Dzisiejszy dzień był nudny i mało produktywny. Większość czasu zwyczajnie leżałam i obserwowałam chmury, co jakiś czas szukając w nich dziwnych kształtów. Raz nawet udało mi się wypatrzeć parę ptaków, która cudownie tańczyła w powietrzu.
Szybko jednak i to mi się znudziło, więc skierowałam się do niedalekiej karczmy. Nie miałam dokładnego planu na dalszą część dnia, a ten pomysł wydał mi się najlepszy.
Po drodze dopisywał mi wyjątkowo dobry humor. Podśpiewywałam nawet piosenkę, którą usłyszałam ostatnio od chłopaka, który czasem przychodzi w odwiedziny do mentora. Kojarzyła mi się ze spokojem i nostalgią, ale zawierała w sobie małą cząstkę radości.
W knajpie było sporo osób i panował gwar. Nie było to dziwne, zważając na to, że kończy się tydzień. Gośćmi byli głównie mężczyźni, a niektórzy wręcz krzyczeli. Szybko znalazłam odpowiednie miejsce, gdzie nie było obrzydliwych i starych oblechów. Sąsiad z ławki obok okazał się młodym i cichym chłopakiem.
Kiedy siedziałam i rozmyślałam nad rodzajem alkoholu, który dziś spożyję, odezwał się brązowowłosy za mną. Na początku mnie przestraszył i powodował we mnie niepokój. Nie raz spotkałam młodych, którzy okazywali się niezdrowi na umyśle.
- Ramiona oceanu. – podałam tytuł, który na całe szczęście zapamiętałam. – Myślałam, że jest raczej mało znana. Chociaż mało, nie oznacza, że nie jest znana wcale, więc nie powinno mnie to dziwić.
Paplałam jak najęta. Na szczęście Nieznajomy nie patrzył na mnie krzywo, a wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że wcale mu to nie przeszkadza.
- Wiedziałem, że ją znam. – na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
Jego kasztanowe oczy wydawały się świecić iskierkami radości, a włosy lekko falowały z każdym ruchem głowy. Wyglądał na młodego i szczęśliwego.
- Jestem Keya Reed. – wyciągnęłam ku niemu rękę, którą przyjął.
Zwykle nie przedstawiałam się pierwsza, ale ten osobnik mnie dziwnie zainteresował. Wydawał się aż nazbyt pozytywny i na swój sposób uroczy.
Albo to po prostu mój dzisiejszy humor dopisuje sobie cechy do nieznajomych. Co jeśli stwierdzi, że jestem wariatką? A ja tylko potrzebuję towarzystwa. Dawno z nikim nie rozmawiałam.
- Samuel Smith. – odpowiedział.
- Miło mi. – teraz to ja się uśmiechnęłam.
Zaraz obok pojawiła się barmanka, która przyjęła zamówienie i popędziła z powrotem za ladę. Niestety towarzysz nie chciał żadnego trunku, więc ostatecznie będę piła sama.
- Mogę się dosiąść? – zapytałam, wskazując puste krzesło obok.
Samuel przyjął propozycję, więc przysiadłam się do niego. Na jego stoliku leżał notatnik, ale wcale nie taki zwykły. Wyglądał na stary i zmęczony życiem, a jego okładka tylko to potwierdzała. Niedaleko obok drewnianego kwadraciku leżała dziwnie wyglądająca roślina.
- Nigdy takiej nie widziałam. – wskazałam na żółtolistne piękno natury. – Nie znam się w tych sprawach, ale potrafię rozróżnić niektóre z roślin. Ma jakieś ciekawe zastosowanie?
Podparłam dłonią głowę, a nogi podkurczyłam pod siebie. W momencie kiedy zadawałam pytanie, nadeszło mój upragniony alkohol. W oczekiwaniu na odpowiedź zatopiłam usta w kufel.
<Samuel? :3>
Liczba słów: 455
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz