środa, 17 lipca 2019

Od Samuela CD Keyi

Biblioteka stojąca przed nami otworem dosłownie zapierała dech w piersiach. Widok tych wszystkich wiekowych, pokrytych grubą warstwą kurzu ksiąg wywarł na mnie niesamowite wrażenie, które trudno było opisać nawet tymi najfikuśniejszymi słowami. Dosłownie kręciło mi się w głowie z nadmiaru wrażeń. Z zewnątrz chałupa, w której wnętrzu obecnie się znajdowaliśmy, nie wyglądała na zbyt dużą, a jednak, mimo to, piętrzące się wokół regały z książkami wydawały się nie mieć końca. 
     - Naprawdę mogę brać cokolwiek zechcę? – zapytałem, w dalszym ciągu nie dowierzając słowom koleżanki. Jednocześnie lustrowałem wzrokiem każdą z półek znajdujących się w moim zasięgu, próbując wypatrzeć znajome tytuły odnoszące się do sztuki rzemiosła, jaką jest zielarstwo.
     - Mówię niewyraźnie? – zapytała kobieta ze śmiechem, przejeżdżając dłonią po grzbiecie jednej z książek. Za sprawą jej ruchu, w powietrze wzleciał mały tuman kurzu – Weź tyle, ile chcesz. Mój przyjaciel i tak nie korzysta z całego tego zbioru, a aż żal patrzeć, jak tyle wspaniałych ksiąg się marnuje. 
Nie potrzebowałem większej zachęty. Żwawym krokiem ruszyłem przed siebie, rzucając szybkie „Tak jest, pani kapitan!” w stronę pozostawionej w tyle Keyi, machając przy tym ręką, układając dłoń w bliżej niezrozumiałym geście. Moje słowa rozpłynęły się echem wśród regałów.  Wchodząc pomiędzy nie, poczułem przechodzący po kręgosłupie dreszcz podniecenia. Kobieta odkrzyknęła coś w moim kierunku, jednak jej dochodzący ze sporej odległości głos zlał się w niewyraźny bełkot, przez co nie byłem w stanie zrozumieć sensu jej słów. Na starcie chciałem się zawrócić, w obawie przed ty, że mogła starać się przekazać mi coś ważnego. Po chwili doszedłem jednak do wniosku, że najpewniej odkrzyknęła coś w odpowiedzi na moje słowa. W duchu pocieszając się stwierdzeniem, że na pewno nie było to nic ważnego, kontynuowałem energiczne szperanie pomiędzy regałami. 
Dokładnie przeszukiwałem każdą półkę oraz wszystkie stojące na niej tomy z osobna, dzięki czemu w niedługim czasie zorientowałem się, że każdy jeden regał poświęcony jest konkretnemu zagadnieniu. Choć żaden z nich nie był podpisany ani oznaczony konkretnym symbolem, nie trudno było się tego domyśleć chociażby po tytułach wyłożonych koło siebie ksiąg. Sam fakt, że tomy zatytułowane „kowadło u boku”, „jak wykuć własny los” czy „kowale – encyklopedia wiedzy ogólnej” stały obok siebie, dawał sporo do myślenia. Za sprawą tego mogłem zaoszczędzić nieco na czasie. Wkrótce przestałem badać każdą książkę osobno, na rzecz tego, aby jedynie sprawdzać przeznaczenie każdej z półek. Dzięki temu mogłem zatrzymywać się jedynie przy tych, których treść faktycznie mogła mnie zainteresować. Z czasem zacząłem również darzyć właściciela biblioteki wielkim podziwem za to, że był w stanie tak dokładnie posegregować wszystkie swoje książki. Byłem też przekonany o tym, że sam nie miałbym tyle cierpliwości.
A co chciałem znaleźć? Dobre pytanie. Szczerze mówiąc, nad tą kwestią zastanawiałem się od ostatnich kilkunastu godzin. A zacząłem tuż po tym, jak opuściłem dom Keyi. Możliwości, które dawał mi tak kolosalny zbiór ksiąg były na tyle wielkie, abym czuł konieczność przemyślenia wszystkich opcji na jakiś czas przed faktycznym wstąpieniem do biblioteki. Oczywistym było, że na starcie wszystkie moje myśli rzuciły się w kierunku zielarstwa, medycyny i roślin. W końcu to wokół tego kręciło się moje życie, praca oraz hobby. Jednak im dłużej nad tym główkowałem, tym bardziej utwierdzałem się w stwierdzeniu, że nie mogłem takiej okazji zmarnować tylko i wyłącznie na to. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że w tak starym księgozbiorze mogłem znaleźć tytuły, które za sprawą rozporządzenia króla zostały wycofane z obiegu przed wieloma laty. Mam tu na myśli wszelkie zbiory wiedzy o istotach nadnaturalnych, mówiąc wprost. Wizja dowiedzenia się czegoś więcej o owianych złą sławą istotach wzbudzała we mnie poczucie podekscytowania. Dotychczas kurczowo trzymałem się informacji, które masowo wbijane były do głów ludu. Informacji o tym, jak to nadnaturalni stali się wygnańcami za sprawą dobrej woli Króla, który chciał położyć kres burzącym, agresywnym czynom, jakich podejmowała się ta grupa. Informacji o tym, że są oni podgatunkiem człowieka, który magiczne moce przypłacili zwierzęcym umysłem, przez co nie był w stanie normalnie funkcjonować w cywilizowanym społeczeństwie. Informacji o tym, jak to każdy patriota powinien dążyć do wyplenienia tych pomiotów diabła, które zesłane zostały na nasz świat w ramach kary za grzech pierworodny…. Jakkolwiek okropnie by to nie brzmiało, z tyłu głowy dalej kurczowo ściskałem myśl, że jakiś czas temu również tępo wierzyłem w słowa Królewskich. Dopiero napotkanie na swojej drodze dwóch ludzi o nadnaturalnych zdolnościach sprawiło, że klapki wiszące przy moich oczach nareszcie opadły. Podkreślając słowo „ludzi” – każdy z nich był człowiekiem, a nie żądną krwi bestią. Właśnie to przekonało mnie, że powinienem dowiedzieć się o ich gatunku czegoś więcej. 
Jak wielkie było więc moje szczęście, gdy w pewnym momencie zobaczyłem stojący w rogu, podstarzały regalik, na którego półkach leżały zaledwie trzy, dość grube tomiszcza. Niemalże stuprocentowo pewny swoich podejrzeń, podszedłem do naruszonego biegiem czasu mebla. Ostrożnie poprawiłem trzymane w lewej ręce książki, które dotychczas kurczowo trzymałem przy piersi. Każda z nich poświęcona była zielarstwu, medycynie bądź roślinom w ogólnym pojęciu. Choć od początku trzymałem się chęci znalezienia książki z gatunku „tych zakazanych”, w dalszym ciągu chciałem również przygarnąć coś, dzięki czemu możliwe, że byłbym w stanie dowiedzieć się więcej o tajemniczych roślinach, na które ostatnimi czasy miałem przyjemność natrafiać. Gdy mój chwyt zaczął wydawać się stabilniejszy, prawą dłonią powędrowałem do pierwszej z wylegujących się na półce ksiąg. Zdmuchnąłem z niej kurz, odczytując tytuł zapisany zdobionymi, złotymi literami. 
„Vastum Infligit ex Orbis Nostri”*
Odczytałem słowa ostrożnie, niemalże z namaszczeniem. Nie zmieniło to jednak faktu, że najpewniej mocno pokaleczyłem je swoją wymową. Nie znałem tego języka, nigdy z resztą nie uważałem się za poliglotę. Nie mniej jednak byłem pewien, że księga ta musi dotyczyć Wygnańców. Wszystkie moje możliwe wątpliwości rozeszły się wraz z przerzuceniem pierwszych stron. Moim oczom ukazały się niezrozumiałe ściany tekstu, okalane atramentowymi rysunkami przedstawiającymi nadnaturalne istoty. Z cichą satysfakcją zamknąłem książkę, chowając ją pomiędzy innymi wybranymi przeze mnie tytułami. Następnie chwyciłem kolejny tom z tego samego regału.
” יצורים קסומים - איך להתמודד איתם „ **
Tym razem nie byłem w stanie nawet spróbować rozczytać widniejących na okładce znaków. Mimo wszystko, przekonany o tym, że książka ta również opiera się na wiedzy w zakresie istot nadnaturalnych, wepchnąłem ją w trzymany przy piersi stosik. Ostatnia z ksiąg, jako jedyna, zapisana była w dobrze znanym mi, słowiańskim języku. 
     - Sekrety podziemi: atlas po istotach nadnaturalnych – przeczytałem na głos, podziwiając szkarłatnie czerwoną okładkę tomu. Jaskrawy kolor ni jak nie pasował mi do obrazu starej, wiekowej książki. – Wygląda interesująco… 
     - I jest! – ku mojemu przerażeniu, tuż za plecami usłyszałem gruby, męski głos, który nie mógł należeć do Keyi. Przerażony, skostniałem. Czyżby to był ten rzekomo nieobecny przyjaciel kobiety?


* z łac. Nadnaturalne Byty Naszego Świata
** z heb. Magiczne Stworzenia, jak się z nimi obchodzić


Keya?

Liczba słów: 1066

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz