Nie byłem przekonany co do jego słów, jednak jeśli twierdzi, że czuje się już lepiej, faktycznie powinniśmy ruszyć w drogę, o ile Sorey jest na pewno w stanie, nie chce narażać go, na zbyt szybki wysiłek po tym, co się stało.
Mimo moich obaw chłopak samodzielnie wstał z ziemi, trochę się chwiejąc. Mówiłem, potrzebuje więcej czasu, ten jednak szybko poradził sobie z tym faktem. Udając, jak to jemu nic nie jest, naprawdę mógłby lepiej nauczyć się „udawać".
Mimo wszystko ruszyliśmy w drogę, każde z nas milczało no może oprócz białowłosego Serafina, ten facet opowiadał historię ze swoich podróży, nie omieszkają wspomnieć ile kobiet zdobył, to było troszeczkę nie na miejscu, biorąc pod uwagę, w jakim teraz położeniu jesteśmy, Serafinowi to nie przeszkadzało, cieszyło go, że chociaż Sorey go słuchał, kiedy my nie ukrywaliśmy nawet niezadowolenia.
- A więc podpisaliście pakt? - Zaveid wypalił nagle, gdy skończył mu się temat o kobietach.
- Nie - Moja odpowiedź była krótka i dosadna nie podpisaliśmy i nie podpiszemy.
- O czym on mówi Mikleo? - Sorey podszedł do mnie, czekając na jakieś wyjaśnienia, na które jakby nie było, zasługiwał.
Oba Serafiny idące z nami nagle zniknęły mi z oczu, najwidoczniej nie chciały w tym uczestniczyć, nic dziwnego sam wolałbym to pominąć.
- Serafin, podając swoje prawdziwe imię, oddaje się całkowicie Może, lecz nie musi stać się jednością z człowiekiem, który staje się jego częścią. Gdy nadchodzi zło, człowiek mogący zobaczyć je jest w stanie podpisać z Serafinem pakt, jego moc, którą posiada w zamian za brzemię, które nosi, bierze on artefakt należący do Serafina, składając przysięgę. W naszym wypadku nie było żadnej przysięgi ani żadnego paktu, to był jednorazowy wyczyn chroniący po części ciebie, jak i mnie, podarowałem ci moc w zamian za pomoc w oczyszczeniu - Wyjaśniłem, wiedząc, że jeśli tego nie zrobię, mój przyjaciel nie da mi żyć, na jego miejscu pewnie zrobił bym tak samo.
- Więc jeśli podpisałbym z tobą pakt, byłbym w stanie pomagać ci oczyszczać zło? - Zapytał, a ja już doskonale wiedziałem, do czego dąży, nie zgodzę się na to drugi raz, to mój przyjaciel nie mogę go narażać.
- Ani mi się waż o tym myśleć - Burknąłem, patrząc na niego wymownie. - Każde takie złączenie dusz może osłabić twoje ciało, jeśli nie będziesz, wystarczająco silny umrzesz, masz czyste serce i chcesz pomóc, ale nie pozwolę ci znów tego przeżyć z mojej winy - Był moim przyjacielem, był jedyną osobą, której ufałem, nie mogę go stracić, ja naprawdę nie chce, aby coś mu się stało.
- Więc muszę stać się tylko silniejszy - W jego głosie słyszałem entuzjazm, cały on we wszystkim widzi rozwiązanie i co ja mam z nim zrobić? Czy on naprawdę jest głupi? Lepiej niech przestanie bujać w obłokach, gdyby coś mu się stało, nie wybaczyłbym sobie tego.
- Sorey - Westchnąłem ciężko, on naprawdę potrafił być jak by to ująć męczącą istotą. Wiem, że teraz nie odpuści, będzie dążył do celu, to w nim lubię, a jednocześnie nienawidzę. - Taką decyzję trzeba przemyśleć, trzeba szczerze wiedzieć, dlaczego chcę się podjąć brzemienia i z pełną świadomością znosić ciężar, który czasem jest niewyobrażalny - Szczerze mówiąc, chciałem pokazać mu te złe strony, aby go zniechęcić, chociażby jego utrata przytomności i możliwości śmierci to powinno naprawdę dać mu do myślenia.
<Sorey?>
526
526
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz