środa, 22 kwietnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Ten stuknięty pomysł w ogóle mi się nie podobał, powinienem być przy nim, aby go chronić, zamiast tego mam zajmować się osobą, która nie jest narażona, dopóki ich nie widzi, nie zrobią jej krzywdy przynajmniej nie tej fizycznej. 
Zagryzłem dolną wargę, gdy znaleźliśmy się z dala od niebezpieczeństwa, nic już nie wyczuwałem do dobrze dla Alishi nie najlepiej dla mnie. Byłem zdecydowanie za daleko przyjaciela, muszę ta wracać tylko co z dziewczyną, jeśli tam pójdę, a coś się jej stanie będę miał przechlapane, jednak jeśli tam nie pójdę, a chłopak zginie. Nie wybaczę sobie tego do końca życia.
Lekko zdenerwowany czekałem na jakiś znak ze strony przyjaciela, który nie nadchodził, już miałem zamiaru stworzyć barierę wokół dziewczyny w razie niebezpieczeństwa, aby ruszyć temu głupkowi na pomoc, co jak się okazało, nie było konieczne. Sorey lekko poobijany zjawił się przy nas, jak zwykle szczerząc się jak głupi. Oboje ucieszyliśmy się, widząc go całego i zdrowego dzięki bogu nic mu się nie stało. Przytuliłem go odruchowo, po prostu ciesząc się, że jest cały i zdrowy nic więcej nie było mi trzeba. 
- Jesteś idiotą - Burknąłem, uśmiechając się radośnie, widząc tylko niegroźne zadrapania na jego ciele, na szczęście tylko zadrapania.
- Ty nawet większym - Odpowiedział, z radością czochrając moje włosy. Pokręciłem delikatnie głową, zakładając ręce na piersi.
- Oboje jesteśmy - Przyznałem, kiwając przy tym łagodnie głową. Taka była prawda oboje jesteśmy niereformowanym głupkami i to nigdy się nie zmieni, każde z nas chce oddać życie za tego drugiego, to właśnie jest najprawdziwsza przyjaźń, której nie pokona żadne zło.
Alisha również bardzo ucieszyła się, widząc Soreya całego i zdrowego. Kto by jej pomógł, gdyby ten głupek nam padł na polu bitwy ja na pewno nie, idę tam z przymusu, nikt nie pytał mnie o zdanie. To znaczy. Pytał, ale moje zaprzeczania nic nie dały i tak postawił na swoim. Pakt czy jego brak kończy się tak samo. Ulegam, nie potrafiąc mu się oprzeć. Za dzieciaka zawsze pakował nas z tego powodu w kłopoty, nic się nie zmieniło. Teraz jedna mogę go chronić, a i on staje się coraz silniejszy, musi nauczyć się używać się mojej siły i mocy, którą podarowałem mu wraz z zawarciem paktu, wtedy wszystko będzie prostsze.
- Dlaczego ciągle nas coś atakuje? - Usłyszałem pytanie przyjaciela, odwróciłem głowę w jego stronę, wzdychając cicho. Podejrzewałem, czym było to spowodowane, jednakże nie mogłem dać sobie ręki za to uciąć, jedną prawie bym wczoraj stracił, gdyby nie jego pomoc wolę nie ryzykować.
- Sorey, podejrzewam, że pakt przyciąga złe dusze, chcąc zdobyć twoje ciało i moją moc. Jestem ostatnim Serafinem wody, który żyje, przynajmniej na ten moment. Ostatnim, który oczyszcza, a nie zabija. Heliony czując wzrost mocy, która ich przyciąga do nas i jeszcze Alisha jej aura jest bardzo silna, mogłaby stać się bez problemu naczyniem dla serafina, a to również zachęca zło do działania - Wyjaśniłem, kiedyś musiałem mu to powiedzieć. Tych potworów będzie jeszcze więcej, a im bliżej Stolicy, tym trudniejsze przeszkody będzie rzucał nam los pod nogi. 
- Nie wiedziałem - Zaczął, drapiąc się delikatnie po głowie. Alisha nic nie rozumiała, słyszała tylko to, co mówił jej mój przyjaciel, nic więcej odkryć nie potrafiła, co pewnie w jakimś sensie mogło ją drażnić, niewiedza jest czasem najgorszą ludzką karą.
- Wyluzuj, nie zaczynaj mi się tu obwiniać w końcu razem damy sobie radę - Wyciągnąłem dłoń złożoną w pięść, uśmiechając się, najcieplej jak tylko potrafiłem, chłopak odwzajemnił ten gest, ciesząc się, bo taki już po prostu jest, nic z tym nie zrobimy.

***

Wróciliśmy do drogi, Sorey czuł się dobrze, więc nie potrzebowaliśmy postoju. Który miał nastać dopiero wieczorem. Przez całą drogę ta dwójka rozmawiała, a ja przysłuchiwałem się jej, udając, że wcale mnie to nie obchodzi, chociaż prawda była inna. Dziewczyna opowiadała o mieczu i o swoim kraju, czyżbym znów miał okazję spotkać Lailah. Ten świat jest taki mały i zawsze potrafi zaskakiwać.
Wieczorem, gdy nadszedł nasz postój, skierowałem się w stronę płynącej spokojnie rzeczki, zdjąłem z ramion pelerynę, wchodząc do wody, dłoń uwolniłem z bandaża, zamykając oczy, pozwalając wodzie okryć całe moje ciało, nastało oczyszczenie. Wokół rozszedł się blask, gdy moje ciało stało się jednością z wodą. W niebieskiej otoczce odbijała się złota pamiątka, po której matce nigdy nie miałem szans poznać.
Jasność nie trwała długo, uleczyłem swoją dłoń za pomocą wody, oczyszczając swoje ciało „z grzechu". Każdy z nas ponosi jakiś grzech, bez znaczenia czym jesteśmy. Gdy woda opadła otworzyłem swoje oczy, przyglądając się już zdrowej dłoni, której nic na ten moment nie dolegało. Odwracając głowę w bok, zauważyłem dwójkę gapiów, najwidoczniej bardzo zainteresowało ich to, co właśnie się stało.
- Sorey wejdź do wody - Poprosiłem, chcąc mu coś podarować. Mój przyjaciel bez oporu wykonał moje polecenie, a wokół jego ciała zaczęły unosić się krople wody, dotknąłem jego serca, przekazując mu prezent. - Od teraz uleczysz każdą ranę - Odsunąłem się od niego, pozwalając wodzie opaść na dno. Ta umiejętność na pewno mu się przyda, chociażby dla niego samego.
Chłopak jak zwykle wziąć wszystko zbyt entuzjastycznie tuląc się do mnie z szerokim uśmiechem na ustach. Cały on jak to robi, że ja i jestem w stanie się uśmiechać? Nie rozumiem tego.
- Mikleo? - Usłyszałem nagle głos dziewczyny, dlaczego wypowiada moje imię. Odwróciłem głowę w jej stronę, odsuwając tego gamonia od siebie. Dziewczyna patrzyła na mnie wyraźnie zaskoczona, powoli do mnie podchodząc, położyła dłonie na moich policzkach, a mi od razu zrobiło się gorąco. Ona zaczęła mnie widzieć nietowarny, jej wiara stała się naprawdę silna - Ty naprawdę jesteś uroczym chłopcem - Odparła, radośnie się do mnie uśmiechając.
- A nie mówiłem - Słysząc radość w głosie przyjaciela, sprzedałem mu wodę prosto w twarz. Co za upokorzenie co on jej nagadał, powinienem go za to udusić, nie jestem uroczy, ani słodki, wypraszam sobie, nie jestem też chłopcem. Może i tak wyglądam, ale jestem dorosły to żałosne.
- Em, tak.. Nie, nie jestem uroczy - Burknąłem, odsuwając jej dłonie z moich policzków, sprzedając przyjacielowi strzał w twarz zimną wodą, po pierwsze za to, co jej powiedział, a po drugie za to, jak szczerzył się, gdy ona tak do mnie mówiła. Niech oboje sobie nie pozwalają, nie jestem dzieckiem co za żenada.

<Sorey? C:>

998

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz