnąłem się do niej lekko, ale zaraz spoważniałem. Brak snu już trochę na mnie oddziaływał i powoli zaczynałem żałować, że jednak nie spróbowałem wtedy zasnąć. – Są tutaj ukryte drzwi – odezwałem się nagle usłyszawszy przy badaniu ściany dźwięk inny niż dotychczas.
- Ale nie widać dziurki od klucza – stwierdził Mikleo, uważnie przyglądając się ceglanej ścianie.
Pokiwałem głową, z tonu jego głosu mogłem wywnioskować, że myśl dokładnie o tym samym co ja. Musi być tu coś, co otworzy nam drogę. Rozejrzałem się uważniej dookoła, szukając jakiejś wskazówki, na moment tracąc z niego wzrok. Po kilku sekundach usłyszałem szuranie, na co momentalnie się odwróciłem. Mikleo mnie ubiegł w znalezieniu poszlaki.
Serafin sprawił, że wysunęła się ze ściany płytka. Wyczuwałem bijącą od niego dumę mimo, że wyglądał na nieprzyjętego swoim odkryciem.
- Tym razem wygrałem – powiedział, kiedy przybliżyłem się do płytki. Usłyszawszy jego uwagę, pokazałem mu język.
- To zwykłe szczęście – powiedziałem wesoło, na co dostałem pstryczka w nos.
Naburmuszyłem się lekko na ten gest, ale zaraz skupiłem się na płytce. Był na niej wyryty herb, który kojarzyłem z zamku Alishy. Musiało być to królewskie godło. Zmrużyłem oczy i zacząłem zastanawiać się, jak można złamać pieczęć. Może Alisha miałaby jakiś pomysł. W końcu, to herb jej kraju widniał na pieczęci.
- Nie mamy nic do złamania pieczęci, prawda? – spytałem Serafinów, czując jak mój żołądek nieprzyjemnie się zaciska. Albo powinienem zacząć działać, albo opuścić to miejsce.
- Niestety – westchnął cicho Mikleo. – Wydaje mi się, że bez klucza nie przejdziemy.
- Może Alisha będzie miała coś, co pozwoli nam otworzyć przejście – zaproponowała Lailah.
Po tym zgodnie stwierdziliśmy, że więcej nic tu nie zdziałamy i ku mojej uldze zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia. Podejrzewałem, że oni również czuli się źle z powodu panującego tu zła, ale zdawali się znosić to o wiele lepiej niż ja.
Kiedy wyszliśmy na powierzchnię westchnąłem z ulgą, nawet nie ukrywając tego. Poczułem na sobie zmartwione spojrzenie obu Serafinów. Uśmiechnąłem się do nich ciepło, by chociaż odrobinkę ich uspokoić. Teraz czułem się nieporównywalnie lepiej niż jeszcze kilka minut temu.
Podczas powrotu do zamku Lailah tłumaczyła mi, czego powinienem się spodziewać. Słuchałem jej w milczeniu, nie miałem za bardzo ochoty na rozmowy. Już wcześniej byłem zmęczony, a ta wyprawa do ruin i pobyt tak blisko źródła zła działały tylko na moją niekorzyść.
Kiedy mijaliśmy jedną z biedniejszych uliczek, usłyszałem żałośne miauknięcie. Zatrzymałem się zaskoczony, rozglądając się za źródłem dźwięku. Moim towarzysze spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Nie zwróciłem na nich za bardzo uwagi i ruszyłem w głąb obskurnej alejki. Po przebyciu kilku metrów ponownie usłyszałem miauknięcie, tym razem już zdecydowanie głośniejsze i wyraźniejsze.
Zza starego pudła spoglądały na nas ze strachem duże, żółte kocie oczy. Przyklęknąłem i wyciągnąłem rękę w stronę przerażonego kociaka, cicho go wołając. Usłyszałem za sobą ciężkie westchnięcie, które najprawdopodobniej należące do mojego przyjaciela, ale zignorowałem to. Zwierzak podszedł do mnie po dłuższej chwili, a z jego kroku mogłem wyczytać, że w każdej chwili był gotowy do ucieczki. Kociak był młody, długi i bardzo wychudzony, jego sierść była bura i posklejana, a lewego ucha praktycznie nie miał, było tak bardzo nadgryzione. Kiedy lekko otarł się o moją dłoń, wziąłem go na ręce. Jego sierść nie była przyjemna w dotyku, ale gdyby się go umyło i zaczęło odpowiednio karmić…
Odwróciłem się do Serafinów z uśmiechem na ustach i wtulonym w moje ciało zwierzęciem. Na twarzy Lailah błąkał się lekki uśmiech, dziewczyna nawet podeszła i zaczęła delikatnie głaskać po łebku. Kociak po chwili zaczął głośno mruczeć.
- Uważam, że nie powinniśmy nadużywać gościnności księżniczki – powiedział niezbyt entuzjastycznie chłopak, krzyżując ręce na piersi.
- Nie mogę go tak zostawić, spójrz, jak się we mnie wtulił – powiedziałem, ponownie skupiając swoją uwagę na skulonym zwierzaku. Kot był bardzo spokojny, przymknął delikatnie oczy i miauknął cicho. Nie miałem serca, aby teraz, skulonego i przerażonego porzucić go na bruk. Poza tym byłem pewien, że Alisha zrozumie, ona również miała dobre serce. – Jak go nazwiemy? – spytałem, patrząc na rozczuloną Lailah i zdegustowanego Mikleo.
<Mikleo? c:>
823
823
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz