poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Od początku podejrzewałem, że nic dobrego z tego paktu nie wyniknie, miałem rację. Zło próbuje za wszelką cenę zawładnąć nad jego sercem i ciałem. Właśnie tego najbardziej się bałem, piętno Lailah jest wielkie a bycie pasterzem to nie zabawa, od teraz będzie jeszcze trudniej, jeśli nie będzie w stanie sobie z tym poradzić, stanie się coś naprawdę złego a wtedy nie wiem, co sobie zrobię. Mam świadomość, że sam podjął tę decyzję, nikt go do niej nie zmuszał, a mimo to czuję się z tym bardzo źle, gdybym miał więcej siły nie musiałby podpisać paktu z białowłosą, niestety jestem wciąż za słaby, aby coś z tym zrobić, nieważne jak bardzo się staram, nie jestem w stanie sam pokonać zła panującego na tym świecie. Mimo to chciałbym, aby Sorey był rozsądniejszy, jeśli już doszło do podpisania paktu, powinien przezwyciężyć zło, które próbuje go zniszczyć od środka, tylko w taki sposób stanie się pasterzem mogącym osiągnąć wszytko co tylko chce.
Westchnąłem cicho, zamykając swoje oczy, zastanawiając się przez chwilę, co mógłbym zrobić aby mój przyjaciel spokojnie zasnął, w tej chwili nie miałem żadnego pomysłu. Wiedziałem, że odczuwa strach, w końcu nie na co dzień zabija własną rodzinę we śnie, naprawdę było mi go szkoda, nie chciałem, aby tak cierpiał, a jednocześnie nie mogłem nic więcej zrobić, nawet gdyby bardzo chciał...
Resztę nocy oboje nie przespaliśmy, czuwałem nad nim, a on uparcie twierdził, że nie chce spać, bardzo mnie to martwiło, jednak do niczego nie mogłem go zmusić.
Nad ranem, gdy słońce zaczęło łaskotać nasze twarze promieniami słońca, nie było mowy, aby chociaż spróbować zasnąć.
W międzyczasie przybyła Alisha i Lailah a wraz z nimi śniadanie, nie byłem z tego zadowolony, nie żebym miał coś przeciwko jedzeniu, po prostu same nowe, rzeczy, które zostały przyniesione, zapoczątkowały mój bunt, nie dotknąłem jedzenia ani myślałem, nawet gdy Sorey próbował mnie przekonać, ja uparcie stawiałem na swoim, nie próbując niczego, nie muszę jeść, więc nie jest mi to potrzebne i na tym dziś stanąłem. Mój przyjaciel w końcu się poddał, sam był zmęczony po koszmarze i nieprzespanej nocy więc stał się zdecydowanie spokojniejszy, dając mi święty spokój.

***

Minęło może z pół godziny od śniadania, Alisha wyszła, zabierając ze sobą drugiego Serafina, aby oczyma z nim porozmawiać, aż ciekawy byłem, co mogła chcieć od pani jeziora.
- Mogłeś coś zjeść, to by cię nie zabiło - Usłyszałem głos przyjaciela, podejrzewałem, że w końcu mi to wypomni, przecież nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
Wzruszyłem lekko ramionami, nie mówiąc ani słowa wpatrując się w okno, szukając czegoś w oddali.
- Mikleo, dlaczego taki jesteś? - Usłyszałem ponownie jego głos, czując głowę opierającą się na moim ramieniu.
- Jaki jestem? - Zapytałem, patrząc na niego kątem oka, nie rozumiejąc. O co mu chodzi.
- Nie swój, kiedyś nie byłeś tak uparty, a twoje usta śmiały się, gdy byłem, obok co się stało, dlaczego aż tak się zmieniłeś? - Gdy zadawał mi to pytanie, odwrócił mnie w swoją stronę, patrząc w moje oczy, tak jakby z tych zawsze obojętnych tęczówkę chciał coś wyczytać.
Zacisnąłem wargi, spuszczając wzrok, po chwili odsuwając również jego dłonie od mojej twarzy, odchodząc tak, aby znaleźć się, jak najdalej.
- Ja nigdy nie będę już taki jak kiedyś - Odpowiedziałem, a mój ton głosu był naprawdę obojętny, wziąłem z półki grzebień, aby stając przed lustrem przeczesać swój długo i gruby kitek.
Mój przyjaciel tym razem nie chciał odpuścić, chciał wiedzieć, opierając swoje argumenty na tym, że on wszystko mi mówię, zabrał z mojej dłoni grzebień, aby zająć się moimi włosami. Twierdząc, że robi to zdecydowanie lepiej, niż mi nie zostało, musiałem mu w końcu powiedzieć, aby już nigdy więcej nie wymagał zbyt wiele.
- Od dnia, w którym straciłem cię i rodziców stałem się pusty w środku, ci dranie chcieli dopaść każdego Serafina wody, wtedy zostałem ostatni, przeżyłem, chociaż tak naprawdę nie chciałem, widząc martwe ciała moich zastępczych rodziców, obiecałem sobie, że już nigdy nie okaże prawdziwej radości, od tamtego dnia stałem się zimny i nie chce tego zmieniać, tak jest lepiej - Przyznałem, patrząc w lustro, wiszące zaskoczoną minę przyjaciela westchnąłem cicho, odsuwając się od niego tak, aby spojrzeć na jego twarz. - Nie zmienisz tego, zawsze będę czuł winę, gdybym wtedy był silniejszy, nikt by nie ucierpiał, każdego dnia robię wszytko, by stać się jeszcze lepszym, nie mogąc znieść myśli, że mógłbym stracić cię drugi raz - Dodałem, przez cały czas patrząc w jego zielone tęczówki.

<Sorey C:>

719

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz