poniedziałek, 8 lipca 2019

Od Samuela CD Keyi

-  Z zasady nie porzucam dam w opresji. Tym bardziej takich ewenementów, które wytrzymały mój słowotok – powiedziałem, uśmiechając się miękko. Swój wzrok, dotychczas wbity w migoczące na nieboskłonie gwiazdy, przeniosłem na siedzącą obok kobietę. Ta w odpowiedzi zaśmiała się, przeczesując dłonią opadające włosy. Gdy rude kosmyki odsłoniły twarz Keyi, zauważyłem, że jej policzki oraz nos płoną wyrazistą czerwienią. W pierwszym odruchu wyciągnąłem nadgarstek, przykładając go do czoła towarzyszki. Gdy jednak nie wyczułem znacznego wzrostu temperatury, faktycznie uświadomiłem sobie, że kobieta zalana jest w sztok. - Chociaż, patrząc na stan, w jakim się obecnie znajdujesz, raczej nie zniosłaś go najlepiej. I co ja teraz z tobą pocznę?
     - Mówiłam, zostaw mnie – parsknęła, machając na to ręką. – Przytrafiały mi się znacznie gorsze rzeczy, niż spanie na ławce – jej słowa brzmiały stanowczo, jednak ja nie potrafiłem przyjąć do siebie takiej ewentualności. Wszystkie zasady kultury, taktu czy chociażby szacunek do kobiet, który od małego wpajała mi rodzina, skutecznie zniechęciły mnie do przystania na propozycję Keyi. 
Westchnąłem przeciągle, przecierając twarz nieprzyjemnie zimnymi dłońmi. Jeszcze raz zerknąłem na drobną kobiecinę znajdującą się u mojego boku. Siedzącą z podkurczonymi pod siebie nogami, skostniałymi od zimna rękoma, niezdrowo rumianą twarzą oraz półprzymkniętymi powiekami. W tej chwili w moich oczach była całkowicie bezbronną istotką, za której dalsze losy czułem się dziwnie odpowiedzialny. W duchu dziękowałem sobie za to, że nie skusiłem się na darmowe piwo, dzięki czemu teraz byłem w stanie myśleć racjonalnie. 
     - Gdzie mieszkasz? – spytałem się. Uznałem, że odprowadzenie Keyi do domu byłoby najrozsądniejszym rozwiązaniem tego całego rozgardiaszu. – Pomogę ci dojść tam całą i zdrową. W innym przypadku nie będę mógł zmrużyć oka, bo cały czas będę myślał o tym, czy nic ci nie jest – moje słowa ucichły w szumie wiatru, a ja czekałem na odpowiedź. Ku mojemu zdziwieniu, ta nie nadeszła. – Keya? – spytałem niepewnie, ponownie odwracając wzrok w jej kierunku. Wtedy zobaczyłem, że siedząca obok kobieta zasnęła, w trakcie gdy ja zastanawiałem się nad tym w jaki sposób mógłbym najlepiej jej pomóc. – No nie – westchnąłem. 
Nerwowo rozejrzałem się dookoła. Gdy nie dostrzegłem żadnej żywej duszy w okolicy, poczułem nieprzyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. „Jeśli nie widzisz nikogo, to nie znaczy, że jesteś sam. Zwyczajnie osoby będące dookoła nie chcą być zauważone” – tą mądrość notorycznie powtarzał mi dziadek, tuż przed swoją śmiercią. Kiedyś była ona źródłem dziecięcych koszmarów sennych, dzisiaj wzbudzała we mnie ziarno niepokoju, skutecznie obrzydzając samotne pałętanie się po nocy, w całkowitych ciemnościach. 
     - Nie ma mowy, żebym cię tutaj zostawił – mruknąłem w kierunku śpiącej kobiety. Szybko podniosłem się z ławki, zarzucając torbę na plecy. Następnie ostrożnie podniosłem spitą w trupa koleżankę, otaczając swoją szyje jedną z jej rąk. Lewą dłonią przytrzymałem dłoń Keyi na miejscu, drugą natomiast położyłem na jej talii, aby móc utrzymać bezwładne ciało kobiety w pionie. Powoli ruszyłem przed siebie, dokładnie badając każdy krok. Uważałem na to, aby towarzyszka nie zsunęła się w żadną stronę – w takim przypadku obydwoje skończylibyśmy całując glebę. 
Miałem już jako-taki zarys tego, co powinienem zrobić ze śpiąca Keyą. Z oczywistych powodów nie mogłem odprowadzić jej do domu. Na starcie odrzuciłem również pomysł zaprowadzenia jej do mnie, ponieważ bądź co bądź, praktycznie jej nie znałem. A nie jestem na tyle łatwowierny, aby prowadzać do siebie obcych na nocleg. Pamiętałem jednak, że niedaleko, bo jakieś pięć minut spacerem od knajpy, znajduje się mały, dość tani motelik. Nie było w nim luksusów, jednak na jedną noc powinien być odpowiedni. Z tą myślą powędrowałem w jego kierunku razem z wiszącą u boku Keyą. 
Gdy dotarłem na miejsce, stojąca za ladą pracownica obrzuciła mnie nieufnym spojrzeniem. Wnętrze moteliku nie było zbyt przestronne, a stojące w nim meble widocznie miały swoje lata. Na drewnianej podłodze widniały wytarte ślady od drzwi frontowych do recepcji oraz od niej do schodów prowadzących na górę, gdzie zapewne znajdowały się wynajmowane pokoje. Sama recepcja urządzona była w stylu, który swoje lata świetności celebrował dwie dekady temu. Wszystko wyglądało jednak schludnie, co przyjąłem z ulgą. Przechodząc przez hol, ostrożnie zerknąłem na ręcznie zdobiony zegarek wiszący nad głową recepcjonistki. Pięć po dziesiątej. 
     - Dobry wieczór – przywitałem się uprzejmie, dochodząc do elegancko ubranej blondynki w średnim wieku. – Na jedną noc, pokój z jednym łóżkiem. 
Kobieta zlustrowała mnie wzrokiem pełnym obrzydzenia oraz niechęci do mojej osoby. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno leżałbym martwy. Szybko wyjęła z szuflady szary, nieco podrdzewiały kluczyk, po czym rzuciła oschłe „pokój dwudziesty, na drugim piętrze”. Podziękowałem jej, odchodząc szybko. Stojąc do niej tyłem w dalszym ciągu czułem jej spojrzenie wwiercające się w moje plecy. W duchu płakałem nad tym, co musiała pomyśleć o mnie pracownica motelu. Nie trudno było domyśleć się, że wzięła mnie za obrzydliwego degenerata, który w podły sposób chce wykorzystać bezbronną, pijaną kobietę. Po cichu obiecałem sobie, że wytłumaczę się przed recepcjonistką kiedy będę wychodził.
Z trudem wniosłem Keyę na drugie piętro. Problemem nie była tutaj bynajmniej jej waga, a mój brak jakkolwiek wytrenowanych mięśni. Gdy dotarliśmy pod drzwi wykupionego pokoju, czułem się absolutnie wymęczony. Z trudem przeniosłem cały ciężar kobiety na jedną rękę, aby przekręcić klucz w zamku. Następnie otworzyłem drzwi nogą, pośpiesznie wparowując do pomieszczenia. Gdy tylko zauważyłem skromne, dwuosobowe łózko, rzuciłem się w jego kierunku. Szybko opadłem na nie razem z Keyą, z ulgą przyjmując chwilę odpoczynku, której doświadczyły moje mięśnie. Kobieta mruknęła coś pod nosem, jednak nie obudziła się.  
     - Matko jedyna, nareszcie – jęknąłem cicho, ostrożnie podnosząc się do pionu. Z ulgą spojrzałem na rozłożoną Keyę, delikatnie poprawiając jej ułożenie tak, aby nie spadła na ziemię w trakcie snu. Następnie położyłem swój plecak tuż obok niej, po cichu wyjmując ze środka szklaną, zakorkowaną butelkę z wodą, notatnik oraz drobny kawałek grafitu. Szybko wyrwałem z zeszytu mały kawałek kartki. „Pokój opłacony. W butelce masz wodę. Daj później znać jak się czujesz.” Napisałem, tym razem siląc się na czytelny, w miarę estetyczny styl pisma. Tuż obok narysowałem mały, nieco pokraczny obrazek przedstawiający moją uśmiechniętą twarzyczkę. Z tyłu napisałem adres, pod którym stoi mój zakład. Następnie ułożyłem liścik razem z butelką i kluczem od pokoju na stoliku stojącym obok łóżka.
Chwilę później już mnie nie było. Poszedłem zapłacić oraz omówić kwestię swoich intencji razem z pewną recepcjonistką. 

Keya?

Liczba słów: 1000

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz