Jeżeli kiedykolwiek będzie gonił was Oddział Specjalny Do Zwalczania Wygnańców, podczas szalejącej burzy śnieżnej uważajcie oraz dokładnie czytajcie drewniane tabliczki z dziwnymi rysunkami i tym śmiesznym językiem ludzi. A nóż ten jeden na tysiąc razy, te tchórzliwe glizdy mają rację.
Jednak w tamtym momencie nie miałem za bardzo czasu przejmować się napisami w stylu: “Uwaga! Przeklęty Las”, “Strzeżcie się wszyscy Ci którzy tu wchodzicie” lub moje ulubione “Ludziom cnotliwym wstęp odradzany”. W chwili gdy na karku czujesz oddech gończych psów, a krzyki jak na jakiejś obławie, zataczają coraz ciaśniejsze kręgi wokół twojej kryjówki, należy po prostu wiać. Miałem do wyboru zignorowanie zazwyczaj idiotycznych ostrzeżeń ludzi lub trafić prosto na dywanik u króla, a następnie pod topór kata. O ile oczywiście Jaśnie Pan nie zażyczy sobie czegoś bardziej wymyślnego i kreatywnego od toczącej się po bruku odrąbanej głowy kotołaka.
Dlatego też cudem unikając niechybnej śmierci z rąk “sprawiedliwości” biegłem teraz wąską leśną ścieżką w nieznanym kierunku. Otaczające mnie drzewa, pochylały swoje gałęzie prawie do samej ziemi, co chwilę czepiając o ubrań. Tak jakby próbowały zatrzymać siłą kogoś kto wtargnął do ich domu. Jednak, jako że wychowałem się uciekając przed nadopiekuńczymi rzeszami członków rodziny, wypracowałem w sobie niesamowity instynkt więc lekko zgarbiony, przemykałem pomiędzy potężnymi pniami drzew.
Właśnie minąłem zwalony dąb o rozłożystych konarach, gdy ni stąd ni zowąd moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Oto po środku… właściwie niczego stał dom. A raczej olbrzymi zamek, zbudowany prawdopodobnie z… marmuru?! Cioteczko Halisianno najukochańsza! Ile ten gość musi mieć forsy ja się pytam?!
Oprócz ciężkich do opisania rozmiarów i kruszcu z jakiego był wykonany, co parę metrów dało się dostrzec równie pokaźnych rozmiarów, pięknie układane witraże, które teraz jednak większości przesłonięte były żelaznymi, zdobionymi okiennicami.
Niepewnie zbliżyłem się do otaczającego zamczysko żywopłotu, by następnie prześlizgnąć się przez na w pół uchyloną bramę. W momencie w którym zobaczyłem ogród doznałem kolejnego szoku. Mimo szalejącej burzy i śniegu który wciskał się dosłownie wszędzie (wliczając w to moje biedne oczy) dało się dostrzec, że ogród był równie starannie zadbany. Wszystkie krzewy oraz drzewa zostały przykryte lnianymi workami, aby zapobiec ich przemarznięciu. Jednak mimo świetnego wyglądu, miejsce to wydawało się dziwne… Niepokojące?
Mimo wszelkich możliwych przeciwwskazań, postanowiłem brnąć dalej. (Teraz ostrzeżenie numer dwa. Nigdy przenigdy. kiedy znajdziecie w środku lasu dziwnie wyglądający zamek, NIE PUKAJCIE DO DRZWI!!!)
Ale czy Ynais Atoa Enai Lakhoseth kiedykolwiek przejmował się czyimikolwiek radami? Nie! Więc jeżeli jesteście osobami o podobnym mi charakterze i macie podobne skłonności do pakowania się z deszczu pod rynnę radzę poważnie już rozmyślać nad gatunkiem drewna trumiennego.
Tak więc niepewnie unosząc dłoń do kołatki w kształcie głowy jakiegoś demona, zastukałam nią trzy razy o wrota które broniły wejścia do wnętrza budynku. Dlaczego to zrobiłem? Byłem mokry, przemarznięty, a przede wszystkim… brudny! Liczyłem na jakieś w miarę miłe przyjęcie, ale wszelkie moje nadzieje umarły, gdy odrzwia rozwarły się delikatnie z przeciągłym jękiem, a do środka wciągnął mnie niezidentyfikowany podmuch powietrza, który następnie z niesamowitą siłą rąbnął moim biednym obolałym ciałem o posadzkę. Tak bliskie spotkanie niespecjalnie wpłynęło na zwiększenie orientacji w sytuacji, gdyż najnormalniej w świecie, upadłem uderzając się w róg długich kręconych schodów, tym samym tracąc przytomność.
< Co ty na to Reo? >
Licznik słów: 519
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz