czwartek, 25 lipca 2019

Od Mordimera CD Samuela

Nie wyobrażałem sobie, bym mógł spać z nim w jednym łóżku. Nie wyobrażałem sobie, bym mógł spać w jednym łóżku z kimkolwiek. To było dziwne i niezręczne, dlatego postanowiłem nie ulegać chłopakowi i zostać na podłodze. Po zjedzeniu kolacji, która swoją drogą była na prawdę pyszna, poszedłem do łazienki. Ponieważ nie miałem ręcznika, postanowiłem użyć tego, co chłopak, w końcu niczym się zarazić nie powinienem. Kiedy woda zmyła ze mnie brud dzisiejszego dnia, poczułem się jakby lżejszy. Szkoda, że nie miałem jeszcze świeżych ubrań, dlatego zostając w spodniach i koszulce, wyszedłem z łazienki. Resztę ubrań złożyłem i położyłem na krześle, po czym znowu spojrzałem na miejsce, w którym miałem spać. Westchnąłem i wziąłem swoją poduszkę, wypchaną pierzem oraz koc i starając się wygodnie położyć na ziemi, przygotowałem się do snu. Jednak to nie było takie proste. Deski wbijały mi się w łopatki i kręgosłup przy każdym ruchu, do tego wiało od nich zimnem, a byłem zbyt wielki, albo koc za mały, bym mógł okryć się nim jak naleśnik. Zerknąłem w stronę łóżka, a konkretnie, to wolnej przestrzeni, jaką pozostawił chłopak. Sam zajął miejsce z brzegu, zostawiając mi część łóżka. Skoro nie miał problemu… a ja go mam z powodu tej twardej podłogi… a co ja będę sobie dodawał bólu pleców, skoro jutro i tak obudzę się z naciągniętymi ramionami. Uniosłem głowę, chłopak widocznie już spał. Wstałem z ziemi i przeniosłem się na łóżko, usadzając się jak najbliżej brzegu. Okryłem się kocem i poczułem ogromną ulgę. Materac w porównaniu do desek był niczym miękkie chmury. Szybko zasnąłem.

*

Znajdowałem się w Dolinie Wodospadów. Moi rodzice akurat ganiali się między strumieniami, jak małe dzieci, a ja z siostrzyczką odpoczywałem w cieniu. Dzień zapowiadał się pięknie, mogłem tkwić w tej chwili do końca życia, ale nagle niebo przesłoniły szare chmury, a wraz z ich nadejściem, na tle pagórka pojawiła się druga osoba. Przyjrzałem się jej, poczułem niezrozumiany strach. Babka zeszła z górki, trzymając za rączkę moją siostrę, która już urosła. Ja sam zaś dalej pozostawałem małym urwisem, siedzącym w cieniu. Spojrzałem na miejsce, gdzie ostatnio widziałem rodziców, ale na ich miejscu zobaczyłem tylko dwa groby, znajdujące się przy domu. Nim zacząłem płakać i krzyczeć, silna dłoń starszej kobiety odciągnęła mnie w las. Dopiero gdy krajobraz zniknął z mych oczu, zacząłem się szarpać, ale kobieta była nieustępliwa. Czułem na sobie pogardliwe spojrzenie jej i siostry, która grzecznie szła za nią. Z nienawiści do starszej istoty, ugryzłem ją w rękę. Puściła mnie, a ja biegłem przed siebie, mając nadzieje dobiec do starego domu, ale gdy las się skończył, wypadłem na ulicę. Konkretnie to na targ. Podniosłem się z kolan, na które upadłem, byłem już dorosły i o wiele większy od wszystkich ludzi. Na placu była postawiona szubienica, wokół której zebrali się ludzie. Kogo dzisiaj mogli wieszać? Nagle poczułem jak ktoś mnie pcha, odwróciłem głowę. Strażnicy podchodzili do mnie z halabardami, ich ostre końce wbijały mi się niebezpiecznie w plecy. Gdy chciałem się poruszyć, okazało się, że na rękach i nogach mam kajdany. Pchali mnie prosto na szubienice, a mną owładnął strach. Chciałem się wyrwać i uciec, ale nie potrafiłem, jakaś niewidzialna siła trzymała mnie w pionie i zmuszała do podążania przed siebie. Kiedy zrobiłem pierwszy krok na schodkach, odzyskałem władze w ciele. Nim jednak cokolwiek zrobiłem, mężczyźni chwycili mnie za ramionami. Moje szamotanie nie zrobiło na nich większego wrażenie, doprowadzili do końca mej drogi i nałożyli sznur na szyję. Nim straciłem grunt pod nogami, gdzieś w tłumie zobaczyłem znajomą twarz. Samuel przyglądał mi się z obojętnością, jakby to go wcale nie interesowało. Wtedy przesunęli dźwignie.

*

Obudziłem się w wynajętym pokoju, otworzyłem szeroko oczy i wgapiłem się w sufit. Przyłożyłem dłoń do szyi, nie miałem na niej sznura, zostało mi tylko uspokoić szalenie bijące serce. Odetchnąłem z ulgą, a kiedy położyłem dłoń, zamiast materaca, poczułem… kogoś. Zadarłem głowę do góry. Wczorajsza pozycja, w jakiej oboje zasnęliśmy, poszła w niepamięć. Teraz zamiast leżeć na krańcach łóżka, odwróceni do siebie plecami, ja zajmowałem całą część łóżka po ukosie. Głowa leżała na poduszce po prawej stronie, a nogi pozostały na swoim miejscu, czyli po lewej. Chłopak zaś leżał na moich brzuchu, ściskając w rękach moją koszulkę, pewnie myśląc, że to koc, który leżał obok. Ogólnie rzecz biorąc, rozwaliliśmy nasze leże pod względem estetycznym.
Ale się wyspałem.
Zerknąłem za okno, słońce już zdążyło zawisnąć na niebie, dlatego należało powoli wstawać. Dźgnąłem chłopaka w ramie, ale on nawet nie zareagował.
- Samuel – mówiłem do niego i lekko nim potrząsałem. - Wstań, leżysz na mnie – dalej nic do niego nie docierało, mruknął coś niewyraźnego pod nosem i wtulił się we mnie. Dziwnie się poczułem. Wziąłem jego ręce i od siebie odkleiłem, kładąc obok. Kiedy chciałem go okryć kocem, ten złapał mnie za rękę i wymruczał jakieś słowo. Najwidoczniej tkwił w bardzo mocnym i pięknym śnie, skoro nie tylko przykleił się do mojej ręki, ale też splótł nasze palce. Westchnąłem i się położyłem. Niech śpi, mi to nie przeszkadza, póki nie zacznie mnie kopać przez sen, albo mi nie obślini ręki. Zamknąłem na chwilę oczy, aż znowu nie zasnąłem.

<Samuel? xd>

Liczba słów: 833

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz